Nadal zdecydowana większość działających grup producentów wybiera formę organizacyjną w postaci spółki handlowej. Tymczasem w polskich realiach znakomitym rozwiązaniem są grupy producenckie działające jako spółdzielnie. Mają one wiele zalet.
W Polsce zdecydowanie dominują grupy producentów w formie spółek kapitałowych. Takich grup jest prawie 70 proc. Zaledwie 30 proc. działa w formie spółdzielczej. Niemal w każdym województwie przeważają spółki. Wyjątkiem jest tutaj woj. podkarpackie, gdzie statystyki są zupełnie odwrotne. – Z istniejących w regionie GPR ponad 60 proc. ma formę spółdzielni. Jest to specyfiką województwa. W kraju zdecydowanie dominują grupy w formie spółki z o.o. – mówi Władysław Kołodziej, prezes Regionalnego Związku Spółdzielni Produkcji Rolnej w Rzeszowie, która wspierał powstawanie wielu grup producentów na Podkarpaciu. Dlatego dopytuję się prezesów i członków grup producentów z tego województwa, dlaczego wybrali tą formę zorganizowania się. Okazuje się, że często przytaczanym argumentem jest zupełnie odmienne niż w spółce kapitałowej podejście do najmniejszych członków spółdzielni. Spółdzielnie charakteryzują się nie tylko prospołecznym podejściem do pracownika, ale są także najbardziej demokratyczną formą organizowania się. W spółce, największy udziałowiec może przeforsować swój punkt widzenia nie oglądając się na racje innych. W spółdzielni każdy członek, zarówno mały, jak i duży ma tyle samo do powiedzenia. Każdy członek na walnym zgromadzeniu ma jeden, równy głos. Na tym polega demokracja. Członkowie spółki raczej skupiają się tylko na zdobyciu wystarczającej liczby głosów, spółdzielcy zaś muszą uwzględnić racje i zdanie każdego. Dlatego uważam spółdzielnie za zdecydowanie bardziej demokratyczne od spółki handlowej – mówi Jan Bieniasz, prezes Zarządu Spółdzielni Rolników San w Łące. Sami prezesi grup producenckich w formie spółdzielni przyznają też, że właśnie dlatego forma spółdzielcza skuteczniej zachęca do zorganizowania się w grupę. – Rolnicy czują się bardziej bezpiecznie w spółdzielni. Wiadomo, że w spółce tak naprawdę rządzi ten, kto ma największy kapitał. I z reguły mniejsi rolnicy obawiają się dominacji tych największych – ocenia Jan Dżoń, prezes Zarządu Spółdzielni Producentów Bydła Mięsnego „ROL-SIM” w Grabownicy Starzeńskiej.
Jak wspólnie inwestować?
Jednak równocześnie część członków spółdzielni uważa, że ten sposób podejmowania decyzji w spółdzielniach ma też swoje wady. Jednomyślność oznacza, że niewielka część osób może zablokować decyzje podejmowane przez spółdzielnie. Tą sytuację niektórzy porównują do liberum veto w dawnym polskim Sejmie. W przypadku rolników, którzy uchodzą za grupę społeczną, gdzie indywidualizm patrzenia na różne problemy jest szczególnie zakorzeniony, może budzić pewne problemy. – Tak też było u nas, bowiem początkowo byliśmy zorganizowani w spółdzielnię, która składała się z 21 członków. Uważam, że spółdzielnia to dobre rozwiązanie, ale każdy jej członek musi myśleć o jej rozwoju. A było tak, że tylko część członków była tym zainteresowana. I dlatego postanowiliśmy przyjąć formę spółki z tymi ludźmi, którzy rzeczywiście żyją z pszczelarstwa, mają po 100-150 rodzin pszczelich i myślą o inwestycjach – mówi Adamem Cieleń, prezes Zarządu Przemyskiej Pasieki „Miś” sp. z o.o. (jedynej działającej w Polsce grupie producentów zajmujących się sprzedażą miodu). Jednak zdecydowana większość członków grup producentów ma na to inną receptę. Ich zdaniem należy po prostu tworzyć grupę z ludźmi rozsądnymi, kompetentnymi, sprawdzonymi, którzy chcą rozwijać grupę. Dlatego też problemów decyzyjnych nie ma grupa producentów „ROL-SIM”. – Rozmawialiśmy na ten temat przed utworzeniem grupy, każdy wyraził swoją opinię i uznaliśmy, że zorganizujemy się w formie spółdzielni. Więc to jest nasz wybór, że tak powiem w pełni świadomy i demokratyczny – wyjaśnia Jan Dżoń. O dziwo jednak na Podkarpaciu to właśnie grupy producentów w