Stop dzikiej reprywatyzacji

Tragedie lokatorów wyrzucanych na bruk i gigantyczne oszustwa, to codzienność dzikiej reprywatyzacji po warszawsku. Na światło dzienne wychodzą też afery w Krakowie i w innych miastach. Za chaos prawny płacili przez lata zwykli ludzie. Czas zakończyć wyrównywanie krzywd, wyrządzaniem nowych.

Czy odrodzona Polska powinna oddać majątki ziemskie skonfiskowane przez cara uczestnikom powstania styczniowego? To jedno z pytań, z którym musieli się zmierzyć politycy z lat 20. Wydawało się, że elementarna sprawiedliwość wymaga, by zrekompensować krzywdy dokonane przez zaborcę. Przeprowadzono dokładne szacunki kosztów wykupienia ziemi z rąk nowych właścicieli i okazało się, że reprywatyzacja jest niemożliwa. Odrodzonej Polski na nią nie stać. To, co zostało stracone, przepadło raz na zawsze. I nikt wtedy nie protestował. Problem powojennej reprywatyzacji pojawił się w latach 90. Zakwestionowano praktyki komunistycznych władz, które rzeczywiście często były niezgodne z uchwalonym prawem. Kluczowe były trzy akty: o reformie rolnej nacjonalizacji przemysłu i przejęciu dekretem Bieruta nieruchomości w Warszawie. Z reprywatyzacją mierzyły się w ten lub inny sposób rządy wszystkich krajów wychodzących z komunizmu.

Teresa Hurkała


Zamów prenumeratę: zielonysztandar.com.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły