Czy można mieć żywność tanią i smaczną? Polscy rolnicy udowadniają, że można. I wcale nie jest to ich subiektywne odczucie. Z profesjonalnych badań wynika, że taniej, niż w Polsce, jest tylko w Macedonii.
Należymy do grona najtańszych państw UE. Cena pieczywa i produktów zbożowych kształtuje się u nas na poziomie 58 proc. UE. Mięso jest jeszcze tańsze, bo jego cena to 55 proc. średniej unijnej. Za jaja, mleko i ser płacimy 63 proc. średniej. Alkohol jest co prawda u nas droższy, ale wciąż przeciętnie o 4 proc. tańszy niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Z kolei produkty tytoniowe tańsze są jedynie w Bułgarii.
W Polsce cena paczki papierosów jest średnio o 42 proc. niższa niż u pozostałych członków UE. Z danych Eurostatu wynika, że nawet Albania jest droższa niż Polska, a mniej za żywność zapłacimy tylko w Macedonii. Pod względem poziomu cen najbardziej zbliżonymi do nas państwami są Bułgaria i Rumunia. Czesi mają o blisko 37 proc. drożej niż Polacy, Łotysze i Słowacy o 42 proc., a Litwini o 26 proc.
Jeśli więc polskie mięso jest niemal najtańsze w krajach Unii Europejskiej (zgodnie z badaniami Eurostatu i Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – Organisation for Economic Co-operation and Development – OECD) to ostatnie dyskusje na forum Sejmu RP o sugerowanej „chciwości” polskiego rolnika, który chce uboju rytualnego zwierząt, aby „się dorobić” są cokolwiek niestosowne.
Faktem jest, że siła nabywcza pieniądza Polaków jest o wiele niższa, niż w wielu innych krajach europejskich. Stąd wrażenie, że w sklepach jest drogo. Trzeba jednak poznać podstawowe fakty z ekonomii. Mianowicie opierając się na wyliczeniach Barbary Kurkowiak z Eurostatu, która opublikowała treść swoich badań w unijnej publikacji wydawanej przez Urząd Statystyczny (z 21 czerwca w cyklu „Statistics in focus” – wydanie 15/2013), w którym porównała ceny nie tylko w państwach członkowskich UE, ale w 37 krajach europejskich poza Rosją, Ukrainą, Białorusią i Mołdawią, można dowiedzieć się, że punktem odniesienia do takich analiz i stwierdzeń (o niemal najniższych cenach produktów rolno-spożywczych w Polsce) jest indeks obrazujący przeciętny poziom cen dla całej Unii. Jest on ustalany na podstawie cen ok. 500 różnych produktów z trzech kategorii (jedzenie, napoje, tytoń) oraz współczynników obrazujących siłę nabywczą poszczególnych walut. Jeśli indeks wynosił 100, to statystycznie rzecz ujmując, poziom cen był w danym kraju równy średniej unijnej. Jeśli było to więcej niż 100 – ceny były odpowiednio wyższe, jeśli mniej niż 100 – niższe.
W grupie żywności najtańszym krajem do zakupów była i zapewne jest nim nadal Macedonia, a tuż przed nią Polska z indeksem o wartości 60. Nasz kraj jest zatem najatrakcyjniejszym państwem Unii pod względem zaopatrywania się w żywność, a pas wszecheuropejskiego czempiona odebrał jej kraj taki biedny, że nie zdołał nawet wywojować dla siebie powszechnie uznawanej w świecie nazwy.
Droższa od Polski (i Macedonii) jest nawet Albania (66) oraz Bułgaria i Rumunia (po 67). Najdrożej w Europie jest natomiast w Norwegii (184) i Szwajcarii (159). Spośród państw członkowskich Unii najwyższe rachunki za żywność płacą Duńczycy (139). Najbliżej średniej europejskiej jest Wielka Brytania (97) oraz Holandia (102) i Grecja (104).
Reasumując „cyferki” można jasno określić: Dania jest najdroższym krajem w UE, ale nie w całej Europie. W Norwegii mleko jest prawie 4 razy droższe niż w Polsce, a mięso ponad trzykrotnie.
