Rozmowa z ADAMEM SAWICKIM, ekspertem z Instytutu Spraw Publicznych
• Od 2001 r. partie na swoją działalność otrzymują pieniądze z budżetu. Dziewięć lat później subwencje te zmniejszono o połowę. Czy obowiązujący u nas system finansowania partii politycznych sprawdził się, czy też należy go zmienić?
– Ten system współfinansowania partii jest dobry, bo dzięki temu przecinamy lub przynajmniej ograniczamy powiązania partii z grupami interesu, które mogą oczekiwać odwdzięczenia się za wsparcie. A to zawsze jest korupcjogenne. Istnieje wówczas podejrzenie, że jakieś ugrupowanie lub dany polityk będą bardziej dbali o interes darczyńcy niż swoich wyborców. A to wyborcy, a nie hojni donatorzy, powinni być dla partii najważniejsi.
• Czy obecny system, rekomendowany zresztą przez Radę Europy, ma jakieś mankamenty?
– Choć cały system zdaje egzamin, to pewne jego modyfikacje należy wprowadzić. Dotyczy to zasadności wydatków czynionych przez partie ze środków z subwencji budżetowych. Ludziom nie podoba się, że ich pieniądze idą na zakup ubrań, win, wynajęcie boiska sportowego czy ochronę prezesa partii. Dobrze byłoby określić, które wydatki są ponoszone z których funduszy. Wprawdzie subwencję partie dostają na oddzielne konto, ale trafia ona później na jedno, główne konto partii i z niego dokonywane są wszystkie wypłaty. W rezultacie, patrząc na wyciąg bankowy, nie sposób mieć wiedzę, z których pieniędzy sfinansowano dany zakup czy usługę. Byłoby inaczej, gdyby został wprowadzony katalog wydatków dozwolonych ze środków publicznych, a większą swobodę dysponowania pieniędzmi zapewniałyby kwoty zgromadzone ze składek oraz darowizn.
• Po upublicznieniu wydatków partyjnych, premier zapowiedział zaprzestanie finansowania partii z budżetu. Przygotowywana jest już stosowna ustawa. Czy zlikwidowanie subwencji jest dobrym rozwiązaniem i czy Sejm się na to zgodzi?
– Szanse na przegłosowanie takiej ustawy są niewielkie. A sama propozycja jest populistyczna. Wprawdzie Polacy, zapytani przez ośrodek badania opinii publicznej, mówią wprost, że nie chcą, by z ich podatków finansowano partie polityczne, ale taki jest oddźwięk na listy partyjnych zakupów. Jednak nie zastawiają się, jakie byłyby koszty społeczne zmiany zasad finansowania działalności partii. A chodzi o tak groźne zjawiska, jak korupcja, nielegalne naciski lobbystów czy odwdzięczanie się za zasilenie partyjnego konta. Powinniśmy zastanowić się, jak wydawać budżetowe pieniądze, by podnieść jakość debaty publicznej, wzmocnić programy polityczne czy częściej organizować spotkania z wyborcami. Uważam, że należy zająć się modyfikacją obecnego systemu, a nie dążyć do jego zniesienia, bo nie przyniesie to niczego dobrego.
• Można powiedzie, że PO stać na to, by funkcjonować bez pieniędzy z kasy państwa. Podobno ma na koncie 80 mln złotych. Inne partie nie mają tak komfortowej sytuacji.
– Co do wielkości kwot zgromadzonych przez Platformę Obywatelską wolę się nie wypowiadać, bo zwyczajnie nie wiem, ile jest tych pieniędzy. Choć jako obywatel powinienem mieć prawo do takiej informacji. I tu chciałbym jeszcze powrócić do możliwości ulepszenia obecnego systemu. Oprócz wspomnianego przeze mnie katalogu wydatków, należy właśnie zwiększyć jawność finansów partyjnych. Należałoby poszerzyć zakres informacji, które przeciętny obywatel, dziennikarz, czy też członek partii może znaleźć w internecie – na stronie PKW lub partii. Wydaje się, że dobrym pomysłem byłoby, żeby przynajmniej wyciągi z kont bankowych i z kont księgowych, gdzie jest zamieszczona kategoryzacja rachunków, zostały upublicznione. Nie wszystko da się uregulować prawnie, ale gdy wydatki partyjne będą powszechnie znane, wówczas byłaby szansa na samoograniczenie i racjonalizację dysponowania budżetowymi środkami. Politycy zaczną się zastanawiać jak zostaną odebrane wydatki ich partii i czy np. powinni na spotkanie partyjne kupić alkohol z pieniędzy partii, czy lepiej nie. Byłby to skuteczny mechanizm kontroli społecznej nad wydawaniem publicznych pieniędzy.
• Może większą ich część należałyby przeznaczać na finansowanie tzw. funduszu eksperckiego?
– Uważam, że partie powinny wydawać więcej pieniędzy na tego typu aktywność, choć mają z tym pewien problem. Jak wynika z badania, przeprowadzonego kilka lat temu przez Instytut Spraw Publicznych, nie wszystkie ugrupowania przeznaczają na fundusz ekspercki nawet te 5 proc. swego budżetu. Pytanie –dlaczego tak się dzieje? Słyszy się wyjaśnienia, że bierze się to stąd, iż często są wątpliwości, czy Państwowa Komisja Wyborcza nie zakwestionuje poniesionych na ten cel wydatków. Bezpieczniej jest więc nie wydawać z tego funduszu. Taka postawa przekłada się później na to, iż to posłowie w Sejmie zamawiają potrzebne ekspertyzy czy badania, zamiast z Funduszu Eksperckiego. Należy zmienić praktykę dysponowania środkami z funduszu eksperckiego. Regulacje powinny zachęcać partie do korzystania z nich, należy jednak jednoznacznie określać, na co konkretnie je przeznaczać.
• Gdyby, choć pana zdaniem szanse na to są niewielkie, ustawa o zaprzestaniu finansowania partii przeszła w Sejmie, to które ugrupowania straciłyby na tym?
– Nie jest to oczywiste, choć można pokusić o ocenę, że partie, które adresują swój program do bardziej zamożnego elektoratu (do klasy średniej czy przedsiębiorców), mogą liczyć na wsparcie w postaci darowizn. W nie mniej uderzyłby brak budżetowych pieniędzy. Z kolei ugrupowania liczące na wsparcie mniej zamożnego elektoratu byłyby pokrzywdzone. Mogłyby mieć problemy ze finansowaniem swojej działalności. Ale może też być odwrotnie. Partie, na które głosują majętni wyborcy, mogą się srodze zawieść, bo może się okazać, że nie są oni skorzy do sięgania do swoich kieszeni. Paradoksalnie może być tak, że uboższe grupy społeczne chętniej wspomogą partię, którą popierają.
• Można się spotkać z propozycją finansowania partii z odpisów podatkowych. Znajduje pan uzasadnienie na wprowadzenie w życie takiego pomysłu?
– Błędne jest rozumowanie, że dzięki temu skończyłoby się finansowanie partii z publicznych pieniędzy. Odpis to tak naprawdę nie jest darowizna podatnika, bo są to przecież pieniądze publiczne. Jest to tylko inny mechanizm finansowania partii, lecz cały czas z tych samych środków budżetowych. Natomiast przeznaczanie ich z odpisów podatkowych zróżnicowałoby sytuację finansową poszczególnych ugrupowań. Wiadomo, że więcej pieniędzy z odpisów spłynęłoby do tych partii, na które głosuje zamożny elektorat niż do tych, które popierają słabiej uposażeni wyborcy. Trudno tu pominąć to, że system ten spowodowałby wykluczenie jednej grupy społecznej. Rolnicy przecież nie płacą podatku dochodowego, nie mogliby więc przekazać odpisu.
Wracając do kwestii finansowania partii z subwencji, chciałbym wskazać jeszcze jedną możliwą modyfikację. Obecnie partie nie zabiegają za bardzo o swoich wyborców. Wynika to m.in. z wysokiego 3 proc. progu uprawniającego do otrzymania subwencji budżetowej. To powoduje, że tak naprawdę nowe inicjatywy polityczne mają małe szanse na powodzenie. Efekt jest taki, że mamy zamkniętą scenę polityczną, przez co poszerza się grupa wyborców, nieznajdujących reprezentantów swoich poglądów i interesów. Czasowe obniżenie tego progu mogłoby zmienić ten stan i zwiększyć konkurencję na scenie politycznej.
Teresa Hurkała