Opozycja mówi jednym głosem – dość psucia państwa. Marsz wolności pokazał, że ważniejsza od wszystkich różnic jest dziś obrona fundamentów państwa demokratycznego i praworządnego.
Można zatrzymać psucie państwa i życia publicznego, bo tzw. dobra zmiana to nie kataklizm żywiołowy, tylko działania polityków. Potrzebny jest jednak zdecydowany sprzeciw społeczny. Jarosław Kaczyński, zaniepokojony pogarszającymi się wynikami sondaży, nie jest tak konsekwentny jak się mogło wydawać. Rezygnacja z zaostrzenia prawa antyaborcyjnego po czarnym proteście była tego pierwszym sygnałem. Wycofanie się z pomysłów zmian granic Warszawy, czyli tzw. ustawą metropolitarną, to drugi sygnał. Zwycięstwo odnieśli zarówno samorządowcy podwarszawskich gmin, jak i ich mieszkańcy, którzy na przykład w referendum w Legionowie zdecydowanie sprzeciwili się narzucaniu nowych rozwiązań.
PiS na własne życzenie przenosi debatę publiczną z Sejmu, który powinien być jej miejscem, na ulice. Marginalizując głos opozycji, naruszając dobre sejmowe obyczaje, uniemożliwia parlamentarną wymianę poglądów i stanowienie dobrego prawa. Wydawać by się mogło, że wytracenie impetu przez KOD zabezpiecza PiS przed społeczną presją. Tak jednak nie jest, bo zbyt duży jest potencjał społecznego niezadowolenia. Jego dowodem był „Marsz wolności” zorganizowany tym razem przez partie polityczne – PO przy wsparciu PSL i Nowoczesnej, a także organizacje i ruchy społeczne.
Teresa Hurkała