Rozmowa z Adamem Krzyśków, , przewodniczącym konwentu prezesów WFOŚiGW
• W ostatnich 20 latach na ochronę środowiska wydaliśmy 29 mld złotych. To ogromna kwota. Czy udało się nam dzięki tym inwestycjom dogonić kraje zachodnie i w odczuwalny sposób poprawić jakość środowiska naturalnego?
– Sądzę, że równie ważne jak dane statystyczne są odczucia zwykłych ludzi. To, jak oceniają oni warunki, w których żyją. Oczywiście, do pewnych osiągnięć jesteśmy tak przyzwyczajeni, że już ich nie zauważamy. Sukcesem jest na przykład zapewnienie każdemu dostępu do wody pitnej wysokiej jakości, ale można też usłyszeć, że w Europie to standard. Ogromny postęp dokonaliśmy, budując kanalizację i oczyszczalnie ścieków. Przed nami kolejny temat, bardzo gorący, czyli utylizacja śmieci. Szkoda, że w dyskusji o ustawie, która moim zdaniem jest potrzebna, pomijamy, że w każdym województwie mamy nowoczesne zakłady przetwarzania odpadów komunalnych. Każda z inwestycji, o których mówiłem, kosztuje dużo, ale są to dobrze wydane pieniądze.
• Każdy kto podróżował po Skandynawii czy Szwajcarii mówi o wysokiej świadomości ekologicznej tamtych społeczeństw. Jak u nas jest ze zrozumieniem tych problemów?
– Różnorodność postaw świadczy, że jesteśmy ciągle w połowie drogi. Z jednej strony są ludzie, którzy żeby oszczędzić parę złotych wywożą śmieci do lasów, ukradkiem wylewają ścieki, zatruwając wodę, czy usiłują zarobić pieniądze na przechowywaniu toksycznych odpadów. Z drugiej zaś strony popularność wśród dzieci i młodzieży akcji na przykład zbierania i segregowania śmieci budzi optymizm, bo widać, że rośnie pokolenie, dla którego ważne jest, w jakim otoczeniu się żyje.
• Czy mamy jeszcze dużo do zrobienia, by dorównać unijnym standardom w dbałości o środowisko naturalne?
– Mamy skłonność do niedoceniania tego, co posiadamy. Polska ze swoją bioróżnorodnością i nieskażoną przyrodą jest europejskim fenomenem. Dlatego bardziej powinniśmy dążyć do zachowania tego, co mamy, co odziedziczyliśmy po minionych pokoleniach. Oczywiście, zanim będzie u nas pod każdym względem tak jak na przykład w Szwecji, musi dojść do zmian w mentalności społecznej. W Skandynawii każdy obywatel współpracuje z władzami, by chronić środowisko. U nas bardzo często jeszcze stara się je przechytrzyć, łamiąc przepisy, a w dalszej perspektywie szkodząc sobie i swoim sąsiadom.
• Jak pan ocenia 20 lat funkcjonowania funduszów ochrony środowiska. Należycie wywiązują się ze swoich zadań ?
– Życie nieustannie weryfikuje rozwiązania organizacyjne. 20 lat temu powstały fundusze gminne, powiatowe, wojewódzkie i narodowy. Obecnie mamy wojewódzkie i narodowy. Te pierwsze można by określić jako najbardziej dostępne i przyjazne beneficjentom. Jeżeli wójt czy burmistrz ma problem z ochroną środowiska, to wie, że może szukać pomocy w WFOŚ. Ich współpraca z samorządami dowodzi, że to rozwiązanie sprawdziło się. Świadczy o tym skala poczynionych inwestycji. Wybudowaliśmy 10 tys. oczyszczalni ścieków, 60 tys. kilometrów kanalizacji, 18 tys. kilometrów wodociągów czy 19 tys. odbudowanych i remontowanych koryt rzek, potokowe i wałów przeciwpowodziowych.
