Rozmowa z Mieczysławem Bagińskim – politykiem i samorządowcem, były wojewodą łomżyńskim, obecnie wiceprzewodniczącym Sejmiku Województwa Podlaskiego
Moja partia na tle konkurencji…
W ostatnich 20-30 latach zupełnie zdziwaczały metody oceny partii politycznych, stały się wręcz krotochwilne. A to za przyczyną najczęściej krótkiego ich żywota, no i nieprofesjonalnych technik badania. Dotyczy to partii jednego sezonu, jak i tych z wiekową tradycją. Kto pamięta takie coś: Niejaki Pan Olechowski kandydował do pałacu z żyrandolem. Oczywiście przegrał, ale miał chyba kilkanaście procent poparcia. Nazajutrz w akcie rozpaczy i żalu ogłosił, że powstanie nowa partia pod jego sztandarem. To będzie lek na wszystkie zło. Jeszcze partia nie miała nazwy ani programu, a w sondażach miała już 16-18 proc. poparcia. To była zapowiedź kolejnego Cudu nad Wisłą. Ale partia żadna pod jego osobistym sztandarem nie powstała.
Wróćmy zatem do pytania o partię, którą od 55 lat dla mnie jest Polskie Stronnictwo Ludowe. Tę partię trzeba oceniać nie za zamiary, a za 128 lat istnienia na najrozmaitszej scenie politycznej. Najlepiej oceniać za rzeczywiste postawy przywódców i szeregów partyjnych stanowiących szeroko rozumiany ruch ludowy. Nasi przywódcy nie poszli nigdy na współpracę z żadnym z zaborców. Żadna pilotowana przez zaborcę salonka, jesienią 1918 r. nie przywiozła Witosa na peron do stolicy. Jeszcze przed 1918 r. przywódcy ruchu ludowego realizowali zasadę, że tylko połączenie walki narodowo-wyzwoleńczej z przemianami społecznymi na korzyść najszerszych warstw społecznych, może otworzyć drogę do wolnej i sprawiedliwej Polski. Taką ideę w 1920 r. doceniły elity poszukujące przywódcy państwa w miesiącach tragicznego na całym froncie odwrotu Józefa Piłsudskiego. Wtedy była pełna zgoda, że premierem Rządu Obrony Narodowej może być tylko Wincenty Witos, przywódca polskich chłopów. Już wcześniej raz był wiarygodnym sternikiem państwa. Latem 1920 r. ponownie mu zawierzono los państwa. Na jego apel stawiły się tysiące ochotników, aby bronić nieokrzepłego państwa. Smutne jest to, że wkrótce Witos i Wojciech Korfanty – autor powstań śląskich – przez parę lat byli więźniami tego, który sprowadził katastrofę i sam zdezerterował przed bitwą warszawską i 11 sierpnia złożył dymisję na ręce premiera Witosa ze wszystkich funkcji w państwie i na froncie. To i tak ci mieli szczęście, że nie podzielili losu innych bohaterów wojny na różnych frontach aż po pokój w Rydze. Najgorszy los spotkał autora strategii bitwy warszawskiej, gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Tym epizodem koniecznym do wspomnień, ruch ludowy i jego przywódcy na stałe wpisali się w dalsze losy II Rzeczypospolitej. W latach ostatniej wojny moja partia nie poszła na kolaborację ani z okupantem niemieckim ani tym ze wschodu. Na nic zdało się kuszenie przywódców ruchu ludowego. Potwierdzeniem tego był powszechny udział ludowców i ich przywódców w strukturach rządu emigracyjnego w Londynie i w kraju oraz w zbrojnym ruchu oporu. Najgorzej było tuż po wojnie. Przecież to PSL było jedyną liczącą się opozycją w roku referendum (1946 r.) i w kolejnym roku wyborów (1947 r.) do Sejmu. Dziś to wiemy, że Stanisław Mikołajczyk musiał ratować głowę ucieczką, bo PSL wygrał wybory. Zarzuca się ruchowi ludowemu, że obok Stronnictwa Demokratycznego ZSL był w rządach PRL-u. Byłoby bez sensu położyć wszystkie głowy pod gilotynę w ramach protestu. Trzeba było ratować to, co było do uratowania, słowem robić swoje w tamtych realiach. Gdyby wtedy była moda i tolerowano noszenie oporników w klapie marynarki, to pewnie wszyscy ludowcy nosiliby je przez lata siłowej kolektywizacji wsi, której byliśmy przeciwni. Przy upaństwowieniu spółdzielczości w kraju, przy wyborze ideologii dla Ziem Odzyskanych…
