Rozmowa z Czesławem Siekierskim, europosłem i wiceprzewodniczącym Komisji Rolnictwa w Parlamencie Europejskim
• W decydującą fazę wkraczają rozmowy na temat kształtu Wspólnej Polityki Rolnej w latach 2014-2020. Swoje propozycje w tej sprawie przedstawiła jakiś czas temu Komisja Europejska. Dobrą informacją na pewno jest to, że budżet WPR będzie zbliżony do tego obecnego.
– Jak wiadomo dziś w Unii Europejskiej na pieniądze patrzy się zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Kiedy trzeba szukać oszczędności spogląda się na WPR. Tymczasem o ile w latach 70 było to ponad 75 proc. budżetu UE, to dziś jest to ponad 40 proc. Oczywiście to sporo, ale jest to zmiana widoczna. Dla Polski utrzymanie wielkości budżetu UE, w tym WPR ma zasadnicze znaczenie, ale najwięcej do powiedzenia w tym względzie ma duet Merkel-Sarkozy. A tutaj ważna będzie logika wyborcza. Nie zapominajmy bowiem, że wkrótce mamy wybory we Francji, a za rok w Niemczech.
• Na razie nie zanosi się natomiast na to, żeby poziom dopłat bezpośrednich w nowych krajach członkowskich zbliżył się do tego, jaki mamy w krajach tzw. starej unii.
– W związku z tym, że szukamy oszczędności, a poziom finansowania WPR ma pozostać na zbliżonym poziomie, to żeby wyrównać poziom dopłat należałoby znacząco ograniczyć ich wysokość w krajach starej Unii. A to nie będzie łatwe zadanie. Zwłaszcza we Francji, przed wyborami prezydenckimi Sarkozy nie może sobie pozwolić na to, żeby tamtejsi rolnicy poczuli się skrzywdzeni. Stąd też mamy kosmetyczną propozycję zmniejszania dysproporcji między starymi, a nowymi członkami UE. WPR to nie tylko I filar, czyli dopłaty, ale także środki przeznaczone na rozwój obszarów wiejskich czyli II filar. I tutaj Polska jest w absolutnej czołówce. W przeliczeniu na hektar bijemy na głowę Francję, Niemcy, Włochy i Wielką Brytanię. I to musimy brać pod uwagę, a nie tylko patrzeć przez pryzmat dopłat bezpośrednich, co zarzucają nam koledzy z innych państw członkowskich. Warto też zwrócić uwagę, że Europa pod względem rozwoju rolnictwa jest bardzo zróżnicowana. Europa Północna i Południowa ma zupełnie inne rolnictwo. Ale to jeszcze nie wszystko, w wielu regionach widoczne jest nawet zróżnicowanie rolnictwa w ramach obszaru jednego państwa. Bo jak np. porównywać w Polsce rolnictwo w województwie wielkopolskim z rolnictwem w województwie podkarpackim? Jedni rolnicy tłumaczą, że środki powinny iść przede wszystkim do gospodarstw towarowych, tych które produkują na rynek, drudzy uważają, że nie możemy zapominać o małych rodzinnych gospodarstwach. Myśląc o WPR musimy te wszystkie czynniki brać pod uwagę.
• Co z kwestią małych gospodarstw rolnych np. w Polsce?
– Część takich gospodarstw ulegnie powiększeniu i staną się gospodarstwami towarowymi, ale wiele małych gospodarstw zniknie. Dlatego musimy w sposób szczególny zadbać o rozwój obszarów wiejskich, zwłaszcza o tworzenie tam nowych miejsc pracy. II filar WPR załatwia tylko część tych zagadnień. Tu powinna włączyć się także w większym stopniu polityka spójności i programy regionalne, bo inaczej obszary wiejskie będą zaniedbane pod względem infrastruktury i przedsiębiorczości.
• Czy nie odnosi Pan wrażenia, że UE w dziedzinie rolnictwa staje się niekonkurencyjna na rynkach światowych? Natomiast nowa propozycja finansowania WPR jakby konserwowała stan aktualny, zupełnie nie licząc się z tym co będzie działo się na świecie w najbliższych latach?
– Dziś na rynku globalnym przegrywamy z rolnictwem z obu Ameryk oraz Azji. Dzieje się tak m.in. z powodu zbyt wyśrubowanych norm środowiskowych. Dlatego wydaje mi się, że zbyt daleko idziemy także z otwarciem europejskiego rynku rolnego na import towarów rolnych z krajów trzecich. Prawdopodobne jest, że Europa będzie zalewana przez tanią żywność np. z Ameryki Południowej. Dlatego trzeba pomyśleć o tym, by nasze rolnictwo stało się bardziej konkurencyjne. Tych kwestii trochę nie dostrzegamy, a niektórzy żyją jeszcze problemem nadprodukcji, który rzeczywiście był, ale 10 lat temu. Wtedy zwijaliśmy produkcję, jak np. w przypadku cukru, gdy płacono za to, żeby nie uprawiać buraka cukrowego. Tymczasem w przyszłości spodziewam się znacznego wzrostu zapotrzebowania na żywność, a w związku z tym trzeba myśleć o zwiększeniu produkcji rolnej.
• Czyli przewiduje Pan, że konsumpcja żywności będzie rosła?
– Uściślając, tak przewidują analitycy. W 2030 r. będziemy potrzebowali o 50 proc. więcej niż dzisiaj, a w 2050 r. o 70-80 proc. Jeśli będzie rósł poziom życia, będzie wzrastał także poziom konsumpcji żywności. Nawet w Europie poziom spożycia wzrośnie. W Polsce dziś np. mamy jeszcze niewystarczający poziom spożycia artykułów mlecznych. Produkcja rolna wzrośnie także z innego powodu. Jak wiemy UE dąży do ograniczenia emisji dwutlenku węgla m.in. poprzez ograniczenie tradycyjnych źródeł energii, głównie węgla. Ich miejsce zająć ma przede wszystkim zielona energia. Rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE) ma istotny wpływ także na rolnictwo. Mam tu na myśli m.in. uzyskiwanie energii z biomasy, czy stosowanie komponentów roślinnych w biopaliwach.
• Pojawiają się tu głosy, że rolnicy nastawią się na produkcję przemysłową kosztem produkcji żywności.
– Nie wydaje się, żeby stanowiło to jakieś większe zagrożenie. Jestem przekonany, że najważniejszym elementem tego działu gospodarki będzie nadal produkcja żywności. Tutaj o wiele ważniejsza jest inna kwestia. Trzeba jasno powiedzieć, że rozwój OZE jest uzależnionyod cen innych surowców energetycznych. Jeśli cena baryłki ropy spadnie poniżej 90 dolarów, to wtedy nieopłacalna staje się np. produkcja biopaliw. Jeśli cena ropy będzie się utrzymywała na poziomie powyżej 100 dolarów za baryłkę, to wtedy ta produkcja ma sens ekonomiczny. I tutaj trzeba powiedzieć wprost społeczeństwu, że mogą pojawić się takie okresy, w których do OZE trzeba będzie dopłacać.
• A czy długofalowo można taki rachunek przedstawić i przewidzieć jak będą kształtować się ceny np. surowców energetycznych.
– W jakimś ogólnym zarysie można się o pewne wyliczenia pokusić, ale musimy tu zachować dużą ostrożność, a przede wszystkim jednak trzeba przygotować kilka wariantów przebiegu zdarzeń. Jeśli jesteśmy przy problemie cen surowców energetycznych i ich dostępności, to uważam, że w niedalekiej przyszłości ten problem będzie miał dalej strategiczne znaczenie. Ale przewiduję, że w dłuższej perspektywie intensywny rozwój technologiczny, badania, które są w tej chwili w dużej skali realizowane nad nowymi źródłami energii przyniosą efekty. Pojawi się natomiast inny, dziś lekceważony problem.
• Czyli zamiast o surowcach energetycznych potrzebnych gospodarce będziemy mówić o czymś innym?
– Tak, zamiast o ropie i innych surowcach energetycznych będziemy mówić o wodzie. Jak na razie nie odczuwamy w Polsce i Europie jeszcze jej niedoboru w sposób znaczący, ale to się będzie zmieniać. Analitycy szacują, że na świecie co dwadzieścia lat ilość zużywanej wody podwaja się. Wprawdzie i dziś są kraje, które zmagają się z problemem braku wody, ale w niedalekiej przyszłości będzie ich znacznie więcej. Brak wody dotknie także wiele państw europejskich. Niestety Polska jest państwem, które znajduje się na czele listy zagrożonych krajów. A to woda będzie czynnikiem ograniczającym rozwój cywilizacyjny i rozwój produkcji rolnej. Myślę, że o tym trzeba już dziś rozmawiać.
• Dziękuję za rozmowę Panie Pośle.
– Dziękuję i serdecznie pozdrawiam czytelników „Zielonego Sztandaru”.
Seweryn Pieniążek