Rozmowa z STANISŁAWEM KALEMBĄ, ministrem rolnictwa i rozwoju wsi
• Niedawno Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której poparł polityczny kompromis z rządami dotyczący budżetu na lata 2014-2020. Czy to dobra wiadomość dla Polski?
– To jest bardzo dobra wiadomość dla naszego kraju, bowiem Polska w tej nowej perspektywie otrzyma około 106 mld euro. To jest największy budżet ze wszystkich państw UE. Oczywiście najwięcej środków będzie pochodziło z polityki spójności tj. 72,9 mld euro (23 proc. całego budżetu). Należy jednak podkreślić, że ten duży budżet w ramach polityki spójności w znacznej części będzie wykorzystany na obszary wiejskie. Już na szczycie w Brukseli z premierem Donaldem Tuskiem ustaliliśmy, że przy zmniejszonym II filarze na rozwój obszarów wiejskich część zadań będzie przejęta przez politykę spójności. Natomiast, jeśli chodzi o budżet UE dotyczący Wspólnej Polityki Rolnej, to w nowej perspektywie będzie mniejszy o około 44 mld euro, z tego ok. 30 mld mniej na I filar, czyli płatności bezpośrednie i około 14 mld mniej na II filar. Trzeba jednak pamiętać, że w II filarze Polska otrzyma najwięcej ze wszystkich 28 krajów UE. W filarze I jesteśmy na szóstym miejscu. Przypomnę również, że tutaj znacząco poprawiliśmy sytuację Polski w stosunku do propozycji wyjściowych. Przed szczytem w Brukseli Polska miała proponowane 215 euro na 1 ha. Zwiększyliśmy tą kwotę na szczycie w Brukseli o 25 euro, dzięki przesunięciu środków z II filaru. Jeśli chodzi o płatności bezpośrednie, to w perspektywie dojdziemy do 93 proc. średniej w UE. To niestety jeszcze nie jest euforia dla polskiej wsi i rolników, ale i to cieszy. Przy tych cięciach budżetowych w UE, z takich warunków jesteśmy zadowoleni. PE przyjął już ramy finansowe nowego budżetu, natomiast merytoryczne decyzje Parlamentu zostaną podjęte we wrześniu.
• Jak pan wspomniał, w nowej perspektywie unijnej, Polska ma otrzymać mniej środków w tzw. II filarze WPR. Czy są jakieś możliwości uzupełnienia tych środków?
– Rzeczywiście nastąpiło obniżenie, ale i tak Polska, jeśli chodzi o II filar, czyli środki na rozwój i modernizację wsi, na przetwórstwo, na programy rolno-środowiskowe, ma największy budżet z 28 państw UE. Jest to około 11,1 mld euro. Czy można jakoś uzupełnić te środki? Zgodnie z prawem unijnym istnieje możliwość przesunięć w ramach dwóch filarów WPR. Istnieje również możliwość uzupełnienia II filaru środkami krajowymi i takie decyzje polityczne zapadły. Ustaliliśmy z panem premierem i innymi ministrami, że część zadań z II filaru, głównie dotyczących infrastruktury wsi będzie przejęta przez politykę spójności, przez regionalne programy operacyjne, czyli przez marszałków województw. Mamy dobrą współpracę z panią minister rozwoju regionalnego, i już teraz wiemy, że będą to większe środki niż te, które nam zmniejszono.
• W 2015 r. zniknąć mają kwoty mleczne, a w 2017 kwoty cukrowe. Jak zmieni to sytuację producentów?