formie spółdzielczej są liderami, jeśli chodzi o duże wspólne inwestycje członków grupy. – Takim przykładem może być inwestycja realizowana przez Spółdzielnię Producentów Zboża i Rzepaku „Farmer” w Wietlinie III. Właśnie w tej miejscowości powstała super nowoczesna baza magazynowa. To jest inwestycja, którą osobiście pilotowałem. Kosztowała ona 6 mln zł i oprócz dofinansowania unijnego rolnicy musieli wyłożyć 1,2 mln zł środków własnych. Duży rolnik wyłożył 250 tys. zł, średni – 50 tys. zł, a ten najmniejszy dorzucił kilka tys. zł. Ale tutaj nie chodzi o wysokość kwoty, chodzi o to, że dla każdego z nich to były własne pieniądze i to nie małe. Dlatego teraz interesują się tym, jak grupa działa, co robić, by się rozwijała – opowiada o kulisach tej inwestycji Władysław Kołodziej, prezes RZSPR w Rzeszowie. Innym takim przykładem dużej inwestycji grupy producentów w formie spółdzielni jest budowa dużej bazy magazynowej na zboża w Głuchowie. Inwestycję tą zrealizowała Spółdzielnia Rolników „San” w Łące. – Od początku powstania grupy mieliśmy takie założenie, aby zrealizować wspólną inwestycję, która będzie procentowała przez lata w postaci wartości dodanej. Uważam, że spółdzielnia nie jest sama dla siebie, ale poprzez działalność ma przynosić dochód dla członków spółdzielni. Inwestycję zrealizowaliśmy na gruntach zakupionych od Rolniczej Spółdzielni Wytwórczo-Usługowej w Głuchowie, która jest jednocześnie, obok rolników indywidualnych, członkiem naszej grupy producentów. Koszt inwestycji to około 8 mln zł, z tego 50 proc. to dofinansowanie unijne. Część pieniędzy jednak musieli wyłożyć sami członkowie grupy. Oczywiście w zależności od wielkości gospodarstwa i obrotów jakie osiągają – mówi Jan Bieniasz, prezes tej grupy producentów. Okazuje się więc, że rolnicy potrafią świetnie porozumieć się w ramach spółdzielczej grupy producentów i przeprowadzić inwestycje, które będą służyły dużym i mniejszym rolnikom. To z pewnością duży atut grup producentów w formie spółdzielczej.
Spółdzielnie bardziej trwałe niż spółki
Według danych przygotowanych przez Krajową Radę Spółdzielczą grupy producentów w formie spółdzielczej okazują się bardziej trwałe niż spółki. Nic w tym dziwnego. Spółka to przede wszystkim grupa interesów. Gdy wspólne korzyści (np. dotacje unijne) kończą się, to grupa rozwiązuje się. W przypadku spółdzielczych grup producentów mówimy o pewnej wspólnocie. Mniejsi rolnicy dostrzegają to, że mogą decydować o kierunku rozwoju grupy. Widzą też, że mogą liczyć na otwartość i zrozumienie ze strony władz i pozostałych członków spółdzielni. – Przeprowadziłem prace modernizacyjne w swoim gospodarstwie, gdzie wprowadziłem chów w cyklu zamkniętym. Mam obecnie 20 macior, planuję w ciągu roku oddawać około 300 tuczników. Nie ukrywam, że wszystko udało mi się domknąć do końca dzięki wsparciu ze strony spółdzielni. Dała mi ona możliwość otrzymania paszy na dłuższe terminy płatności. Okazało się więc, że najbardziej mogę liczyć na spółdzielnię. I za te wsparcie dziękuję – mówi Jan Okruch, rolnik zrzeszony w Podkarpackiej Spółdzielni Producentów Trzody Chlewnej „Tucznik” w Górnie. To wszystko właśnie powoduje, że akurat na Podkarpaciu wśród grup producentów dominują te w formie spółdzielczej. Nie możemy jednak przy tym zapominać o roli RZSPR w Rzeszowie, który wpiera powstawanie grup producentów. O tym, że bez tego wsparcia wiele grup nie powstałoby, mówią zarówno członkowie, jak i prezesi grup producentów z Podkarpacia. – Dużą rolę w powstawaniu grup odegrał Regionalny Związek Spółdzielni Produkcji Rolnej w Rzeszowie i aktywność prezesa tego Związku Władysława Kołodzieja. To właśnie ta instytucja jest w stanie przygotować dla grup wiele dokumentów. Dla nas przygotowali m.in. biznesplan i wiele innej tzw. roboty papierkowej. Czyli mówiąc wprost wiele nam pomogli– mówi Jan Dżoń, prezes Zarządu Spółdzielni Producentów Bydła Mięsnego „ROL-SIM” w Grabownicy Starzeńskiej.
Seweryn Pieniążek