• Jednak, by samorządy mogły skorzystać ze środków WFOŚ, muszą dysponować tzw. wkładem własnym. W czasach, gdy oszczędza się niemal na wszystkim, mogą mieć problem ze zgromadzeniem pieniędzy.
– Fundusze finansują działania w różnym stopniu. Zależy to od wielkości potrzebnych środków i ich przeznaczenia. Nasz wkład waha się od 50 do 100 proc. kosztów przedsięwzięcia. W całości finansowane są inicjatywy edukacyjne, gdy jednak w grę wchodzi duża inwestycja, to niezbędny jest wkład własny. I z tym obecnie jest problem. Niedawno miałem do czynienia z sytuacją, w której dotacja miała wynieść 8 mln zł, a gmina, która zgromadziła 1,6 mln zł, zrezygnowała z podpisania umowy, gdyż groziło jej przekroczenie dopuszczalnego limitu zadłużenia. Obawiam się, że w przyszłości takich przypadków może być więcej.
• Czy to nie zahamuje inwestycji w ochronę środowiska?
– Jest takie zagrożenie, bo przy silnych cięciach budżetowych, w pierwszej kolejności rezygnuje się z tego, co kosztowne (a takie są inwestycje w ochronę środowiska) i bez czego udawało się do tej pory obyć. Ale jest to polityka na krótką metę i kiedyś przyjdzie nam za to zapłacić.
• Jak bardzo jesteśmy zaawansowali z budową kanalizacji i oczyszczalni ścieków?
– Jesteśmy już na półmetku. Na pewno bliżej niż dalej celu. Oczywiście, trzeba będzie też rozważyć działania na przykład w mniejszych gminach, tam gdzie mamy do czynienia z zabudową rozproszoną, kolonijną. I wówczas należy zdecydować, do jakiego punktu ciągnąć kanalizację, a gdzie jest to już nieopłacalne. Rozwiązaniem jest inwestowanie w oczyszczalnie przydomowe. Ważne jest stworzenie takich mechanizmów, by mieszkańcy domów stojących daleko od innych mieli na to środki.
• Trwa dyskusja o ustawie śmieciowej. Okazuje się, że trudno ją wprowadzić w życie. Panuje chaos i dezorientacja. Czy nowe rozwiązania prawne było w ogóle konieczne. Przecież do tej pory system odbioru śmieci funkcjonował całkiem dobrze.
– Przejęcie kontroli nad gospodarką odpadami komunalnymi przez samorządy było konieczne, o czym świadczą choćby sterty śmieci zalegające w podmiejskich lasach czy w rowach. Rozwiązanie, zgodnie z którym to gmina, w zamian za opłaty, ma zająć się wywozem i zagospodarowaniem odpadów jest słuszne. Ktoś kto zapłaci , a zapłacą wszyscy, nie będzie wywoził śmieci do lasu. Obawiam się natomiast, że choć ustawa wyznacza właściwy kierunek, to problemy techniczne z jej wdrożeniem i skokowy wzrost opłat mogą spowodować niekorzystne skutki.
• Kończy się dotychczasowa perspektywa finansowa. Co zmieni się w następnej?
– Zmieniły się priorytety. Teraz Unia większy nacisk kładzie na inwestycje związane z ochroną klimatu i na gospodarkę niskoemisyjną. Wielkim wyzwaniem jest energetyka i wprowadzanie w niej proekologicznych zamian, Dobrze byłoby , żeby to zadanie i idące za tym środki dostały WFOŚ. Musimy zwrócić uwagę na to, by przy rozwiązaniach dotyczących odnawianych źródeł energii, uwzględniać interesy lokalnych społeczności. Mówiąc konkretnie – jeżeli dziś powstaje spalarnia biomasy, to dostawcami surowca do niej powinni być okoliczni rolnicy, a nie wielkie firmy sprowadzające z tropików odpady kokosowe. Wynika z tego, że działań związanych z ochroną środowiska nie wolno pozostawić wolnej grze rynkowej. Bo wtedy zarobią najsilniejsi gracze, a straci na tym środowisko.
Teresa Hurkała
Fot. Wiesław Sumiński