– Jeżeli chodzi o kwoty cukrowe to w negocjacjach był to nasz zdecydowany priorytet. Dla naszego kraju rynek cukru jest bardzo ważny, gdyż jesteśmy trzecim producentem cukru w Europie. Dlatego zabiegaliśmy o przedłużenie tych kwot do roku 2020. Stworzyliśmy silną koalicję z Francją i Niemcami. Niestety, nie uzyskaliśmy zgody i jedyne co było do osiągnięcia to rok 2017. I to nas cieszy, bo przecież my mamy jeszcze sporo do zrobienia na tym rynku zarówno w przetwórstwie, jak i we współpracy z plantatorami. Mamy na naszym rynku Krajową Spółkę Cukrowniczą. Także jeśli chodzi o kwoty mleczne, to nasze stanowisko było jednoznaczne. Zdajemy sobie sprawę, że sektor mleka doskonale konkuruje na rynku unijnym i dlatego bardzo mocno zabiegaliśmy o przedłużenie tych kwot. Chcieliśmy je przedłużyć z myślą o regionach, gdzie te stada bydła są mniejsze. Niestety, poza Polską zabiegała o to tylko Finlandia i Portugalia. Nie mając większości mogliśmy osiągnąć tylko 2015 r. A co to oznacza? Jeśli chodzi o cukier, to jeszcze będą możliwości, żeby do roku 2017 dostosować tę współpracę, regulować ten rynek, i współpracę z plantatorami. Gorzej będzie z rynkiem mleka. Wiemy, że dla wielu regionów będzie to trudniejsza sytuacja, ale np. dla takich regionów jak Podlasie sytuacja się nie pogorszy. Nadal wielu polityków Unii obawia się, że mleko z tych mlecznych regionów „zaleje” ich regiony. Z myślą o słabszych regionach został przewidziany „pakiet mleczny”. Będzie on szczególnie ważny dla Podkarpacia, Małopolski, Świętokrzyskiego, Lubelskiego. Tutaj będzie pewna ochrona, ale nie będzie ona w takim wymiarze, w jakim była do tej pory. W przypadku rynku mleka nie śpieszymy się z wprowadzeniem rozwiązań czysto rynkowych, stawiamy na umowy kontraktacyjne, szczególnie tam, gdzie producenci mleka nie są członkami spółdzielni mleczarskiej i grupy producentów rolnych będą negocjowały ceny mleka.
• Po wakacjach PE ma głosować na temat dyrektywy unijnej, która może zakazać sprzedaży na terenie UE papierosów cienkich tzw. slimów oraz papierosów smakowych tzw. mentoli. Biorąc też pod uwagę, że UE nie przewiduje wsparcia dla producentów tytoniu w nowej perspektywie budżetowej, wygląda na to, że przed naszymi rodzimymi plantatorami tytoniu rysują się nieciekawe perspektywy.
– Jeśli chodzi o wdrażanie dyrektywy tytoniowej to tutaj stanowisko Polski jest przeciw ograniczaniu, czy zakazowi produkcji tych papierosów. Nasze argumenty są takie, że to nic nie zmieni, poza tym, że te papierosy zamiast z Polski czy krajów Unii będą pochodzić z innych rejonów i krążyć w „szarej strefie”. Papierosy będą nadal, tylko państwo nic z tego nie będzie miało. Niestety, trzeba też wiedzieć, że nie ma pozytywnego klimatu w tej sprawie. Wydaje się on wstydliwy dla polityków, gdyż mówi się tu o czymś co zagraża zdrowiu. Moje stanowisko poparli już wiosną w Krakowie ministrowie rolnictwa Grupy Wyszehradzkiej oraz Rumunii, Bułgarii i Słowenii. Trzeba umożliwić produkcję tych papierosów, po to, by zachować miejsca pracy. W Polsce jest kilkanaście tysięcy gospodarstw specjalizujących się w produkcji liści tytoniowych. Są to głównie małe gospodarstwa, na uboższych terenach. Silnie zabiegaliśmy podczas czerwcowego spotkania Rady Ministrów Rolnictwa i Rybołówstwa w Luksemburgu o to, żeby tytoń był umieszczony w art. 68 rozporządzenia Rady (WE) nr 73/2009. Wtedy można by było stosować płatności krajowe do produkcji. Sprawę tą podnosiliśmy na każdym posiedzeniu, nawet gdy nie było zgody zgłosiliśmy deklarację pisemną na zakończenie posiedzenia wyrażając, że oficjalne stanowisko jest niesprawiedliwe. Przekazaliśmy stosowne poprawki, ale niestety nie znalazło się to w zapisie luksemburskiego kompromisu. O tym rozmawiałem z unijnym komisarzem ds. rolnictwa Dacianem Ciolosem, jak też z dyrektorem generalnym Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej ds. rolnictwa i rozwoju obszarów wiejskich Jerzym Plewą. Nie ukrywam, że ta branża jest dla mnie ważna. A to chociażby dlatego, że 10 proc. wpływów budżetowych pochodzi z niej. Na razie mamy uzgodniony rok 2014 jeśli chodzi o tę pomoc, natomiast dalej będziemy szukać przepisów, które wspomogą plantatorów tytoniu. Spotykam się ze związkami plantatorów. Szukamy razem rozwiązań.
