dr Michał Sobczak
Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny
Uniwersytet Łódzki
Gdy zostałem poproszony przez Redaktora Naczelnego o napisanie tekstu dotyczącego skutków kolejnego lockdownu, czy też dalszych obostrzeń dla gospodarki i społeczeństwa, przyjąłem to zadanie z dużym zainteresowaniem. Jednak za chwilę przyszła refleksja, to co właściwie mamy obecnie (3 listopada 2020 r.)? Wiele branż już nie działa stacjonarnie poprzez podjęte decyzje administracyjne. Wiele firm musi się mierzyć z koniecznością zamknięcia związaną z objęciem pracowników kwarantanną. Na ulicach pusto, nie licząc protestujących. Wiele firm, jeszcze działających, boryka się po prostu z bardzo małą liczbą klientów, którzy boją się wyjść z domu.
Niby lockdownu ciągle nie ma, a media zastanawiają się czy będzie ogłoszony w każdej chwili. Jednak w praktyce już niewiele zostało do zamknięcia. Obecnie wydaje się, że w rządzie zderzają się dwa poglądy na sprawę. Z jednej strony, co było słychać w niektórych wypowiedziach, nie stać nas na kolejny lockdown, choć następuje on poniekąd samoczynnie. Z drugiej strony jednak, gdy dojdziemy do ściany, jeśli chodzi o wydolność służby zdrowia, to po prostu trzeba będzie „coś” zrobić. Jedno jest praktycznie pewne: winnego już mamy. W tym tygodniu mijają dwa tygodnie od rozpoczęcia się protestów w sprawie złamania przez stronę rządową kompromisu aborcyjnego. Można tu zadać pytania retoryczne: Czy można było się spodziewać protestów ulicznych środowisk lewicowych oraz kontrmanifestacji? Czy koincydencja czasowa, tego jest przypadkowa, gdy poszukuje się winnych rozwoju epidemii? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby takie makiawelistyczne i upiorne plany wdrażać w życie dla kalkulacji politycznej? Jak w takiej sytuacji budować solidarność społeczną, tak ważną dla skutecznej walki z kryzysem zdrowotno-ekonomicznym?
„Działania” rządu
Od początku epidemii decyzje podejmowane przez rządzących były wyjątkowo chaotyczne. Fakt, wiosną tego roku doskonale wpisali się w nastroje społeczne, gdyż strach przed COVID-em, częściowo podsycony przez media, był w społeczeństwie aż nadto widoczny. Po obrazkach z Włoch czy Hiszpanii, mając na uwadze powszechnie znaną złą kondycję naszej ochrony zdrowia, większość społeczeństwa poddała się wprowadzanym restrykcjom bezdyskusyjnie. Jednak już na tamtym etapie wiele decyzji powodowało tylko większy chaos, a zamknięcie lasów było największym kuriozum tego okresu. Jednak dwa cele wtedy udało się osiągnąć: wyhamowano epidemię oraz kupiono czas na przygotowania. W tamtym czasie rząd dość hojnie wsparł również przedsiębiorców zmuszonych do czasowego zamknięcia swoich biznesów, co uratowało część miejsc pracy. Całość tych działań pozwoliła natomiast Andrzejowi Dudzie skutecznie ubiegać się o reelekcję.
Koszty takiego podejścia były ogromne. Dziura budżetowa wyłaniająca się z wrześniowej nowelizacji (bez uwzględnienia ewentualnych skutków gospodarczych kolejnego lockdownu) wynosi blisko 110 mld złotych. Dług publiczny przekroczył 1 bilion złotych. Jednak najgroźniejszym dla rządzących wskaźnikiem jest dług publiczny jako % PKB, który już według metodologii krajowej przekroczył 50 proc. (przy metodologii UE nawet 62 proc.). I tu dochodzimy do często powtarzanego zdania przez rządzących, że na kolejny lockdown nas nie stać. Jesteśmy już tylko o około 100 mld złotych od przekroczenia progu ostrożnościowego deficytu budżetowego (55 proc. PKB wg metodologii krajowej). Kolejne obostrzenia oznaczają spadek dochodów budżetowych, czyli jeszcze większy deficyt, a jednocześnie mniejsze PKB całej gospodarki. Zatem w realnych wartościach próg nam obniża się, a zadłużenie rośnie, czyli granica błędu rządzących jest mniejsza niż się wydaje. Przekroczenie progu ostrożnościowego (55 proc. PKB) jeszcze w tym roku oznacza, że w 2021 r. budżet musiałby być zrównoważony, co praktycznie wiąże rządzącym ręce w walce z kryzysem i stawia konieczność wyboru między 500+ i trzynastką dla emerytów, a kontynuowaniem inwestycji, a być może brak środków na wszystkie wyżej wymienione. Przekroczenie progu konstytucyjnego (60 proc. PKB) to już Trybunał Stanu dla odpowiedzialnych takiej sytuacji – a to akurat kusząca wizja…
Oznacza to jednak, że w razie konieczności ogłoszenia kolejnego lockdownu, a wynikać może ona z całkowitego załamania się systemu ochrony zdrowia, przedsiębiorcy nie mogą liczyć na wsparcie w podobnych rozmiarach jak to miało miejsce wiosną. Widać to już w pierwszych propozycjach branżowych tarcz antykryzysowych, które może pozwolą przetrwać mikroprzedsiębiorcom, ale większych pracodawców pogrążą. Proponuje się tylko 5000 zł umarzalnej pożyczki, wypłatę postojowego, czy zwolnienie z ZUS. Tak po prawdzie ten ostatni powinien już dawno być dobrowolny dla przedsiębiorców, jak proponuje PSL, co rozwiązałoby masę problemów od ręki.
Tej sytuacji można było uniknąć. Skoro tak wielkim kosztem kupiliśmy sobie czas na wiosnę należało się lepiej teraz przygotować. A tu brakuje nawet koordynacji w systemie ratownictwa medycznego, a karetki stoją w kolejkach lub jeżdżą od szpitala do szpitala. Do służb sanitarnych nie można się dodzwonić, a kontrola nad osobami w kwarantannie w Polsce jest czysto teoretyczna. Pewnie dlatego podjęto decyzje wyłączające z obowiązku kwarantanny osoby wspólnie zamieszkujące z osobą, która miała kontakt z zakażonym. Można było opracować odpowiedni system informatyczny, wynająć profesjonalne firmy do obsługi dedykowanego call center, przeszkolić z różnych procedur okołomedycznych wielu ludzi,ale nie zrobiono nic! Do tego przekręty finansowe i zlecenia zakupu sprzętu medycznego u handlarza bronią, czy instruktora narciarstwa. Obiecali Państwo w ruinie, więc dotrzymują słowa…
Decyzje podejmowane na jesieni dopełniają tego obrazu rozpaczy i chaosu. Wprowadza się ustawą szybszą ścieżkę uznawania dyplomów z uczelni medycznych spoza UE, jakby nie można było przygotować tych przepisów na spokojnie wiosną i mieć już ściągniętych lekarzy czy pielęgniarki do kraju. Decyzja pod publiczkę o tymczasowym „Szpitalu Narodowym”, gdy niedaleko stoi pusty nowy szpital gotowy do zasiedlenia. Zamknięcie branży fitness, czy stadionów na świeżym powietrzu, podczas gdy czynne są teatry, kina, czy kościoły, w których zresztą kilka ognisk wykryto, a o takich w klubach fitness nie słyszałem. Początkowe decyzje o zamknięciu restauracji po 21.00, jakby wirus wtedy dopiero się aktywował. Plany zamknięcia branży beauty, czy targowisk bez żadnego uzasadnienia, bo ile osób może zarazić fryzjer, czy handlowiec na świeżym powietrzu, porównując to choćby do hipermarketu. Ostatnie zamknięcie cmentarzy na dzień przed Wszystkich Świętych, bez pomyślenia o tysiącach ludzi, którzy kupili już towar (kwiaty i znicze), z którym teraz zostaną. Ci akurat chyba dostaną pomoc od rządu, gdyż słabe wydatkowanie środków UE na rolnictwo spowodowało, że w budżecie ARiMR są wolne środki na odszkodowania za zwiędnięte chryzantemy. Jakieś decyzje przed weekendem trzeba podjąć, więc rząd podejmuje i zamyka co tydzień cokolwiek na oślep, a potem bohatersko rozwiązuje problemy, które sam wywołał.
Artykuł oddany do druku 3.11.2020 r.