Zeszły rok należał do eksporterów. Sprzedaż zagraniczna była motorem naszej gospodarki i osiągnęła niespotykany nigdy dotąd poziom. Na zagranicznych rynkach ulokowaliśmy towary wartości 638,6 mld zł, o 5,8 proc. więcej niż w 2012 r.
Rekord został pobity. Tak wielkiego eksportu jak w 2013 r. nie odnotowaliśmy jeszcze nigdy. Polskie firmy sprzedały za granicę towary o wartości 638,6 mld zł. Dynamika była imponująca, bo w stosunku do 2012 r. wzrost wyniósł 5,8 proc. To zasługa przede wszystkim naszych przedsiębiorstw, które coraz lepiej radzą sobie w międzynarodowej konkurencji. Ważne jest to, że wchodzą odważnie na nowe rynki. Gdy spadała sprzedaż do krajów Unii, firmy zaczęły szukać nowych odbiorców poza nią. I to się udało. Nasze towary są chętnie kupowane w krajach azjatyckich, a perspektywicznym rynkiem mogą stać się państwa afrykańskie, gdzie coraz śmielej próbują wchodzić nasi eksporterzy. Ich sukces jest tym wyjątkowy, bo w minionym roku nie było takich wydarzeń stymulujących zwykle sprzedaż zagraniczną jak osłabienie złotego. Wygrywamy więc jakością, dopasowaniem do potrzeb odbiorców i cenami, które są nadal niższe niż u konkurentów. Na pewno pomogło nam ożywienie niemieckiej gospodarki. Za Odrą lokujemy aż 25 proc. całego naszego eksportu, który w 2013 r. wart był 38,2 mld euro i w stosunku do poprzedniego roku zwiększył się o 5,9 proc., gdy import tylko o 0,8 proc. Tak jak do tej pory największym odbiorcą towarów made in Poland jest Unia Europejska. Sprzedaż do niej stanowi 3/4 naszego eksportu, zaś na rynki strefy euro połowę całkowitego wolumenu. W 2013 r. wysłaliśmy tu produkty za 77,3 mld euro. Warto przyjrzeć się wielkości sprzedaży do poszczególnych krajów, bo tu uświadamia nam, kto jest naprawdę ważnym dla Polski partnerem handlowym. Drugim po Niemczech odbiorcą jest Wielka Brytania (41 mld zł). Ten awans z piątego miejsca na pozycję wicelidera zawdzięczamy naszym imigrantom. Wraz z Polakami na Wyspy podążyły towary u nas wyprodukowane. Doszło do tego, że w marketach całe półki zajmują artykuły żywnościowe z Polski. Kupują je nie tylko nasi rodacy, ale i Brytyjczycy, którzy zasmakowali w naszych sokach (hitem jest nieznany tu sok z marchwi), słodyczach, serach, wędlinach i coraz częściej umieszczają je w swoich koszykach.
Główni odbiorcy – Niemcy, Wielka Brytania, Czechy
Zaskakiwać mogą obroty z naszym południowym sąsiadem. Do Czech w 2013 r. wysłaliśmy towary o wartości 39 mld zł, a więc więcej niż do tak ogromnego kraju jakim jest Rosja (35 mld zł). Znaczącą część naszego eksportu do Czech stanowią podzespoły i akcesoria do montowni samochodów. Ale to nie oznacza, że zalewamy nimi ten rynek, gdyż zmontowane tam auta trafiają głównie za granicę. Należy się spodziewać, że wielkość sprzedaży do Czech utrzyma się na dotychczasowym poziomie. Odmienna sytuacja jest z Rosją. Jest to bardzo dla nas niestabilny rynek. Duży wpływ na wielkość obrotów handlowych ma bowiem polityka. W rezultacie po okresach ożywienia, następuje załamanie eksportu. Teraz z powodu afrykańskiego pomoru świń (ogniska tej choroby zlokalizowano tylko na Litwie), Rosja wstrzymała import wieprzowiny z UE. Embargo to oznacza dla naszych firm ogromne straty. Rosja jest bowiem jednym z największych rynków zbytu dla polskiego mięsa, lokujemy tu 25 proc. zagranicznej sprzedaży. W 2013 r. wywieźliśmy na teren Rosji mięso o wartości 160 mln euro. Ważnymi dla nas partnerami handlowymi są Francja (35 mld zł), Ukraina (18 mld zł) oraz Włochy i Słowacja. Wyjątkowo dynamicznie rośnie sprzedaż naszych artykułów na Litwę. W ciągu trzech lat zwiększyła się o 63 proc. Litwini kupują od nas przede wszystkim żywność, która jest dużo tańsza niż u nich. Ciekawa jest struktura naszego eksportu. Według NBP 50 największych eksporterów daje aż jedną trzecią sprzedaży, a pięć firm jedną dziesiątą. Ale nie daliśmy się tak na tym polu zmonopolizować jak Węgry czy Słowacja, gdzie w eksporcie dominują międzynarodowe koncerny. Grozi to załamaniem sprzedaży, gdy wiodąca branża przeżywa załamanie. U nas ryzyko tego typu perturbacji jest duże mniejsze, bo zagraniczną sprzedażą zajmują się tysiące firm, także małych. Co przede wszystkim umieszczamy na rynkach zagranicznych? W czołówce są części i akcesoria samochodowe, pojazdy samochodowe, maszyny i urządzenia mechaniczne, metale szlachetne. Sprzedajemy też lekarstwa, kosmetyki, chemię gospodarczą. Dobrze radzi sobie branża meblarska, która notuje obroty o wartości ponad 8 mld euro. Większość naszych mebli sprzedawana jest pod zagranicznymi, zwłaszcza niemieckimi, markami. Decyduje o tym lepszy dostęp do sieci dystrybucyjnych i reputacja u klientów. Większe zyski przynosiłaby sprzedaż bezpośrednia, ale droga do tego jeszcze daleka.
Wyjątkową pozycję w naszym handlu zagranicznym mają artykuły rolno-spożywcze. Sprzedaż żywności stanowiła w 2013 r. 14 proc. całego polskiego eksportu. Jej wartość osiągnęła 19 mld 957 mln euro. Żadna inna branża nie zanotowała takiej dynamiki w obrotach zagranicznych – 11, 5 proc. wzrost, gdy inne branże o połowę niższy. Ponadto tylko ten sektor gospodarki ma dodatnie saldo handlowe – 5,5 mld euro. Naszymi głównymi odbiorcami żywności jest UE – 78 proc. eksportu. Lokujemy ją przede wszystkim w Niemczech (4,5 mld euro), Wielkiej Brytanii (1,5 mld euro), Rosji (1,25 mld euro), Czechach i Francji (po 1,2 mld euro) we Włoszech i w Holandii (po 1,2 mld euro) oraz na Słowacji (700 mln euro). Dla wielu firm z tej branży gros dochodów daje sprzedaż na rynki zagraniczne. Polska stała się największym eksporterem jabłek w świecie. W strukturze eksportu dominuje sprzedaż mięsa, przetworów mlecznych, słodyczy, soków owocowych, mrożonych owoców, ryb wędzonych, przetworów z konserwy, z ryb i cukru. Te artykuły stanowią połowę sprzedaży towarów rolno-spożywczych. Do wybuchu kryzysu producenci woleli skupić się na handlu z krajami unijnymi, bo poznali reguły gry na tym rynku. Po spadku zamówień zaczęli szukać zbytu na żywność poza UE. Największy wzrost obrotów odnotowaliśmy w handlu z Arabią Saudyjską (88 proc.), gdzie lokujemy głównie sery, czekoladę i wyroby zawierające kakao oraz pszenicę. Ponad dwukrotny wzrost sprzedaży dotyczy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie wysyłamy papierosy, czekoladę i inne słodycze. Zaczynają otwierać się też rynki azjatyckie, zwłaszcza Japonii, Wietnamu i Chin. Polska żywność jest chętnie kupowana nie tylko z powodu niskich cen. Jest to głównie zasługa stosowania nowoczesnych technologii przetwórczych i wysokiej jakości surowców jak i wytwarzania wyrobów według oryginalnych receptur, co jest cenione na rynku międzynarodowym.
W latach 2001-2013 nasz eksport zwiększył się z 40,3 do 153 mld euro, a więc niemal czterokrotnie. Co ważne, zaczął gonić import. Jeszcze w 2008 r. notowaliśmy ujemny bilans handlowy, wynoszący 26,2 mld euro, gdy w zeszłym roku zmniejszył się do 2,3 mld euro. – Gdyby nie konieczność importu surowców energetycznych – ropy naftowej i gazu, Polska już od pewnego czasu miałaby dodatnie saldo handlowe – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. Zwraca też uwagę na oznaki wzrostu roli przemysłu w naszej gospodarce, Jak wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności, przeprowadzonych przez GUS, udział zatrudniania w przemyśle wzrósł w ciągu roku z 30,6 proc. w pierwszym kwartale 2012 r. do 31,1 w trzecim kwartale 2013 r. To pozytywny sygnał, gdyż, jak pokazują doświadczenia ostatnich lat, w obecnych warunkach lepiej radzą sobie te państwa, w których proces dezindustralizacji nie był tak silny. Mamy już firmy, które zdobyły sobie światową renomę. Wystarczy tu wymienić bydgoską PESĘ, Solarisa czy Ursusa. PES-ie światowe rynki otworzyła umowa na dostawę taboru kolejowego dla Deutsche Bahn. Teraz jej pojazdy są obecne w wielu krajach: na Ukrainie, Białorusi, Litwie i Węgrzech, w Czechach, Kazachstanie, Rumunii i we Włoszech. Autobusy produkcji Solarisa kupują Niemcy, Szwedzi i Estończycy. Z kolei nowosądecki Newag zawarł niedawno kontrakt na dostawę taboru dla kolei wąskotorowych na Sycylii. Staliśmy się potentatem w produkcji okien połaciowych. Wszystko wskazuje na to, że eksport nadal będzie napędzał naszą gospodarkę, a jego dynamika powinna się utrzymać. Oznacza to, że eksport będzie głównym silnikiem gospodarki. Jej drugi motor – konsumpcja ma mniejszą moc. Ograniczają go niskie zarobki Polaków, co zmniejsza chłonność rynku wewnętrznego.
Teresa Hurkała