Ks. Jan Zieja (1897-1991). Biedaczyna ze wsi Osse

Ks. Jan Zieja (1897-1991). Biedaczyna ze wsi Osse

W trzydziestą pierwszą rocznicę śmierci, pragniemy przypomnieć niezwykłą postać ks. Jana Zieji. To polski duchowny, działacz społeczny, żołnierz wojny roku 1920, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r., kapelan Szarych Szeregów, Komendy Głównej Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, uczestnik powstania warszawskiego, działacz opozycji demokratycznej w PRL, współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, sympatyk ruchu ludowego – ZMW RP „Wici” i uniwersytetów ludowych, współorganizator Konwentu Seniorów Niezależnego Ruchu Ludowego „Solidarność. A przy tym – pacyfista, wielbiciel filozofii Gandhiego.

Jego osoba budzi wciąż żywe zainteresowanie. Dowodem jest powstanie filmu zatytułowanego „Zieja” (reż. Robert Gliński) oraz ukazanie się biografii Jacka Moskwy pt. „Niewygodny prorok”.

Był niekwestionowanym autorytetem różnych środowisk, nawet tych dalekich od Kościoła. Człowiekiem niezwykle aktywnym, wszechstronnym, o niespożytej energii, a przy tym skromnym, oddanym cały sobą Bogu i bliźnim. Wedle opinii osób, które miały szczęście spotkać go na swej drodze, to prawdziwy „szaleniec Boży” i kandydat na ołtarze. W pamięci wiernych zapisał się jako kapłan o silnej i wybitnej osobowości, żyjący duchem Ewangelii, natchniony kaznodzieja, ksiądz całkowicie oddany pracy duszpasterskiej, Bogu i bliźnim, zwłaszcza najuboższym, a przy tym jako człowiek o wielkim sercu i szerokich horyzontach.

Prawda, miłość i ubóstwo

Ks. Jan Zieja urodził się 1 marca 1897 r. we wsi Osse w powiecie opoczyńskim. W biednej, chłopskiej rodzinie. Ubogie środowisko rodzinne, trudna droga do zdobycia edukacji i święceń uwrażliwiły go na problemy społeczne. Jako dziecko dostał do ręki ewangelię, która odtąd stała się jedyną treścią jego życia. Ewangelia dla Jana Zieji znaczyła: prawda, miłość i ubóstwo. Wcielał ją w swoje życie z chłopskim uporem. W latach szkolnych wyróżniał się postawą patriotyczną i społeczną. Pomagał w wydawaniu i rozpowszechnianiu przeznaczonego dla wsi pisma „Lud Polski”, należał do Narodowego Związku Chłopskiego. Z ramienia tej organizacji mianowano go wójtem na powiat opoczyński.

W 1915 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, gdzie w 1919 r. otrzymał święcenia kapłańskie. W październiku tego roku rozpoczął studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego, które jednak szybko przerwał i zgłosił się w maju 1920 r. do wojska, w którym służył jako kapelan podczas wojny polsko-bolszewickiej. Dopiero po odparciu bolszewików spod Warszawy ks. Zieja mógł się zgłosić w Siedlcach do 8. Pułku Piechoty Legionów w składzie 3. Dywizji.

Najważniejsze z przykazań „Nie zabijaj – nigdy nikogo”, zrozumiał, kiedy jako młody kapelan wojskowy oglądał pola walki w wojnie z bolszewikami.

Doświadczenia wojenne odcisnęły na nim niezatarte piętno. W pamięć zapadła mu szczególnie jedna bitwa w Brzostowicy za Puszczą Białowiejską, gdy strzały cichną, idzie na pobojowisko. Ranni Polacy, Rosjanie, ziemia zasłana trupami. W księdzu nastąpiła przemiana. W latach późniejszych wspominał: Mój wzięty od Mickiewicza entuzjazm malał, gdy przechodziłem przez kolejne pola walki i potyczki. Widziałem czym naprawdę jest wojna. Nas, broniących się i tych, którzy nas napastują. Całkowicie się wtedy nawróciłem na przekonanie, że Boskie przykazanie: „Nie zabijaj znaczy nigdy i nikogo”, że udział w wojnie jest przeciw woli Bożej.

Tak został zdeklarowanym pacyfistą na całe życie. Do końca swego życia głosił: Trzeba szanować każde życie, nie wolno zabijać nikogo, nikogo.

Pod koniec wojny na pogrzebie poległych powiedział: Przez tyle wieków wychowywano nas w duchu Ewangelii, teraz chwyciliśmy za broń, bo nas napadnięto, ale żołnierz polski wziął do ręki karabin po to, aby już go nie brać. Od dowódcy pułku usłyszał: Księże kapelanie, myślałem czy nie aresztować księdza za to kazanie. Mówiąc, że broń nie będzie potrzebna, osłabia się ramię żołnierza.

W listopadzie, kiedy wszyscy studenci zostali zwolnieni z wojska, żeby mogli ukończyć studia, Zieja wrócił do Warszawy odznaczony Krzyżem Walecznych.

Po wojnie kontynuował studia teologiczne, najpierw w Warszawie, potem w Rzymie Podczas studiów w Warszawie poznał matkę Elżbietę Różę Czacką (beatyfikowana w tym roku) i ks. Władysława Korniłowicza, założycieli Zakładu – Osiedla Niewidomych w podwarszawskich Laskach. Był jednym z pierwszych kapłanów budującego się Zakładu.

Pociągała go atmosfera ubóstwa. W kolejnych latach pracował jako prefekt szkół podstawowych w Radomiu i Zawichoście. W ostatnim z tych miejsc podjął decyzję o wstąpieniu do zakonu kapucynów, uznając, iż nie będzie w stanie pracować na parafii po tym, jak otrzymał upomnienie od władz zwierzchnich, aby stosował się do oficjalnie przyjętych taryf za usługi duszpasterskie, a nie „co łaska”. W zakonie jednak również nie wytrwał długo – po dwóch miesiącach odszedł rozczarowany m.in. tym, iż kapucyni dla siebie gotowali zupę na mięsie, a dla biednych chudą, nieokraszoną.

Po zamachu majowym, po bratobójczej walce, gdzie wielu poległo, zamanifestował swoje pacyfistyczne poglądy. Granice, wojny są jego zdaniem przeciwko woli Bożej. Najważniejszy jest pokój i miłość. Postanowił odbyć pielgrzymkę do Rzymu: na piechotę, bez paszportu, pieniędzy. Jak żebrak. Dotarł do Wiednia. Kilka dni później polska ambasada wręczyła pielgrzymowi tymczasowy paszport. Z adnotacją: „Tylko na powrót do kraju”.

 

Zenon Kaczyński

Zakład Historii Ruchu Ludowego

Od Autora: Tytuł nawiązuje do tekstu ks. Zieji pt. „Biedaczyna mówi… Kilka myśli z okazji jubileuszu franciszkańskiego”.

 

 


Zamów prenumeratę: zielonysztandar.com.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły