Rozmowa z Andrzejem Anulewiczem, prezesem Zarządu Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”
• Panie prezesie w KZRS „SCh” skupionych jest 900 spółdzielni. Jaka jest ich kondycja?
– Mamy tutaj pełną skalę ich sytuacji, a więc od bardzo dobrej po niezwykle trudną. Około 25 proc. to liderzy. To są takie spółdzielnie, które wypracowują duży zysk, inwestują, radzą sobie świetne z konkurencją. Na przeciwnym biegunie znajduje się też 25 proc. spółdzielni, która są o krok od ogłoszenia likwidacji. Między nimi jest ta najliczniejsza grupa spółdzielni, która ma za mało kapitału, aby się rozwijać, ale za dużo, by zakończyć działalność. Oni czekają na nowe możliwości, czekają na nowe Prawo Spółdzielcze. Czekają, że w PROW na lata 2014-2020 będą środki na modernizację tych spółdzielni.
• Podkreślił pan, że wiele GS „SCh” czeka na nowe Prawo Spółdzielcze. Dlaczego jest ono tak ważne?
– Obecne Prawo Spółdzielcze pochodzi z 1982 r. Od tego czasu było nowelizowane 40 razy. Jest tak zagmatwane, że czasem jego interpretacja stanowi wyzwanie nawet dla wybitnych prawników. Przez 20 lat żadnej formacji, od prawa do lewa, nie udało się uchwalić nowego Prawa Spółdzielczego. Najwyższa więc pora, by spółdzielnie działały w konkretnym i jasnym umocowaniu prawnym.
• Chyba zbliżamy się ku temu, bowiem w tej chwili w Sejmie działa Komisja Nadzwyczajna do rozpatrzenia ustaw z zakresu Prawa Spółdzielczego. Mamy też kilka projektów zmian. Nie wszystkie pomysły są jednak korzystne dla spółdzielni. Niedawno rzucił mi się w oczy list napisany przez spółdzielców, a skierowany do szefa klubu parlamentarnego PO Rafała Grupińskiego.
– Trzeba bowiem jasno powiedzieć, że część dzisiejszych elit politycznych jest nastawiona antyspółdzielczo i chciałaby je po prostu zastąpić spółkami handlowymi. Ja też czytałem ten list, chyba jeszcze leży u mnie na biurku. Przy takich okazjach zawsze budzą się we mnie pewne refleksje. Przypomina mi się tu rozmowa z prof. Longinem Pastusiakiem, który żartował, że jak leżysz przed operacją na stole, to nigdy nie kłóć się z chirurgiem. Oczywiście trudno odmówić profesorowi trafnego spostrzeżenia, ale z drugiej strony jestem spółdzielcą od 47 lat i jest mi ona niezwykle bliska. Dlatego nie mogę zgodzić się, aby idea, w której człowiek jest ważniejszy niż kapitał przegrywała z tą, dla której człowiek jest dopiero gdzieś daleko za zyskiem, dochodem, prowizją, profitem, dywidendą, tantiemą, zarobkiem, utargiem itd.
• Z czego wynika to negatywnie spojrzenie na spółdzielczość?
– Trzeba pamiętać, że dla wielu liberalnych polityków spółdzielczość to nadal relikt minionego ustroju, który trzeba jak najszybciej zlikwidować. Oni ograniczają historię spółdzielczości tylko do tego okresu. Ale to nieprawda, bowiem tradycja spółdzielczości jest znacznie dłuższa. W Polsce Stanisław Staszic zaczynał wcześniej niż Anglicy z Rochdale. Rzeczpospolita w czasach II RP spółdzielczością stała, a prezydentem kraju została Stanisław Wojciechowski, znany działacz spółdzielczy. Przypomnę też, że np. autorem dzisiaj obowiązującej ustawy o Prawie Spółdzielczym z 1982 r. jest nieżyjący prof. Wiesław Chrzanowski (marszałek Sejmu w latach 1991-1993 – przyp. red.), zatrudniony ówcześnie w strukturach spółdzielczych. Naprawdę trudno go posądzać o sympatie do minionego ustroju. Jednak wiele osób cały czas podkreśla, że Prawo Spółdzielcze zostało uchwalone w stanie wojennym i dziwi się, że w Polsce jeszcze funkcjonują spółdzielnie. A są one przecież w całej UE, w Ameryce Północnej, zarówno w dużych Chinach, jak i małej Mongolii. Mało tego mogą w wielu krajach liczyć na preferencyjne warunki np. ulgi podatkowe. Dlatego mnie bardziej dziwi to, że ci politycy, którzy są tak negatywnie nastawieni do spółdzielczości nie pojawiają się na dyskusjach dotyczących tych zagadnień. Chcą wprowadzać zmiany w Prawie Spółdzielczym, ale nie chcą zapytać się o zdanie samych spółdzielców. Nie było ich np. na dyskusji, którą zorganizował prezydent Bronisław Komorowski. Nie było ich też na V Kongresie Spółdzielczym w 2012 r.
• Pan prezes reprezentuje środowisko „Samopomocy Chłopskiej”. Czego to środowisko oczekuje ze strony polskiego państwa, tak, aby ta spółdzielczość mogła się dynamicznie rozwijać?