Gdyby wtedy dopuszczono nasz program wobec Ziem Odzyskanych, dziś mieszkałoby tam trzecie pokolenie Polaków na swoim. Nie doszłoby do społecznej i materialnej degradacji ludzi i majątku tam. Będąc w cieniu starszego brata coś jednak udało się. Wzmocniony głos wsi dał odwrót w kolektywizacji. Z czasem wieś doczekała się ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych. To wtedy upominaliśmy się o godność ludzi na wsi. Przykro wspominać, że nikt z ówczesnych elit politycznych wtedy nie wtórował nam w walce o pierwsze renty i emerytury dla rolników. Dopiero za Gierka stały się one faktem pod presją głosu wsi i jej partii. Wielką wygraną z tamtych lat był konstytucyjny zapis trwałości rodzinnych gospodarstw rolnych. Nie wolno pominąć postawy ludowców przed referendum w sprawie przynależności Polski do Unii Europejskiej. Dziś największym beneficjentem środków unijnych jest polska wieś, tuż po Francji. Wieś pewnie pamięta, kto w 2003 r. odstręczał wstąpienie Polski do UE. Dziś nikt nie pamięta, że w czasach „kartkowych” wieś i chłopskie dzieci nie miały kartek na cukier. Naszą gotowość do Wielkiej Przemiany utrwaliły kroniki z roku 1989, kiedy przywódcy obu ówczesnych stronnictw politycznych, podały dłoń przywódcy Solidarności. Tamto porozumienie utorowało drogę oczekiwanym zmianom ustrojowym i społecznym. Mam świadomość, że nowe czasy stawiają nowe wymagania partiom politycznym. Nie ma miejsca dla partii branżowych. PSL z trudem, ale staje się partią ludową o zasięgu ogólnopaństwowym, ludową w rozumieniu „powszechną”. Obecnie jesteśmy świadkami, że klasy społeczne wymieszały się i nie ma zamkniętych środowisk zawodowych i społecznych, nawet w przeciętnej wsi. Tu dziś mieszkają ludzie biznesu, nowocześni rolnicy, inteligencja pracująca w miastach, pokolenie starszych i dorastających. Dlatego moja partia dąży w stronę programu dla nich wszystkich. Zawsze w naszej partii zachowamy przymiotnik „polskie”. Boleję, że modne stało się odżegnywanie pokolenia dzieci moich rówieśników od swoich wiejskich korzeni. Oni wszyscy chcą być legitymowanymi mieszczuchami. A tymczasem ilu jest grajewiaków od 3-4 pokoleń, z Grajewa. Po wyludnieniu takich miasteczek, zasiliła je ludność z przegęszczonych wsi. Oni przynieśli swoją tradycję do miast ze wszystkim dobrem i złem.
Ludowcy nie mają powodów do jąkania się mówiąc o swojej roli dawniej i dziś. Jesteśmy najbliżej ludzi, bo w samorządach każdego typu: w samorządzie mieszkańców, w samorządach zawodowych, w samorządzie rolniczym… Jeśli nawet nie fizycznymi osobami to jesteśmy tam obecni przyjętą od nas ideologią. Wcześniej była mowa o roli PSL w skali historycznej. Wiem, że to trudny akapit, jeśli czyta go trzecie lub czwarte pokolenie po wojnie, które wie, że mleko bierze się z Biedronki, a ziemniaki z Lidla. W ostatnich latach ludowcy zapoczątkowali kilka przełomowych elementów w polityce prorodzinnej. Mocnymi akordami zapisał się przeforsowany program prezesa PSL Władysława Kosiniak-Kamysza Karta Dużej Rodziny. Tego samego autorstwa jest roczny płatny urlop rodzicielski, zasiłek macierzyński dla nieubezpieczonych, przywrócone sądy rejonowe, wcześniejsze emerytury dla rolników. To PSL spowodował przywrócenie zlikwidowanych 80 sądów rejonowych. Do Grajewa powrócił sąd. Z przykrością stwierdzam, że w karuzeli dobrobytu dla wsi po ostatnich wyborach zginęło uprawnienie rolników do wcześniejszej emerytury. Stoimy na stanowisku korekty tego: 40 lat stażu w rolnictwie i dosyć. Wszystkim, którzy kontynuują trafione pomysły ludowców i wnoszą nowe, w imieniu służby dziękuję. Mało się mówi o tym, że posłowie PSL też głosowali za 500+. Bo to jest prosta kontynuacja poprzednich naszych regulacji wspierających rodzinę. Niebezpieczne jest mówienie, że wszystko co dobre zaczyna się dziś i to na ruinie. O tym, że rolnikom podniesiono wiek emerytalny dowiadują się ci, którzy dziś odchodzą z kwitkiem od emerytalnego okienka KRUS.