Na co idą nasze pieniądze

Statystyczny Polak ze swoich podatków daje państwu rocznie nieco ponad 20 tysięcy złotych. Najwięcej państwo wydaje na emerytury i renty. Gdy doliczyć do nich służbę zdrowia i edukację, stanowi to już połowę wszystkich wydatków.

Liberalni ekonomiści przez lata powtarzali nam, że im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej. Powoływali się na klasyczną XIX w. doktrynę, sprowadzającą państwo do funkcji nocnego stróża, czyli gwaranta elementarnego bezpieczeństwa. Ten mit runął tak samo jak mit poprzedni – socjalistycznego, biurokratycznego molocha ingerującego w każdą dziedzinę życia. Dziś wiemy, że trzeba szukać drogi między skrajnościami. Na pewno niedobrze jest, gdy państwo dominuje w życiu gospodarczym, ale nie może też z niego całkiem się wycofywać, bo wtedy wygrywają ci, którzy i tak są najsilniejsi. Bogaci bogacą się coraz szybciej, a biedni ubożeją. W efekcie czego traci całe społeczeństwo – coraz mniej spójne i solidarne, za to wstrząsane konfliktami. Machina biurokratyczna wymaga jednak nieustannej kontroli. Nie może być tak, że grosz publiczny, na który składają się nasze podatki, jest wydatkowany wyłącznie według woli polityków. To nie są ich pieniądze, to nie są pieniądze mitycznego państwa, tylko nasze – wcale niemałe świadczenia na rzecz dobra wspólnego.

Zasadnicze jest pytanie – czy współczesny rozkład wydatków odpowiada naszym potrzebom? Dlatego warto przyjrzeć się temu, jak wydawane są za pośrednictwem budżetu nasze pieniądze. Podatkowe świadczenia przeciętnego Polaka to nieco ponad 20 tysięcy złotych rocznie. Oczywiście, jest, jak zawsze w statystyce, sytuacja umowna, niemal niewystępująca w rzeczywistości. Obrazuje to anegdota – gdy do baru wchodzi Bill Gates, w którym jest kilkoro gości, to statystycznie stają się oni milionerami. W Polsce ze świadczeniami najbogatszej grupy obywateli na rzecz dobra wspólnego nie jest najlepiej. Wielu z nich, uciekając przed podatkami, lokuje swoje środki w Luksemburgu, na Cyprze lub w innych krajach finansowych. Na pewno mogliby oni dołożyć trochę więcej do wspólnego koszyka. Walkę z tymi praktykami zapowiada UE. Niemałe trzęsienie ziemi, jakie przeżyła Wielka Brytania po ujawnieniu interesów rodziny premiera Camerona, świadczy, że kończy się czas tolerancji na ukrywanie swoich dochodów. Jednak nie da się ukryć, że łatwiej jest, jak mówiono za czasów Ludwika XVI, zabrać po jednym sous każdemu z miliona biedaków niż jednemu bogaczowi zabrać jeden milion sous.

Emerytury, renty, oświata i zdrowie

Z opracowanego przez Forum Obywatelskiego Rozwoju zestawienia wynika, że statystycznie każdy z nas zasilił w 2015 r. kasę państwa kwotą w wysokości 20 103 złotych. Połowa tych pieniędzy została wydana na emerytury i renty oraz na edukację i ochronę zdrowia. Emerytury z ZUS pochłonęły 2 853 zł, z KRUS – 331zł. Sporym wydatkiem są też renty – 1016 zł. Jednak mimo potężnego zasilania służby zdrowia – każdy z nas przeznacza na nią 2 321 zł rocznie – jej funkcjonowanie pozostawia wiele do życzenia.

Brakuje pieniędzy na leczenie i leki. Kolejki do lekarzy specjalistów są coraz dłuższe. Bywa, że na konsultację kardiologa czy wizytę u ortopedy trzeba czekać miesiącami, a nawet latami. Ograniczony jest dostęp no nowoczesnych terapii, które w wielu krajach zachodnich są standardem. Wielu ekspertów twierdzi, że powodem zapaści w służbie zdrowia jest niedostatek pieniędzy w systemie ochrony zdrowia. Inni zwracają uwagę na nieracjonalne ich wykorzystanie, złą organizacje pracy przychodni i szpitali. Prawda, jak zwykle, leży pośrodku.