Więc nie ma co się dziwić, że polscy rolnicy chcą walczyć o poprawę swojego bytu. Jeśli – przykładowo – w roku 2012 mleko kosztowało w skupie 113 zł za 100 kg (w tym roku w skupie rolnik dostanie o ok. 4 złotych mniej), a w sklepach płacimy za nie krocie – to nie ma się co dziwić, że rolnicy szukają sposobu aby ich produkcja była opłacalna. Trzeba zwrócić też uwagę na produkcję bydła rzeźnego. Za tonę w skupie rolnik dostanie ok. 12 782 zł, a wszyscy wiedzą ile mięso kosztuje w sklepach… Takie przykłady można byłoby mnożyć w nieskończoność. Stąd też niezadowolenie części rolników, że państwo polskie pozbawia ich szansy na dodatkowe zarobkowanie.
Na rok przed przystąpieniem do Unii Europejskiej Polska była (relatywnie) nieco tylko tańsza niż obecnie. Wówczas nasz indeks cen żywności w relacji do średniej dla ówczesnych 25 państw członkowskich (z „dziesiątką” formalnie poza Unią, lecz ustawioną już przed jej bramami) wynosił 53. Przyrost wartości tego indeksu dla Polski nie jest oszałamiający, ale postępuje. W 2006 r. osiągnął nawet 65, a w 2009 – 63.
Między innymi dlatego sejmowa Komisja Mniejszości Narodowych i Etnicznych zdecydowała się zwrócić do Prezesa Rady Ministrów z prośbą o podjęcie stosownych działań, które zapewnią mniejszościom narodowym i etnicznym w Polsce prawo do nieskrępowanego przestrzegania zasad religijnych, w tym do uboju rytualnego bez uprzedniego pozbawiania zwierząt świadomości. Warunkiem koniecznym jest jednak, aby ubój rytualny odbywał się pod nadzorem lekarza weterynarii i przedstawiciela związków wyznaniowych.
Sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Kazimierz Plocke podkreślił, że kwestia uboju rytualnego nie dotyczy jedynie poszanowania dla zwyczajów mniejszości narodowych i religijnych, ale ma poważne znaczenie dla polskiego eksportu mięsa, gdyż ubój rytualny drobiu i bydła jest związany z dochodami rocznymi w wysokości około 1,5 mld zł i z zachowaniem około 6 tys. miejsc pracy.
Zadowoliło to m.in. Muftiego Muzułmańskiego Związku Religijnego w Rzeczypospolitej Polskiej – Tomasza Miśkiewicza, gdyż Komisja przyjęła pozytywną opinię w sprawie dopuszczalności takiego uboju w Polsce.
Niestety pozytywna rekomendacja Komisji Sejmowej nie przekonała wszystkich posłów.
Więc co to oznacza dla polskiego konsumenta? Ambiwalencja uczuć to stan najlepiej oddający poglądy w sprawie miejsca Polski na samym dole europejskich porównań cenowych. Jest relatywnie tanio, więc Polacy nie mają powodów do zbytnich narzekań. Z drugiej strony, tania żywność to „atut” państw na dorobku i najzwyczajniej biednych. Warto jednak zwrócić uwagę na roboczą hipotezę, która dałaby się prawdopodobnie obronić (przynajmniej w jakimś stopniu) po dogłębnej analizie, że niski poziom żywności zawdzięczamy w sporym stopniu cechom naszego rolnictwa i gospodarki żywnościowej.
Polski sektor rolny ma relatywnie duży udział w PKB, a w dodatku jest mało skoncentrowany w porównaniu z Francją, czy Holandią. Sprzyja to ostrej konkurencji wśród małych i średnich producentów, którzy idą ze sprzedażą nie tylko do punktów skupu, ale też do półhurtu i detalu. Dlatego też nie ma co się dziwić hodowcom – czy szerzej patrzeć – rolnikom, że chcą walczyć o swoje. I w tym powinniśmy ich poprzeć bez obawy, że ceny znacznie „skoczą”. Rozsądna gospodarka rolno-spożywcza i przede wszystkim jakość, którą możemy pochwalić się wśród krajów Unii Europejskiej, pozwoli zachować tak ceny, jak i jakość. I z pewnością – dzięki szerokiej i rzetelnej informacji będzie to z pożytkiem dla hodowców i rolników oraz klientów…
Wojciech Andrzej Szydłowski
Fot. Cezary Szejgis, Wiesław Sumiński