Z prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysławem Kosiniak-Kamyszem rozmawia Robert Matejuk
Jest pan najbardziej zapracowanym liderem politycznym w Polsce. Organizuje najwięcej konferencji prasowych i spotkań w terenie. Utyskuje pan czasami, że doba ma tylko 24 godziny.
– Nie marudzę. W tym co robię zawsze staram się kierować złotą myślą Leca:Czas robi swoje. A ty człowieku?Dlatego staram się dotrzeć do jak największej liczby osób w Polsce z programem Polskiego Stronnictwa Ludowego. Najważniejsze są bezpośrednie spotkania z mieszkańcami naszych małych ojczyzn, gdy znikają uprzedzenia, a rodzi się życzliwość.
Podczas warszawskiej konwencji wyborczej zapowiedział pan, że w kampanii najważniejszą dla PSL rzeczą, jest zjednoczenie Polaków, przywrócenie wspólnoty narodowej, gdzie godność człowieka jest na pierwszym miejscu.
– Tak, bo uważam, że naszym największym problemem są coraz większe podziały. A przecież naród zjednoczony – trwa wielki i niezwyciężony. Może być tylko pokonany przez potężnych wrogów. Naród podzielony – staje się łatwym łupem silniejszych. A nienawiść i zagniewanie, jak trucizna, przenika do każdej sfery życia i osłabia społeczeństwo. Żyjemy w czasach, w których życzliwość staje się rzadkością, a wrogość codziennością. Nasi przodkowie nie wstydzili się mówić do siebie: „Bracie”, „Siostro”. Dziś wielu naszych przeciwników nie wstydzi się odsądzać bliźniego od czci i wiary oraz mówić do siebie: „Ty lemingu”, „Ty moherze”. Różnicuje się nawet na lepszą i gorszą krew polskich żołnierzy różnych formacji, choć walczyli o naszą wspólną ojczyznę. Trzeba postawić tamę tym podziałom.
Czy to wykonalne?
– Bywa, że zło do ujawnienia potrzebuje chwili, a dobro buduje się bardzo długo. Dlatego przywracanie wspólnoty jest trudne, ale możliwe. I konieczne, żeby nastał wreszcie w kraju dostatek dla wszystkich, porządek pod każdym względem oraz szacunek do każdego człowieka.
Czyli to wyzwanie i misja ludowców?
– PSL symbolizuje rozwagę w polityce, rzetelność w gospodarce, życzliwość i normalność. Sprzeciwiamy się pogrążaniu Polski w wyniszczającej wojnie polsko-polskiej. To właśnie Stronnictwo reprezentuje środowiska, w których codzienna praca i współdziałanie jest ważniejsze od walki czy nieustających konfliktów. Najbliższe nam jest podejście oparte na współpracy. To daje lepsze efekty, co najlepiej widać w samorządach.
Dwa lata temu miał pan taką wizję: „PSL w opozycji ma być jak armia zawodowa: zwarty i zintegrowany, ale rozsądny”. Sprostaliście temu wyzwaniu?
– Czas po wyborach parlamentarnych był najtrudniejszym w historii Stronnictwa po 1989 roku. Uważam, że zdaliśmy ten egzamin i wyszliśmy z niego silniejsi. Otworzyliśmy się na współpracę z wieloma środowiskami – samorządowcami, nauczycielami i naukowcami, przedsiębiorcami, rolnikami, pielęgniarkami i lekarzami oraz przedstawicielami wielu innych zawodów. Dużo uwagi poświęciliśmy środowisku kobiet i młodym ludziom, którzy rozpoczęli z nami współpracę. Mamy dobre kontakty z różnymi organizacjami społecznymi, które z pożytkiem i zapałem działają z ludźmi i dla ludzi. To nadało również impuls naszemu Klubowi Poselskiemu, który występował z wieloma dobrymi inicjatywami społecznymi i gospodarczymi. Udowodniliśmy, że Polska nie musi być ani liberalna, ani radykalna, a może być normalna. Przekonaliśmy wielu, że większą wartością jest współpraca niż konfrontacja. Że Polakom potrzeba dobrych rozwiązań i pozytywnych przykładów, a nie biadolenia i szukania błędów. Nie naprawimy historii, ale możemy zbudować lepsze perspektywy dla Polski, lepszą przyszłość.
Jaki rezultat wyborczy w sejmikach województw osiągnie PSL? W sondażach pojawiają się różne cyfry?
– Sondaży nie bagatelizuję, jednak nie są one dla nas wyrocznią. Rozstrzygnięcie nastąpi przy urnie wyborczej. Naszym wspólnym wyzwaniem jest osiągnięcie wyniku dwucyfrowego i o to walczymy.
Może bezpieczniej było zewrzeć szyki z pozostałą częścią opozycji przeciwko PiS?