Sporo pieniędzy łożymy na utrzymanie przedszkoli, szkolnictwa – podstawowego, średniego oraz wyższego. W sumie wpłacamy na oświatę 2300 zł rocznie. Dobre wyniki, jakie uzyskują nasi uczniowie w testach PISA pokazują, że te pieniądze są coraz lepiej wykorzystywane. Świadczy to o podniesieniu się poziomu nauczania. Pytanie – czy zapowiedzi reformowania oświaty przez obecną ekipę rządzącą nie wprowadzą chaosu i nie przekreślą tych osiągnięć. Niemałe środki państwo wydaje na pomoc społeczną oraz wsparcie bezrobotnych. Trudna sytuacja rodziców wychowujących niepełnosprawne dzieci jak i osób opiekujących się chorymi rodzicami pokazuje, że nie zawsze te pieniądze trafiają tam, gdzie są najbardziej potrzebne.

Można też mieć zastrzeżenia do efektów walki z bezrobociem. Niemało środków przeznacza się na różnego typu szkolenia osób poszukujących zatrudnienia. Po tego typu kursach ich szansę na rynku pracy wcale nie się nie zwiększają. Profity zgarniają firmy organizujące szkolenia dla bezrobotnych. Zaskakująco mało środków przeznacza się na gospodarkę mieszkaniową. Pokazuje to, że zdobycie dachu nad głową państwo pozostawia nam samym. Niejako mówi się: chcesz mieć własne lokum – weź kredyt i kup je sobie. Owszem, wielu Polaków się na to decyduje, ale niemała część nie ma to szansy. Ktoś, kto zarabia 2 tys. zł miesięcznie, nie dostanie pożyczki, bo nie ma zdolności kredytowej. Kuleje budownictwo komunalne, niemal zrezygnowano ze spółdzielczego. A słabo sytuowani Polacy mają prawo oczekiwać od państwa pomocy w zdobyciu mieszkania. Owszem, wydatki na wojsko są potrzebne, ale czy aż tak dużo musimy wydawać na zbrojenia, w sytuacji, gdy dla milionów młodych Polaków własne lokum pozostaje w sferze marzeń nie do zrealizowania.

Jak zasilana jest kasa państwa

Kasa państwa zasilana jest głównie podatkiem VAT. W 2015 r. wpłynęło do niej z tego tytułu 123 mld zł, co stanowiło ponad 40 proc. dochodów państwa. Planowano pozyskać 134 mld zł. Nie udało się tego wykonać. Każdy z nas kupując cokolwiek uiszcza daninę na rzecz nazwijmy to dobra wspólnego. I są to ogromne kwoty. Większość towarów i usług obłożona jest 23 proc. podatkiem, niewiele – 8 proc., ale w tej ostatniej grupie są artykuły podstawowej potrzeby – żywność. Podnosząc VAT z 22 do 23 proc. i z 7 do 8 proc., rząd wyjaśniał, że jest to działanie czasowe. Jednak wszystko wskazuje na to, że nie prędko wrócimy do poprzednich stawek. Ta danina obciąża najbardziej ludzi najsłabiej sytuowanych. W ich budżetach wydatki na zaspokojenie podstawowych potrzeb mają główną pozycję, gdy w dochodach osób lepiej uposażonych znacznie mniejszą. Sytuacje rodzin najuboższych poprawiłoby wprowadzenie wyższej kwoty wolnej od podatku. Teraz wynosi ona 3091 zł (738 euro) i jest 25 razy niższa niż w Hiszpanii (17 707 euro) i 30-krotnie niższa niż na Cyprze (19 500 euro). Trybunał Konstytucyjny zobowiązał rząd do podwyższenia kwoty wolnej od podatku. Nie zanosi się, by szybko to się stało. Obecny rząd zapowiada, że będzie to możliwe dopiero od 2017 r. i do tego podwyżka będzie wprowadzana stopniowo. Kiedy dojdziemy do 8 tysięcy zł, nie wiadomo.

