Gmin gdzie obszary chronione stanowią ponad 50 proc. ich powierzchni jest w Polsce około 350. Zaledwie część z nich to miejscowości turystyczne. Ogromna większość boryka się z dużymi problemami finansowymi, których powodem są parki narodowe i inne obszary cenne przyrodniczo, jakie znajdują się na ich terenie. Bez pomocy państwa, grozi im stagnacja cywilizacyjna, a co za tym idzie wyludnienie.
Wioski czy nawet miasteczka widma to dla takich gmin wcale nieodległa przyszłość. Młodzi mieszkańcy nie mogąc stworzyć czy nawet znaleźć pracy u siebie, wyjeżdżają z terenów objętych ochroną. Władze samorządowe nie są wstanie ich zatrzymać. Brakuje im środków by dać swoim mieszkańcom alternatywę. Niestety jak do tej pory jedynie Polskie Stronnictwo Ludowe dostrzega ten problem. Dlatego aby nagłośnić zagrożenia jakie z tytułu obszarów chronionych płyną dla gmin na spotkanie z samorządowcami ludowcy zaprosili przedstawicieli wielu ministerstw. – Dobrze, by poznali argumenty samorządów. Obecny reżim finansowy degeneruje rozwój gmin z obszarami chronionymi. Jeśli chcemy je zachować, musimy zrekompensować im straty, jakie ponoszą z tego powodu – mówi Eugeniusz Grzeszczak, wicemarszałek Sejmu. – Dlatego PSL przygotowało projekt ustawy w tej sprawie, ale problem jest ponadpartyjny. Solidaryzm społeczny nakazuje, by koszty ochrony dobra narodowego ponosili wszyscy. Trudno znaleźć uzasadnienie, by obciążenia spadały na wąską grupę obywateli – dodał wicemarszałek. Szacuje się, że z rozwiązań ustawy skorzystałoby około 350 gmin, gdzie tereny chronione przyrodniczo zajmują więcej niż połowę ich powierzchni. Proponuje się wprowadzenie rekompensaty środowiskowej. Jej kwota byłaby uzależniona od formy ochrony przyrody. Tam, gdzie zlokalizowane są parki narodowe i rezerwaty przyrody byłoby to 160 zł za hektar. To tu bowiem występują największe ograniczenia w gospodarowaniu tymi terenami. Praktycznie nie można prowadzić tu jakiejkolwiek działalności gospodarczej. W przypadku obszarów Natura 2000 byłoby to 80 zł na hektar. Skutki finansowe tych rozwiązań dla budżetu państwa wyniosłyby 300-400 mln zł rocznie. Jednak istniałby mechanizm korygujący, ponieważ inne są potrzeby gmin bogatych, które uzyskują duże dochody z turystyki, a inne tych, które nie mają z niej znaczących wpływów. – Nie może być tak, że gminy są karane za to, że mają obszary chronione przyrodniczo – zauważył Krzysztof Mróz, wójt gminy Lutowiska (woj. podkarpackie). Ogromny jej obszar, małe zaludnienie i ostrzejszy niż gdzie indziej klimat generują wysokie koszty utrzymania dróg, dowozu dzieci do szkół, ogrzewania. Niemal połowę obszaru gminy zajmuje Bieszczadzki Park Narodowy, do tego dochodzą inne formy ochrony przyrody. To ma odbicie w dochodach. Są uszczuplone, co utrudnia zgromadzenie wkładu własnego na inwestycje za unijne środki.
Ekoterroryści w akcji
– Na naszym terenie rozciąga się Biebrzański Park Narodowy. Służy całemu nardowi, niech na jego utrzymanie łożą wszyscy Polacy, a nie tylko mieszkańcy gminy – przekonywał Zdzisław Dąbrowski, wójt gminy Trzcianne, woj. podlaskie. O tym, jak chronić tę unikatowa przyrodę, chcą decydować wszyscy, ale koszty z tym związane spadają na gminę. Do tego rygory środowiskowe uniemożliwiają podjęcie różnych przedsięwzięć. Na budowę biogazowni nie zgadzają się ekolodzy. Słusznie należy się nam rekompensata za utracone dochody, lecz obawiamy się, czy jej wprowadzenie nie pozbawi nas subwencji wyrównawczej, należnej z tzw. Janosikowego – dodał wójt. Janusz Papich, wójt gminy Świętajno (woj. warmińsko-mazurskie) zwrócił uwagę, że oprócz strat spowodowanych ograniczeniem działalności gospodarczej, gminy muszą ponosić wyższe koszty związane na przykład z opracowaniem planu przestrzennego zagospodarowania. Te koszty są nie tylko pięciokrotnie wyższe, ale i trudno znaleźć wykonawców, bo jest to utrudniona praca. Ponadto każda inwestycja pociąga za sobą konieczność przygotowania jej wpływu na środowisko, a także opracowania rozwiązań alternatywnych. To znacząco podraża już samo skompletowanie dokumentów, niezbędnych do realizacji zadania. Każdy inwestor na terenach chronionych nigdy nie wie, czy w pewnym momencie nie znajdzie się jakiś ślimak, który na długo wstrzyma budowę. Ekolodzy o to zadbają. Są oni prawdziwą zmorą władz lokalnych z terenów chronionych przyrodniczo. Mogą sparaliżować ich poczynania. W gminie Wijewo (woj. wielkopolskie) do niedawna jeziora były czyste. Bytujący nad nimi bączek doprowadził do ich zanieczyszczenia. Z jego powodu nie wolno bowiem ścinać trzcin. – My możemy mieszkać w skansenie, ale trzeba nam to zrekompensować – ironizuje Ireneusz Zając, wójt gminy.
Rachunek korzyści i strat
Uczestnicy spotkania zastanawiali się, czy nie rozszerzyć rekompensat środowiskowych na wszystkie gminy, na których terenie są obszary chronione przyrodniczo. Zdaniem Witolda Osowskiego, burmistrza gminy Brusy konieczne jest opracowanie rzetelnego rachunku korzyści i strat związanych z zajęciem dużego terenu-gminy przez chronioną przyrodę. To nie jest wyłącznie uciążliwość, ale i zyski z turystyki, choć nie wszędzie są to znaczące wpływy. Trudno wyjaśnić, dlaczego podatki od lasu chronionego są o połowę niższe od lasu nie podlegające tym restrykcjom. Janusz Zaleski, wiceminister ochrony środowiska poinformował, że jest gotowy projekt ustawy, który je zrówna. Jak należało się spodziewać, inny punkt widzenia na rekompensowanie gminom strat, ma ministerstwo finansów. Hanna Majszczyk, wiceminister tego resortu przekonywała, że podstawą ustawy powinny być utracone korzyści, które trzeba oszacować. Wskazała, że rekompensaty środowiskowe byłyby zbyt dużym obciążeniem dla budżetu. 0,5 mld zł to jest znacząca kwota, a gdyby, jak postulują samorządowcy, rozszerzyć subwencję na większą liczbę gmin, uległaby ona zwielokrotnieniu. Ponadto wśród gmin z obszarami chronionymi są także bogate. Nie potrzebują więc dodatkowego zasilania. Nie da się ukryć, że większość aż tak pokaźnych sum nie czerpie z turystyki. Niestety, ale obszary chronione przyrodniczo ograniczają ich rozwój. Te straty muszą być w jakieś formie wyrównane. Parki narodowe, rezerwaty przyrody są dobrem ogólnonarodowym. Koszty ich ochrony powinniśmy ponosić wszyscy, a nie tylko mieszkańcy gmin, na których terenie się one znajdują.
Teresa Hurkała
Fot. Wiesław Sumiński, Robert Matejuk