Polska samorządność to jeden z największych sukcesów narodowych. To w dużej mierze dzięki pracy samorządowców nasz kraj nie zmarnował ostatnich 25 lat, tak jak to zrobiła Ukraina zarządzana centralnie. Tymczasem PiS chce to wielkie osiągnięcie zaprzepaścić i planuje ograniczyć władzę samorządów.
Jarosław Kaczyński zawsze miał zapędy dyktatorskie. Krajem pragnie kierować tak jak swoją partią – jednoosobowo. Jest zachłanny na władzę i nie chce się nią z nikim dzielić. Wszystko według doktryny, której ramy stanowi tzw. program klarysewski, który Kaczyński opracował w 2008 r. podczas pobytu w prezydenckiej willi w Klarysewie. Według dokumentu rząd ma być silnie scentralizowany, a wzmocnione ma zostać znaczenie premiera kosztem m.in. uprawnień ministrów i samorządów. Aby tak się stało, PiS musi najpierw wygrać wybory, a potem zmienić szereg ustaw. Jeśli zostanie spełniony pierwszy warunek, z drugim partia Kaczyńskiego nie będzie mała żadnego problemu. Według nieoficjalnych informacji stosowne projekty ustaw już są przygotowane i czekają w szufladzie prezesa.
Wybory samorządowe w 2016 r.?
Jedna z ustaw dotyczy wcześniejszych wyborów samorządowych. Jarosław Kaczyński nie raz wypowiadał się na temat ostatnich wyborów. Jego partia mimo że osiągnęła bardzo dobry wynik, rządzi w zaledwie jednym województwie. To nie może się podobać przywódcy PiS. Jest niemal pewne, że kiedy doszedłby do władzy, chciałby to natychmiast zmienić. – Te wybory zostały sfałszowane – krzyczał z trybuny sejmowej Jarosław Kaczyński jeszcze kilka miesięcy temu, dodając, że jak najszybciej trzeba wybory powtórzyć. Według prezesa PSL Janusza Piechocińskiego taki czarny scenariusz jest możliwy, jeśli siły destabilizujące państwo dojdą do władzy. – Niewykluczone, że w takiej sytuacji przyspieszone wybory samorządowe zostaną rozpisane na wiosnę 2016 r. – uważa prezes Piechociński.
Dwukadencyjność
Przyspieszone wybory to nie jedyny pomysł PiS na zniszczenie samorządu w Polsce. Równie destrukcyjny może okazać się pomysł na wprowadzenie dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dla małych lokalnych środowisk mogłoby to oznaczać konieczność zmiany tylko dla niej samej i pozbawienie dobrych samorządowców możliwości pracowania dla swojej społeczności. – Dwukadencyjność została zgłoszona przez prawicę jako postulat programowy. Przecież 30-40 proc. szefów gmin jest wymienianych co 4 lata. To ci, co się nie sprawdzili. Blokowanie kadencyjności to kaganiec na demokrację. Wystarczy, by jak dotąd ludzie mieli możliwość ponownie wybrać lub nie wybrać wójta – mówi poseł Piotr Zgorzelski, przewodniczący komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.
PiS w ten sposób próbuje wyeliminować najlepszych samorządowców, przygotowując miejsca dla swoich członków.
Rozmontowanie władzy samorządowej
Centralizację władzy PiS będzie chciał przeprowadzić pod płaszczykiem ograniczenia ilości urzędników samorządowych. Będzie to oczywiście zagranie czysto populistyczne, bo na każdego zwolnionego urzędnika samorządowego trzeba będzie zatrudnić urzędnika w jednostkach centralnych. Zadań przecież nie ubędzie, będą one tylko realizowane z dala od obywateli. Rozminowanie samorządów PiS planuje zrobić na wzór węgierski. – Na Węgrzech samorząd pozbawiono kompetencji i pieniędzy pod pretekstem kryzysu i oszczędności. Okręg wokół Budapesztu, odpowiednik woj. mazowieckiego, zatrudnia ledwie 40 pracowników. Jak urząd gminy. To po prostu fikcja, nie samorządność. Jeśli wróci pomysł na centralne sterowanie, dzielenie pieniędzy, decyzje oddalą się od ludzi, od terenu – mówi Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.
Jest jeszcze czas, żeby zatrzymać działania PiS. Jednak aby tak się stało, całe środowisko samorządowe musi się zjednoczyć i w wyborach parlamentarnych, poprzez akt wyborczy, nie pozwolić dojść do władzy siłom destabilizującym państwo.
Marcin Zieliński
współpraca: Manuel Ferreras-Tascón