Ogromny strumień pieniędzy płynie do kasy państwa z akcyzy – w tym roku ma to być ponad 64 mld zł. Zyski ze sprzedaży paliwa, alkoholu, papierosów i towarów luksusowych są więc potężnym finansowym zastrzykiem. Mniej, ale całkiem sporo, budżet ma z wpłat od naszych dochodów. Z podatku PIT dostanie w tym roku ponad 46 mld zł. O 20 mld zł mniej pozyska z CIT, czyli z podatków płaconych przez przedsiębiorców. Rząd PiS chce wprowadzić też nowe podatki. Już obciążył nas opłatami – 180 zł rocznie na rzecz mediów publicznych. Najpoważniejsze skutki dla budżetu ma realizacja jego głównej obietnicy przedwyborczej – 500 plus. W tym roku obciążenie wyniesie 17 mld zł, w przyszłym już 23 mld zł. Oczywiście, nie są to pieniądze stracone. Trafią one w ręce zwykłych konsumentów, a więc ożywią krajowy rynek.

Nowe podatki

Budżet musi się jednak domknąć. I tu jest poważne niebezpieczeństwo, ponieważ ekonomiści PiS nazbyt optymistycznie obiecywali łatwe rozwiązania: uszczelnienie systemu podatkowego oraz obciążenie sieci handlowych oraz banków. Niestety, rzekomo łatwe uszczelnienie poboru podatku VAT wcale nie jest proste. Firmy bardzo umiejętnie poruszają się w ramach istniejącego prawa i często trudno zakwestionować ich poczynania. Wyłudzanie podatku VAT jest dziś najbardziej zyskownym biznesem. Już kilka lat temu eksperci sygnalizowali, że zorganizowana przestępczość przenosi swoje działania z tradycyjnych form, jak handel narkotykami, do oszustw finansowych. Szacuje się, że rocznie skarb państwa na wyłudzeniach VAT traci ponad 40 mld zł. Problem jednak w tym, że nie wystarczy zmiana ekipy rządowej, by przestępczość ta znikła. Na razie o żadnych spektakularnych sukcesach w działaniach przeciwko watowskim oszustom nie słychać. A nie da się ukryć, że pozyskanie choć części z tych 40 mld zł jest dla obecnej ekipy rządzącej kluczowe. Szumnie zapowiadane opodatkowanie zagranicznych sieci handlowych też jest trudniejsze niż się wydawało. Przede wszystkim obowiązują nas przepisy unijne zakazujące praktyk dyskryminacyjnych. Proponowane dotąd rozwiąznia mogły przynieść więcej szkód niż pożytku, ponieważ godziłyby głównie w polskich właścicieli sklepów, a ci mają bardzo wąski margines zysków i ledwie utrzymują się na powierzchni, konkurując z zachodnimi potentatami. Nawet wprowadzenie 1 proc. podatku od obrotów mogłoby skończyć się bankructwem rodzimych sklepów, a to tylko umocniłoby pozycję zagranicznych sieci.

Wiele emocji budzi podatek bankowy, ale trzeba sobie powiedzieć jasno, że zasadniczy błąd został popełniony i nie tak łatwo odwrócić jego skutki. W czasach wyprzedawania majątku narodowego ówcześni rządzący na własne życzenie pozbawili się kontroli nad sektorem bankowym. Teraz jakiekolwiek wywieranie nacisków na banki może grozić rozregulowaniem systemu, a niedoskonałe nawet ich funkcjonowanie jest lepsze niż panika na rynku.

Poważnym problemem jest obiecywana pomoc frankowiczom. Nie sposób ją zrealizować, bo byłby to ciężar nie do udźwignięcia dla finansów państwa. Prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu wydawało się, że jego poczynania polityczne nie mają żadnego związku z gospodarką, którą był gotów pozostawić w rękach osób z drugiego partyjnego szeregu. Widać jednak wyraźnie, że we współczesnym świecie nie ma możliwości odseparowania tych sfer życia. Efektem zaniepokojenia polityków europejskich stanem demokracji w Polsce jest odpływ kapitału zagranicznego, osłabienie złotówki i obniżenie w Polsce ratingu, co w efekcie przynosi ogromy wzrost kosztów obsługi zadłużenia zagranicznego. Na pewno jednak nie zapłaci za to ani PiS, ani jego prezes, ale my wszyscy.

Teresa Hurkała


Zamów prenumeratę: zielonysztandar.com.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej tygodnika Zielony Sztandar lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły