Julia (Julianna) – córka Wincentego Witosa

W zgodnej opinii świadków z epoki jedynaczka była oczkiem w głowie Wincentego Witosa. Wielka szkoda, że Julia nie napisała wspomnień ani nie zachowała się jej korespondencja z ojcem. Rzuciłyby one na pewno dodatkowe światło na ich wzajemne relacje i niebagatelną rolę, jaką odgrywała w jego życiu.

 

Jesteśmy zatem zdani na wyciąganie wniosków na podstawie wspomnień trzykrotnego premiera, zwłaszcza obejmujących okres przymusowego pobytu w Czechosłowacji, oraz przeprowadzonych w różnym okresie wywiadów z osobami, które znały osobiście Wincentego Witosa i jego córkę. Informacji o Julii jest wcale nie tak mało, lecz są rozproszone. Z tych fragmentarycznych informacji jak z rozsypanych puzzli można jednak otworzyć jej życiorys.

 

(…) Wincenty Witos do swojej jedynaczki miał bezgraniczne zaufanie. O zamiarze udania się na emigrację, poza córką, nie wiedział żaden z domowników. We wspomnieniach napisał: Wiedziała o nim tylko córka, która umiała i potrafiła milczeć.

Przez cały czas pobytu ojca na emigracji Julia utrzymywała z nim kontakt często pisząc listy i odwiedzając go. Na podstawie wspomnień i dziennika Witosa można ustalić, iż napisała do ojca co najmniej 50 listów oraz odwiedziła go blisko 30 razy. Było ich zapewne o wiele więcej, bo dziennik nie obejmuje roku 1937 a z roku 1936 jest tylko styczeń. Jedne z odwiedzin były jednodniowe, inne  dłuższe. Można powiedzieć, że była jego stałą łączniczką z rodziną i działaczami Stronnictwa Ludowego. Trzeba przy tym pamiętać, że wychowywała w tym czasie dwójkę dzieci, zarządzała pensjonatem w Zakopanem i pomagała matce w prowadzeniu gospodarstwa.

Musiała też zdobywać pieniądze na utrzymanie ojca za granicą. Opieka ze strony czechosłowackich agrarystów i spontaniczne zbiórki w kraju to było za mało. Na utrzymanie emigranta szły więc pieniądze z dochodów z gospodarstwa i pensjonatu w Zakopanem. Troszcząc się o jak najlepsze warunki życia ojca na emigracji starała się dostarczać mu odzież, co nie zawsze się udawało. W czasie jednego z jej pobytów w Czechosłowacji, jak odnotował to Witos, udali się razem na zakup odzieży.

W listach i w czasie spotkań informowała ojca o wydarzeniach dziejących się  w Wierzchosławicach i powiecie tarnowskim, o nastrojach wśród chłopów, kłopotach rodzinnych i gospodarczych, postawach znanych Witosowi mieszkańców Wierzchosławic. Radziła się ojca co ma zrobić z domem, na który jest kupiec. Z listów córki emigrant dowiedział o szykanach, jakim jest poddawana ze strony sanacji, trudnościach w przekraczaniu granicy i o egzekucji kosztów procesu brzeskiego. Informowała go o ogromnej powodzi, jaka nawiedziła Wierzchosławice 17 lipca 1934 r. Dzięki listom córki wiedział, którzy mieszkańcy Wierzchosławic wstąpili do „Strzelca” i podpisali deklarację do BBWR. Zrelacjonowała mu konflikt między mieszkańcami a proboszczem o wikarego oraz z ZMW „Wici” o poświęcenie sztandaru tej organizacji. Opisała krwawe zajścia w Wierzchosławicach w czasie obchodów Dnia Czynu Chłopskiego 15 sierpnia 1936 r. Jako ich prowokatora wskazała policję.

W roku 1936 chcąc dziadkowi zrobić przyjemność, bo dawno nie widział wnuków,  w odwiedziny zabrała oboje wnucząt. W 1938 pojechała z wnuczką, aby w niepewnej sytuacji politycznej w Europie na wszelki wypadek mogły pożegnać się z Witosem.

Wincenty Witos, który w powszechnym odczuciu uchodził za człowieka oschłego i  zdystansowanego, w stosunku do jedynaczki okazywał się czułym ojcem wyczekującym jej listów i odwiedzin. Zamartwiał się dłuższym brakiem wiadomości od niej.  Prosił wtedy znajomych, żeby ustalili co się z nią dzieje. W swoim dzienniku  treść jednego z listów od córki streścił w taki oto sposób : Mała pisze, że chora na płuca, matka na serce. Kiedy córka w 1935 r. była na trzytygodniowym leczeniu w sanatorium w Podiebradach odwiedził ją czterokrotnie. W jego zapiskach zauważymy, że od pewnego czasu nazywa ją zdrobniale Jula. Córka czuła tą ojcowską miłość i troskę. W marcu 1938 r., kiedy przez dwa dni nie przepuszczono jej przez granicę napisze: Tatusiu, jadę do Zakopanego. Co jest, proszę napisać.

Jak bardzo tęsknili za sobą dowodzi fakt, że kiedy Julia jechała w kwietniu 1938 r. do Rzymu., spotkali się na pół minuty (!) na granicznej stacji kolejowej w Boguminie, który leżał po stronie Czechosłowackiej i do którego Witos musiał dojechać z miejsca swojego pobytu. (…)

 


Zamów prenumeratę: zielonysztandar.com.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły