Bezrobocie spada i jest szansa, że już niebawem osiągnie poziom jednocyfrowy. Mimo to nadal mamy do czynienia nie z rynkiem pracowników, lecz pracodawców. To oni dyktują warunki zatrudnienia. Skoro nie muszą, nie kwapią się z podwyżkami.
W czerwcu, jak podał GUS, liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 290 tys. Ten spadek największy jest wśród osób w wieku 25-34 lat (o 98 tys.) oraz w wieku 18-24 lata (o 77 tys.). Obecnie stopa bezrobocia wynosi 10,3 proc. i jest szansa, że już jesienią będzie jednocyfrowa. W pewnej mierze jest to efekt prac sezonowych. W budownictwie, rolnictwie, hotelarstwie, gastronomii zawsze o tej porze potrzebni są nowi pracownicy. Jednak nie tylko to wpływa na poprawę sytuacji na rynku pracy. Z miesiąca na miesiąc maleje liczba osób, które nie znajdują zatrudnienia. W stosunku do 2014 r. stopa bezrobocia zmniejszyła się o 2 proc. Przybywa bowiem ofert pracy. W maju złożono ich 85,2 tys., a w czerwcu 93,8 tys. Zdaniem ministra pracy Władysława Kosiniak-Kamysza można już mówić o trwałym ożywieniu na rynku pracy. Jeśli gospodarka będzie się rozwijała w tempie ponad 3 proc. PKB, ta tendencja zostanie utrzymana.
To, że już od 1,5 roku trwa spadek bezrobocia coraz widoczniej wpływa na sytuację zatrudnionych. Pokazuje to wskaźnik rotacji pracowników. Badania firmy doradztwa personalnego Randstad wykazały, że jest on najwyższy od pięciu lat i, co może dziwić, najwyższy w Unii Europejskiej. Aż 27 proc. ankietowanych zmieniło pracodawcę w ciągu ostatniego półrocza. Tylko raz – cztery i pół roku wcześniej – odnotowano tak samo wysoki wskaźnik. Obecny daje nam pozycję lidera. W krajach unijnych średnio co piąty zatrudniony zmienia posadę. – Wysoka rotacja na rynku pracy nie zawsze oznacza coś pozytywnego. W okresie kryzysu ten wskaźnik czasem idzie w górę, szczególnie wtedy, gdy problemy nie uderzają w całą gospodarkę w takim samym stopniu i niektóre branże odczuwają je znacznie silniej. Obecnie jednak można mówić o pozytywnej stronie tego zjawiska: pracownicy częściej są w stanie znaleźć lepsze oferty i przenoszą się tam, gdzie warunki pracy – nie tylko finansowe – są korzystniejsze. To czytelny sygnał dla pracodawców do podwyżki wynagrodzeń, jeśli chcą zatrzymać swoich pracowników – ocenia Łukasz Komuda, ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Wydaje się, że tych sygnałów nie odczytują. Wynagrodzenia bowiem nie rosną
W poszukiwaniu lepszej oferty
Indeks mobilności jest u nas wyższy niż gdzie indziej w UE. 14 proc. osób aktywnie poszukuje pracy, inni – 20 proc. – rozglądają się, wertując dostępne w internecie oferty. Najbardziej zainteresowane zmianą swej pracy są osoby zatrudnione na umowach śmieciowych. Ich motywacje są zrozumiałe. Szukają pewności zatrudnienia, by poprawić swą sytuację życiową. Umowa zlecenie czy umowa o dzieło nie gwarantują im płacy minimalnej, prawa do urlopu czy limitów czasu pracy. Niestety, dzierżymy niechlubne pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby osób zatrudnionych na umowach okresowych. Ocenia się, że milion Polaków jest zmuszonych podjąć zajęcie na takich właśnie warunkach. Problem dotyczy przede wszystkim ludzi młodych, którzy są gotowi przyjąć każdą posadę za każde pieniądze i na każdych warunkach. Pracodawcy nagminnie wykorzystują tę sytuację. –Właściwie nie mam wyboru – albo będę siedział na bezrobociu, albo przyjmę pracę na umowie śmieciowej. W moim powiatowym mieście na etat nie zatrudniają. Gdy pojawi się taka oferta, chętnych jest nawet kilkuset…
Czytaj więcej na e-wydaniu zielonego sztandaru:http://wydawnictwoludowe.embuk.pl/pub/zielony-sztandar-zielony-sztandar-26-sierpnia-1-wrzesnia