– To zdecydowanie zły pomysł. Gdybyśmy wystartowali wspólnie ze środowiskami liberalnym całą pulę mógłby zgarnąć PiS. Przypomnę, że PiS już cztery lata temu wzięłoby władzę w większości województw. Tylko dzięki nam rządzą w zaledwie jednym. To Stronnictwo zatrzymało zaanektowanie samorządów przez PiS. Idziemy swoją drogą i kursu nie zmieniamy. Mamy swoją tożsamość, historię, ale i swoją przyszłość, którą chcemy tworzyć samodzielnie, choć to nie znaczy, że samotnie.
Co jest największym atutem PSL w tych wyborach?
– Najważniejszym i najcenniejszym są nasi samorządowcy. Społeczności lokalne ufają ludowcom, ufają dobrym gospodarzom, którzy skutecznie służą swoim wspólnotom To oni stanowią źródło wiedzy, pomysłów, energii organizacyjnej, doświadczenia i wiary w sukces. Ten sukces leży w zasięgu naszych możliwości.Nasze listy kandydatów dają gwarancję sięgnięcia po dobry wynik. Trzeba postawić na samorządowców sprawdzonych, z dorobkiem i osiągnięciami w pracy dla ludzi.
PSL jako pierwsze ugrupowanie polityczne już w styczniu tego roku zaprezentowało swój program Rzeczpospolita Samorządowa. Konkurencja polityczna patrzy nań z zazdrością. Kto go pisał?
– Jego faktycznym autorem było polskie społeczeństwo. Zanim program się zmaterializował prowadziliśmy szerokie konsultacje wśród naszych struktur, ekspertów oraz mieszkańców Polski, praktycznie z wszystkich województw. Liczymy na wszystkich ludzi dobrej woli, by przyłączyli się do nas przy realizacji tych ważkich postulatów programowych.
Pański faworytem programowym jest Emerytura bez podatku…
– Rzeczywiście. Emerytura bez podatku to jest priorytet i nasze święte zobowiązanie. Nie wejdziemy w żadną koalicję powyborczą, jeżeli nie będzie w programie rządu podpisanego punktu wprowadzenia w Polsce emerytury bez składek. Emerytura bez podatku oznacza wzrost świadczeń dla seniorów o 20 proc., jest także spełnieniem naszego obowiązku pokoleniowego wobec tych, którzy nie mieli rocznych urlopów rodzicielskich i nie mieli 500 plus, a ciężko pracowali.
W tej kampanii wyborczej za głównego rywala, żeby nie powiedzieć wroga PiS uznał PSL. Dlaczego Stronnictwo stało się celem tych bezpardonowych ataków?
– Stratedzy PiS uznali, że kluczem do zwycięstwa w wyborach samorządowych i zapewnieniem sobie pierwszego miejsca na podium w wyborach parlamentarnych za rok – jest wyeliminowanie PSL. Te zakusy mają długą historię. W 2004 r. próbowali Stronnictwo rozbić od wewnątrz poprzez zmianę nazwy PSL na Zgoda, a następnie wchłonięcie jej przez PiS. Ten plan się nie powiódł. W 2005 r. proponowali nam koalicję wspólnie z LPR i Samoobroną. I znowu zwyciężyła mądrość ludowa – nie daliśmy się skusić na lep rządowy, bo w przeciwieństwie do ówczesnych koalicjantów wiedzieliśmy, że PiS niszczy konkurencję. Chce być monopolistą na scenie politycznej. My jesteśmy dla nich szczególną zadrą. Nie jesteśmy antyPiSem, który tylko krytykuje. Wysuwamy poważne propozycje programowe – społeczne i gospodarcze. Celnie recenzujemy ich działania. Jako jedyne ugrupowanie w kraju mamy wspaniałą historię i tradycję. Dlatego dziś uciekają się do haniebnych kłamstw i pomówień pod naszym adresem. Paradoksalnie – im silniej nas atakują, tym większa jest w naszym ugrupowaniu energia i wola walki.
Na wsi PiS jest jednak bardziej hołubiony niż PSL. Może mają lepszy program dla rolnictwa niż ludowcy?
– Poparcie dla rządzących na wsi spada, choć wciąż jeszcze wielu rolników i mieszkańców wsi wierzy, że skoro wprowadzono 500 plus, to i inne obietnice wejdą w życie. Patrząc jednak na efekty, to programem PiS dla rolnictwa wydaje się być biała flaga – symbol kapitulacji. Oni zdradzili polską wieś. Obiecali załatwienie dwukrotnie wyższych dopłat z Unii dla rolników, a wiele wskazuje, że budżet unijny dla Polski będzie o ponad 5 miliardów euro mniejszy, co uderzy w całe społeczeństwo. W 2015 roku PSL gwarantowało budżet krajowy na rolnictwo w wysokości 55 mld zł. Tymczasem w 2019 r. rząd PiS chce przeznaczyć na ten cel 49 mld zł. Ustawa PiS o ochronie ziemi – chroni polską ziemię, ale przed… polskim rolnikiem. W 2017 roku wyprzedano ponad 1000 ha ziemi obcokrajowcom.To jest dwa razy więcej niż w roku 2015. PiS podwyższył polskim rolnikom wiek emerytalny. Rolnicy są załamani, bo nie ma odszkodowań za suszę, która dotknęła tysiące gospodarstw. PiS nie radzi sobie też z ASF, które rozlewa się po dużej części kraju i wybijane są całe stada zdrowych świń u rolników. Gdy zgłosiliśmy projekt ustawy, który byłby pomocny w walce z pomorem – PiS włożyło go do zamrażarki sejmowej.
Premier Morawiecki obarcza PSL masową prywatyzacją polskich przedsiębiorstw. To poważny zarzut.
– Przypomnę panu Morawieckiemu jako historykowi, iż w październiku 1990 roku, w siedzibie Towarzystwa Naukowego w Toruniu, zasedno przebudowy w sferze politycznej, Jarosław Kaczyński uznał m.in. szybką, szokową – jak się wyraził – prywatyzację. Pisała o tym Gazeta Pomorska w październiku 1990 roku. Przypomnijmy też, że PSL było nazywane hamulcowym prywatyzacji, a premier Waldemar Pawlak wycofał strategiczne przedsiębiorstwa z prywatyzacji. Największy boom prywatyzacyjny miał miejsce za rządów AWS, kiedy radnym sejmiku dolnośląskiego był obecny premier, a sejmiku kujawsko-pomorskiego – m inister Ardanowski. Za AWS sprzedano największe rodowe srebra, do 80 proc. bankowości, KGHM, Telekomunikację, PZU, ponad 400 zakładów rolniczych zostało wtedy hurtowo sprzedane, w tymWiniary, Pudliszki, Hortex, 43 cukrownie i zakłady zbożowe. Pan Morawiecki był wtedy w AWS-ie i pracował dla rządu. Co więcej, to głosami obecnych posłów PiS uratowało wówczas przed odwołaniem Balcerowicza, którego PSL chciało odwołać za wyprzedaż majątku narodowego.
Nie martwi pana wpadka prezydenta RP Andrzeja Dudy przy podpisywaniu wspólnej deklaracji z prezydentem USA Donaldem Trumpem?
– Martwi mnie, że w istocie ta wpadka konsumuje 90 proc. czasu w polskiej debacie publicznej, który powinniśmy poświęcić na realną dyskusję o polityce międzynarodowej. Martwi mnie, że mimo wzniosłych haseł mamy tak mizerne relacje gospodarcze z USA i wspólnie nie rozwijamy nowej Doliny Krzemowej – tu w Polsce. Martwi mnie, że mamy tak pokiereszowane relacje z Niemcami i Unią Europejską. Martwi mnie, że mając pod nosem 150 milionowy rynek rosyjski nie korzystamy z niego dla dobra całego kraju.
Ostrożnie! Zaraz politycy PiS ometkują pana od agentów Putina.
– Rządzący powinni przejrzeć na oczy. Prawie cała Europa i nie tylko, mimo sankcji, mniej lub bardziej jawnie, utrzymuje z Rosją relacje gospodarcze. Przyjaciel PiS – premier Viktor Orban i Węgry, biznesmen i prezydent Petro Poroszenko oraz Ukraina, Benjamin Netanjahu i Izrael. A w wybranych obszarach także USA (m.in. budowa silników rakietowych w Rosji).
Czy ostry kurs obecnej ekipy rządzącej wobec Niemiec i UE bierze się z tego, że według PiS nasz kraj jest wykorzystywany przez Zachód?
– Państwa nie są instytucjami charytatywnymi ani dobrym rodzicem. Każdy kraj ma obowiązek dbać przede wszystkim o swój interes w relacjach międzynarodowych. Problem w tym, że PiS często dąsając się oddaje mecz walkowerem zamiast twardo negocjować z UE. A można. Podam przykłady. Oto inicjatywa klubu PSL dotycząca likwidacji czasu trafiła na forum europejskie. W konsultacjach wzięło udział prawie 5 mln Europejczyków. Inicjatywa z sukcesem jest na finiszu. Niezwykle ważnym osiągnięciem poprzedniego rządu z udziałem PSL i naszych posłów w PE było wynegocjowanie rekordowo wysokiego budżetu unijnego dla Polski. To pokazuje, że z Unią warto twardo i rzeczowo rozmawiać, zamiast być malkontentem i obrażalskim.
Materiał sfinansowany przez Komitet Wyborczy PSL