Gospodarka potrzebuje coraz więcej mocy. Musimy więc zwiększyć produkcję energii, także ze źródeł odnawialnych. Bilans mocy poprawią nie tylko farmy wiatrowe czy fotowoltaniczne, lecz także przydomowe instalacje.
W latach 1995-2012 nasz dochód narodowy podwoił się, a zużycie energii pozostało bez zmian. Świadczy to o spadku energochłonności naszej gospodarki o połowę. Jednak jej poziom nadal jest o 15 proc. wyższy niż średnio w UE i o 21 proc. wyższy od energochłonności gospodarki niemieckiej. W ciągu kilkunastu lat musimy zwiększyć o 30 proc. produkcję energii, gdyż gospodarka będzie potrzebowała jej coraz więcej. Znaczący udział w bilansie mocy musi mieć ta pozyskiwana ze źródeł odnawialnych. Taki obowiązek nakłada na nas przyjęty przez Unię pakiet energetyczno-klimatyczny. Wymogiem jest, by do 2020 r. udział OZE kształtował się na poziomie 15 proc. wytworzonej w kraju energii elektrycznej. Od 10 lat sukcesywnie zwiększamy produkcję prądu ze źródeł odnawialnych – od 3,46 proc. w bilansie mocy w 2005 r. do 12 proc. obecnie. Daleko nam jednak do takich krajów jak Niemcy, Hiszpania czy Francja, gdzie już teraz zielona energetyka daje od 5 tys. MW (Francja) do 21 tys. MW (Hiszpania) i 27 tys. MW (Niemcy). Ten ostatni kraj realizuje program przestawienia swojej energetyki na zieloną. Już dziś wytwarza ona tyle energii, ile wynosi całkowite zapotrzebowanie na nią naszej gospodarki. Stopniowo będą wyłączane reaktory jądrowe. Zastępują je wiatraki, biogazownie, kolektory słoneczne. Preferowana jest energetyka prosumencka. Dzięki korzystnym dla niej regulacjom funkcjonuje u naszego zachodniego sąsiada 2 mln mikroinstalacji. Ponad 10 proc. wytwarzanych przez nie mocy należy do rolników. Ma to znaczenie, gdyż mogą oni obniżyć koszty produkcji rolnej. Istotne jest, że energetyka rozproszona ożywia gospodarczo regiony wiejskie i tworzy miejsca pracy. W sektorze OZE pracuje dziś w Niemczech ponad 200 tys. osób. W najbliższych latach ta liczba podwoi się. Podobną drogą zmierza Japonia. Po wybuchu elektrowni atomowej w Fukushimie zmieniono tam strategię energetyczną. Odchodzi się od atomu na rzecz pozyskiwania prądu ze źródeł odnawialnych. Sektor OZE stał się zyskownym biznesem. Niemcy, Dania, a także Chiny zarabiają miliony na sprzedaży urządzeń – turbin wiatrowych, solarów, instalacji do biogazu. W 2013 r. Chiny na inwestycje w OZE wydały 56,3 mld dolarów, gdy dziesięć lat temu tylko 5,8 mld dolarów. Cały czas rosną nakłady na zieloną energetykę w Europie i w USA. W ciągu ostatnich 10 lat kraje naszego kontynentu przeznaczyły na jej rozwój ponad 500 mld dolarów.
Czeka nas rewolucja energetyczna
Unijne regulacje zmuszą polską energetykę do poszukiwania rozwiązań niskoemisyjnych. Oznacza to, że produkcja ze źródeł konwencjonalnych, na których bazuje teraz nasza energetyka, zostanie znacząco ograniczona. Nie mamy wyjścia – w latach 2014-2020 będziemy musieli przeznaczyć na gospodarkę niskoemisyjną z funduszy unijnych 21 mld euro. Niemałe kwoty musimy zainwestować w infrastrukturę przesyłową i dystrybucyjną. Aż 73 proc. jest już mocno wyeksploatowana. Czekają nas nakłady na tzw. inteligentne sieci. Według Instytutu Regulacji Energetyki wydatki związane z ich wprowadzaniem mogą wynieść 7,5 mld zł do 2020 r. Są to niezbędne nakłady, gdyż to przede wszystkim energetyka wyznacza możliwości rozwojowe gospodarki. Eksperci ostrzegają, że bez poważnych inwestycji grozi nam deficyt mocy. By do tego nie dopuścić, musimy rozwijać energetykę odnawialną, zwłaszcza że planowana budowa elektrowni jądrowej wcale nie jest przesądzona. – Po pięciu latach przygotowań w końcu została przyjęta ustawa o odnawialnych źródłach energii. Prace nad nią trwały tak długo, gdyż w pewnych kręgach pokutuje przekonanie, że jest ona wymierzona przeciwko górnictwu. Branża górniczo-energetyczna w rozwoju zielonej energetyki widzi zagrożenie. A powinniśmy zadać sobie pytanie: „co jest ważniejsze – jej interes czy państwa?” – powiedział Jan Bury, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PSL podczas konferencji „OZE szansą dla polskiej gospodarki”, zorganizowanej przez Klub. Marcin Popkiewicz, autor książki Świat na rozdrożu, przekonywał, że czeka nas światowa rewolucja energetyczna. To nie atom, węgiel czy ropa będą fundamentem przyszłej energetyki, lecz jej odnawialne źródła. Ma to niebagatelne znaczenie właśnie teraz, gdy czasy są wyjątkowo niestabilne. Europa potrzebuje dziś 12 mln baryłek ropy naftowej dziennie. Koszt jednej to od 60 do ponad 100 dolarów. Łatwo policzyć, jak duży jest to wydatek. Te pieniądze nie zasilają unijnych gospodarek, lecz płyną do kieszeni rosyjskich oligarchów i arabskich szejków. A powinny zostać w kraju i tworzyć miejsca pracy. Leży to w interesie całej Europy. Owszem, OZE jest droższe niż źródła konwencjonalne, lecz te koszty są wysokie w początkowej fazie inwestycji, później zaczynają spadać. W ostatnich latach prąd wytwarzany przez wiatraki staniał o 50 proc., a z fotowoltaiki o 70 proc.
Teresa Hurkała
Czytaj więcej na e-wydaniu zielonego sztandaru: http://wydawnictwoludowe.embuk.pl/pub/zielony-sztandar-zielony-sztandar-17-23-czerwc