Holding Spożywczy – dla kogo?

Pomysłodawcy i twórcy Polskiego Holdingu Spożywczego powinni sięgnąć pamięcią w nie tak odległą przeszłość. Polska miała swój holding, tyle tylko, że należał do spółdzielczości uznanej po zmianie ustrojowej za formę nieprzystającą do gospodarki wolnorynkowej.

Zmiany ustrojowe zapoczątkowane ponad 30 lat temu przyniosły dla Polski postęp cywilizacyjny i rozwój gospodarczy. Nie były jednak jednakowo korzystne dla wszystkich grup społecznych i zawodowych. Obok wielu pozytywnych przemian w niektórych obszarach naszego życia społeczno-gospodarczego nastąpiła trudna do naprawienia destrukcja. Do takich obszarów należy rynek rolny. Do 1989 r. oparty był na systemie spółdzielczym. To prawda, że spółdzielczość wtłoczona była w system planowej gospodarki państwowej i dotknięta wszystkimi wadami i ułomnościami tego systemu, ale stanowiła dobrą strukturę dla budowania nowoczesnego rynku rolno-spożywczego z udziałem rolników i konsumentów.

Pomysłodawcy i twórcy Polskiego Holdingu Spożywczego powinni sięgnąć pamięcią w nie tak odległą przeszłość. Polska miała swój holding, tyle tylko, że należał do spółdzielczości uznanej po zmianie ustrojowej za formę nieprzystającą do gospodarki wolnorynkowej. To oczywiście teza absurdalna. W krajach Unii Europejskiej ponad 60 proc. produkcji rolnej odbieranych jest przez spółdzielnie. Także ok. 60 proc. zaopatrzenia trafia do gospodarstw rolnych poprzez spółdzielnie. To rynek, na który znaczący wpływ mają producenci rolni oraz konsumenci. To rynek oparty na różnorodności, tak organizacyjnej, jak i właścicielskiej.

Spółdzielczość zatrudniała 1996 tys. pracowników, co stanowiło ok. 19 proc. całej siły roboczej

Po koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku funkcjonowało w kraju ponad 15 tys. spółdzielni, z tego przeszło 8 tys. na wsi. Liczyły one ponad 15 mln członków, w tym blisko 8 mln na wsi.

Spółdzielczość zatrudniała 1996 tys. pracowników, co stanowiło ok. 19 proc. całej siły roboczej. Znaczący był udział gospodarki spółdzielczej w gospodarce narodowej. W grudniu 1987 r. udział spółdzielczej gastronomii stanowił – 74 proc., budownictwa mieszkaniowego w miastach – 70 proc., sprzedaży detalicznej – 65 proc., usług – 60 proc., skupu płodów rolnych – 59 proc., produkcji przemysłowej – 11 proc. Udział spółdzielczości w tworzeniu dochodu narodowego sięgał 12 proc. Niestety władze zapomniały, że spółdzielnie to członkowie. Wpisanie spółdzielni w gospodarkę nakazowo-rozdzielczą odbijało się negatywnie na sferze działania społecznego i spółdzielczej tożsamości. Wraz ze wzrostem potencjału ekonomicznego słabły więzi społeczne, a członkowie przestali się utożsamiać ze swoją spółdzielnią, co ułatwiło jej degradację.

Po 1989 r. bezwarunkowa prokapitalistyczna polityka rządu nakierowana została, na demontaż systemu spółdzielczego. Już jedna z pierwszych ustaw uchwalona w styczniu 1990 r. pod niewinnym tytułem „O zmianach w organizacji i działalności spółdzielczości” zdemontowała nie tylko struktury organizacyjne, ale także gospodarcze i pozbawiła ogromnego majątku członków spółdzielni na progu tworzenia gospodarki rynkowej. Jedyna prywatna (choć wspólnotowa) własność poddana została ekonomicznym i psychicznym represjom. Setki tysięcy spółdzielców utraciło wspólny majątek i miejsca pracy. Spółdzielczość straciła bezpowrotnie budowany przez dziesięciolecia potencjał gospodarczy. Ustawa zniszczyła infrastrukturę gospodarczą i więzi międzyspółdzielcze, przerwała współpracę i współdziałanie na płaszczyźnie gospodarczej i społecznej.

W ten sposób na jedyną strukturą gospodarczą mogącą urzeczywistniać budowę gospodarki wolnorynkowej o prospołecznym charakterze wydany zostaje wyrok. Oficjalnie wszystko dokonuje się pod hasłem demonopolizacji rynku. To jednak hasło fałszywe. W wyniku tej reformy spółdzielcze sieci handlowe jako jedyne zdolne do rynkowej konkurencji w nowych warunkach bardzo szybko zastąpione zostały sieciami zagranicznymi. Skup produktów rolnych i przetwórstwo rolno-spożywcze przejęli różni pośrednicy i koncerny kapitału zagranicznego dyktujące rolnikom swoje warunki.

Na początku lat 90. państwo próbowało poprawić nieco sytuację, głównie na rynku owoców i warzyw. W ramach programu Ministerstwa Rolnictwa utworzono kilkanaście tzw. rynków rolnych, których właścicielem były państwowe Agencje Rolne, głównie Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Agencja Rynku Rolnego, po czym przystąpiono do ich prywatyzacji. Była to pierwsza okazja, aby wzorem wielu krajów, przekazać te instytucje na korzystnych warunkach spółdzielniom założonym przez producentów rolnych. Mógłby to być element uspołeczniania rynku rolnego, ale także swego rodzaju zadośćuczynienie za straty, jakie ponieśli rolnicy i ich spółdzielnie w wyniku „specustawy” z 1990 r. Niestety zabrakło politycznej zgody.

 

Alfred DOMAGALSKI

 


Zamów prenumeratę: zielonysztandar.com.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły