21 września zaczęły obowiązywać postanowienia części handlowej CETA. Od tego dnia Unia Europejska i Kanada zaczynają obniżać i znosić cła importowe na wiele towarów. O zagrożeniach płynących z umowy pomiędzy UE a Kanadą pisałem już w 2016 r. Dziś, z powodu tego historycznego i smutnego dnia, pragnę Państwu je przypomnieć.
W 2016 r., na szczycie w Bratysławie, przedstawiciele polskiego rządu skapitulowali i nie zgłosili swego sprzeciwu wobec planów ratyfikacji przez Unię Europejską szkodliwego dla Polski układu. Pamiętać należy, iż by wszedł on w życie, konieczne były podpisy ministrów odpowiedzialnych za handel międzynarodowy wszystkich państw członkowskich UE zasiadających w Radzie UE. Na tym procedura się nie zakończyła. Umowę, 15 lutego 2017 r., zatwierdził Parlament Europejski. Teraz muszą to uczynić poszczególne parlamenty krajowe. I tu pojawia się pierwsza niebezpieczna pułapka. Mimo, że ów proces ratyfikowania umowy przez parlamenty krajów członkowskich zapewne potrwa jeszcze długo, przepisy umowy weszły w życie już po wstępnej ratyfikacji. Dokładnie rzecz ujmując, 21 września 2017 r. Moim zdaniem, a także zdaniem Polskiego Stronnictwa Ludowego, CETA (a dokładnie kompleksowa umowa gospodarczo-handlowa między Kanadą a Unią Europejską) jest po pierwsze szkodliwa dla Polski, a po drugie jest tematem o którym winno się rozmawiać i szczerze przedstawiać społeczeństwu konsekwencje układu. Tymczasem było dokładnie na odwrót. Niestety po tak marnej debacie, społeczeństwo nie dostrzega zagrożeń jakie płyną z ratyfikacji umowy z Kanadą. A jakiego kalibru są to zagrożenia?
Robert Plebaniak