I politycy opozycyjni i opinia publiczna wydają się być ciągle zaskakiwani działaniami PiS. A przecież partia ta jest do bólu przewidywalna ze względu na upór i konsekwencję Jarosława Kaczyńskiego. Sięgnijmy pamięcią do 2008 r. i głównych założeń tzw. programu klarysewskiego. To wtedy prezes PiS ustawił polityczny kompas: silnie scentralizowany rząd m.in. kosztem uprawnień samorządów. W uczciwej rywalizacji wyborczej rządzący mogliby nie pokonać konkurencji politycznej zadomowionej w społecznościach lokalnych. Dlatego chcą zwiększyć swoje szanse poprzez odbieranie samorządom kompetencji, obciążanie ich kosztami reform i manipulowanie ordynacją wyborczą. W tym scenariuszu mieszczą się też przygotowywane w tajemnicy przyspieszone wybory samorządowe.
– W Polsce jest mnóstwo malutkich księstewek, takich dyktaturek, tyranii, i one muszą zostać zlikwidowane w interesie Polaków – głosi prezes PiS Jarosław Kaczyński pytany o cel zmian w ordynacji wyborczej do samorządu podczas swojej pielgrzymki politycznej po kraju.
Ordynacja w służbie PiS
Rządzący chcą dokonać zmian w ordynacji wyborczej do samorządów tak, aby obowiązywały one już od najbliższych wyborów. Najważniejsze z nich to: przezroczyste urny, kamera w każdym lokalu wyborczym, transmisja online, a także ograniczona liczba kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Najwięcej emocji wzbudza ten ostatni postulat. Pod hasłem walki z układami i koteriami PiS chce wyeliminować konkurencję w wyborach samorządowych – lokalnych liderów i miejscowe autorytety, którym ludzie ufają i zapewne wybraliby ponownie. – PiS chce decydować za mieszkańców, jak długo w danej gminie będzie rządził wójt. Nie kieruje się dobrem społeczności lokalnych, które najlepiej wiedzą, kto jest w samorządzie sprawdzonym gospodarzem, a kogo trzeba wymienić. Zresztą z badań wynika, że co cztery lata następuje wymiana ok. 30 proc. wójtów burmistrzów i prezydentów miast. Po co więc limitować kadencje i ograniczać prawa społeczności lokalnych do suwerennego wyboru? – mówi poseł PSL Piotr Zgorzelski. – To suweren powinien decydować, kto jest wójtem, burmistrzem i prezydentem, a nie prezes jednej partii – argumentuje lider Stronnictwa Władysław Kosiniak-Kamysz. – Propozycja dwukadencyjności to nic innego, jak ograniczenie praw wyborczych. I w tym wszystkim dziwne jest tylko, że prezes wszystkich prezesów nie proponuje wprowadzenie dwukadencyjności posłów i senatorów. Czy dlatego, że w pierwszej kolejności uderzyłoby to w niego samego? – uważa marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas. Na jakie frukty polityczne liczy PiS widać choćby po prezydentach miast. Partia ta ma tylko dziesięciu włodarzy miast (na 107). Jeśli nowe przepisy wejdą w życie ze wszystkich 107 prezydentów miast tylko 41 będzie się mogło ubiegać o reelekcję. To byłoby znaczące wyeliminowanie konkurencji. Choć nie brakuje też odmiennych opinii – Te zmiany w ordynacji samorządowej raczej obrócą się przeciwko PiS, gdyż uwolni się olbrzymi potencjał zaangażowania politycznego ze strony byłych włodarzy. Ci, którzy na wójtów i burmistrzów nie będą mogli kandydować, wystartują do sejmików wojewódzkich. I zrobią to przeciwko PiS – twierdzi dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Robert Matejuk
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar
Zamów prenumeratę: http://zielonysztandar.com.pl/prenumerata/