Oszczędni śpią spokojnie
Po raz pierwszy aktywa finansowe Polaków, czyli oszczędności, są wyższe niż roczny PKB kraju. Suma może robić wrażenie, bo jest to 2 biliony złotych. Jednak 55 proc. z nas nie ma żadnych oszczędności. Trudno się dziwić, gdyż 2/3 Polaków zarabia na rękę mniej niż 2 tysiące złotych. Takie pieniądze nie dają możliwości odkładania co miesiąc nawet kilkunastu złotych.
Jak zbudować kapitalizm bez kapitału? Zastanawiali się w 1990 r. ekonomiści i zwykli obywatele. Lata PRL, a zwłaszcza jej schyłkowy okres, przyzwyczaiły nas do tego, że warto zaciągać kredyty, a nie oszczędzać. W warunkach szalejącej inflacji była to jedyna sensowna strategia. Oczywiście, były też pochowane w domowych schowkach dolary, marki i złoto jako depozyt na tzw. czarną godzinę, ale ekonomicznego znaczenia jako źródła kapitału te zaskórniaki mieć nie mogły. Pierwsze, co trzeba było zrobić, to odbudować zaufanie do polskiej waluty. Wprowadzenie wymienialności złotówki odegrało tu sporą rolę. Reforma Balcerowicza ustabilizowała jej kurs. Kłopot w tym, że jednocześnie uruchomiony został mechanizm szybkiego ubożenia i tak już biednego społeczeństwa. Bankructwa firm, zamykanie zakładów pracy, masowe zwolnienia – to wszystko zmuszało do przejadania mizernych oszczędności, a nie do ich gromadzenia. Dziś niemal 30 lat po zmianie systemu jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Przede wszystkim korzystamy z efektów naszej przynależności do UE, gigantycznych inwestycji w infrastrukturę, rozwoju firm eksportujących na unijny rynek czy dopłat bezpośrednich dla rolników. Strumień pieniędzy był jak transfuzja krwi. Pozwolił naszej gospodarce na normalne funkcjonowanie, a nie wegetację.
Oczywiście, ten tort jest bardzo nierówno pokrojony. Wciąż 2/3 pracowników ma dochody poniżej średniej płacy. To świadczy z jednej strony o istnieniu kominów płacowych (milionowe apanaże prezesów spółek skarbu państwa w kraju na dorobku mają prawo szokować), z drugiej o tym, że całe rzesze Polaków zastanawiają się jak dotrwać do pierwszego. Gdy porównać sytuację polskiego konsumenta do niemieckiego czy francuskiego, widać, że nie martwi się on tym, czy nadwyżkę ulokować w banku czy kupić akcje. Trudno bowiem oszczędzać, gdy nie ma z czego. W Polsce jest już grupa, która osiąga dochody pozwalające na lokowanie środków w nieruchomościach, akcjach, depozytach. Wciąż jednak nie ma u nas rynku kapitałowego o skali, która byłaby proporcjonalna do liczby ludności. Krokiem w dobrą stronę było wprowadzenie programu 500 plus. Wbrew przewidywaniom wyznawców liberalnej doktryny ekonomicznej te pieniądze nie są przepijane, lecz krążą w gospodarce i to na rynku dóbr podstawowych, podnosząc poziom konsumpcji. Wielu rodzinom pozwoliły wydobyć się z pułapki niewielkiego, ale dokuczliwego na co dzień, zadłużenia. Niektóre zaczynają już odkładać nadwyżki z myślą o zaspokojeniu potrzeb dzieci….
TEKST: Teresa Hurkała