– Niektóre kroki we właściwym kierunku są już podejmowane. Przykładem tego jest stworzenie w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi Wydziału ds. Spółdzielczości. Na pewno aktualny szef resortu rolnictwa doskonale zna uwarunkowania i potrzeby spółdzielczości, bo sam kiedyś był prezesem spółdzielni. Ale potrzebujemy zdecydowanie więcej. Ważne jest odpowiednie umocowanie prawne, czyli wspominane już nowe Prawo Spółdzielcze. Pewnym kuriozum jest to, że spółdzielnie są podwójnie opodatkowane. Raz płaci się od zysku i podatek od wynagrodzeń indywidualnych. Zmieńmy to. Mamy kryzys i poważny problem bezrobocia. Rząd chce wesprzeć małe i średnie przedsiębiorstwa preferencyjnymi liniami kredytowymi. Niestety nic się nie mówi o spółdzielczości. Pozwólmy i im skorzystać z tego wsparcia. Przecież np. GS „SCh’ są znaczącym pracodawcą tam, gdzie mamy mało miejsc pracy, na wsiach, w małych miejscowościach. W czasach II RP osoby zrzeszone w spółdzielni, miały zagwarantowany określony rabat na zakup towarów w tej spółdzielni. Dziś, gdy mówi się o rozerwaniu więzi łączących członków spółdzielni z nią, to aż prosi się o wprowadzenie takiego rozwiązania. Cieszymy się, że Polska z sukcesem korzysta ze środków unijnych. Przed nami są kolejne środki z perspektywy 2014-2020. Warto w większym stopniu umożliwić korzystanie z nich spółdzielcom.
• GS „SCh” nie korzystały z unijnego wsparcia?
– Znakomicie potrafiły je wykorzystać. Przykładami mogę wręcz sypać z rękawa np. GS „SCh” w Pruszczu w województwie kujawsko-pomorskim przeprowadziła dużą modernizację masarni. Z kolei w województwie lubelskim w Niedrzwicy Dużej unowocześniono piekarnię. Wiele GS „SCh’ pozyskuje środki w ramach Lokalnych Grupa Działania. Ale potrzeby są jeszcze większe. GS „SCh’ chcą większych możliwości korzystania z unijnego wsparcia.
• Jakie działania powinny podejmować GS „SCh”, by się rozwijać?
– Dzisiaj na rynku mamy wielkie sieci handlowe, dyskonty, które z miast schodzą już do tych mniejszych miejscowości, do siedzib gmin. Aby z nimi konkurować spółdzielnie muszą się ciągle rozwijać. Dlatego organizujemy liczne szkolenia z udziałem specjalistów, którzy mówią jak handel organizować, jak radzić sobie z marketingiem. Wyjeżdżamy też zagranicę, aby zobaczyć, jak spółdzielnie działają w innych krajach. Ale zwracamy przede wszystkim uwagę na produkcję, tu spółdzielnie mają duży potencjał. Mam tu na myśli np. piekarnictwo.
• A konkurencja ze strony prywatnych piekarni, która stosuje tu przeróżne chwyty? Choćby zatrudnienie na czarno, sprzedaż obwoźną, produkt przesycony chemią. To wszystko powoduje, że te piekarnie oferują tańszy produkt. Na to narzekają prezesi GS „SCh”.
– Rzeczywiście te zjawiska się pojawiają. Ale ich zwalczanie to jest zadanie państwa. Mamy około 500 piekarni, z tego funkcjonuje w strukturach spółdzielni około 300, resztę spółdzielnie dzierżawią. Czym mogą one konkurować? Jakością. Mamy bowiem niepowtarzalne, tradycyjne, ludowe receptury. W czasach, gdy powstawały nikomu nie śniło się o takim rozwoju technologii produkcyjnych, o takich możliwościach stosowania chemii. Dlatego są naturalne i zdrowe. Ja powiem taką ciekawostkę. Nieżyjący już Stanisław Walkowicz, znakomity specjalista od piekarnictwa, dotarł do cysterskich receptur wytwarzania chleba żytniego. Mają one kilkuwiekową tradycję! I właśnie je przekazał Walkowicz naszym spółdzielniom. Dlatego też dzisiaj za chleb tradycyjny żytni poszczególne geesy otrzymują znaki jakości i wyróżnienia.
• Rzeczywiście jakość to atut produktów GS „SCh”.
– Dlatego ja nigdy nie kupuję pieczywa w super czy hipermarketach. To co oferują spółdzielnie, to przecież inny zapach, inny smak. Zawsze sobie przypominam sklepy GS „SCh” w Szadku w województwie łódzkim. Są one tuż przy rynku. Zamknijmy więc oczy i wejdźmy do jednego z tych sklepów. Ten zapach, ten aromat! Niejednemu z nas przypomną się zapachy z dzieciństwa lub opowiadania babci jak to piekło się chleb w domu w piecu opalanym drewnem. To są właśnie te zapachy! Nic więc dziwnego w tym, że GS „SCh” w Szadku przygotowuje pieczywo na dożynki prezydenckie, a swoje produkty wystawia na słynnym Grüne Woche w Berlinie. My jako KZRS „SCh” pomagamy spółdzielni wyjeżdżać na targi, uczestniczyć w akcjach promocyjnych, bo ich produkty są tego warte.
Rozmawiali: Seweryn Pieniążek i Dorota Olech