• W ramach nowego PROW MRiRW chce wprowadzić program, który wspierałby małe gospodarstwa rolne, zwłaszcza na terenie południowo-wschodniej Polski. Wiadomo, że do szczegółowego opracowania jest jeszcze długa droga, ale czy mógłby pan wyjaśnić jak będzie on wyglądał w ogólnym zarysie?
– Jest parę takich mechanizmów i chcemy je jak najszybciej wprowadzić. Chodzi tu o małe gospodarstwa zwłaszcza na Podkarpaciu, w Małopolsce, w Świętokrzyskim i na Lubelszczyźnie. Mają one po kilka hektarów i jeśli znajdą sposób, żeby uaktywnić produkcję, przykładowo żywności, na którą zapotrzebowanie jest coraz większe i zrobić ją bardziej towarową, to mogą otrzymać pomoc. Nie będzie jednak ona taka, jak dla gospodarstw wysoko towarowych (nawet do 300 tys. zł), ale w granicach ok. 10-20 tys. euro. Ponadto przewidujemy wdrożenie działania ułatwiającego staranie się o taką pomoc. Chodzi tu gospodarstwa, gdzie płatności bezpośrednie nie przekraczają 1250 euro (czyli gospodarstwa 5-6 ha). Dla nich nie będą wymagane wysokie wskaźniki, jeśli chodzi o wzajemność zgodności, takie jak: cross-compliance, czy wskaźniki środowiskowe. Zostaną z tego zwolnione. Ponadto jest jeszcze jedno rozwiązanie. Ponieważ budżet unijny coraz bardziej się kurczy i rezerwy się wyczerpują i zakłada się, że będą redukcje płatności o 3-5 proc. i wtedy, te gospodarstwa o płatnościach do 2 tys. euro będą wyłączone z tej redukcji. Czyli widać, że pewne mechanizmy są do wdrożenia.
• Nawiązując do pana wypowiedzi do dyrektywy tytoniowej i tego, że jest to dla polityków drażliwy temat, gdyż chodzi o zdrowie, czy śmierć ludzi, to pozwolę sobie zadać pytanie związane również ze śmiercią zwierząt. Jak pan ocenia głosowanie w Sejmie w sprawie uboju rytualnego?
– Oceniam to zupełnie na chłodno, a więc w wielu aspektach. Jeśli chodzi o poszanowanie tradycji dla gmin wyznaniowych, mniejszości, które często zachowują te tradycje od tysięcy, czy setek lat to myślę, że należało to uszanować. Przed głosowaniem zwracałem uwagę na to, że jeśli chcemy, żeby nas szanowano, to my też szanujmy czyjąś tradycję. Są w tym również inne aspekty, np. utrata 4-5 tys. miejsc pracy, zmniejszenie dochodów rolników. Przecież większość tej wołowiny jest eksportowana na rynek unijny i do krajów islamskich. Rolnik, na jednej sztuce traci około 1 do 3 tys. zł. Przy czym spadki nie były tak wyraźne, bo jednak liczono, że ta ustawa w Sejmie przejdzie. Należy się teraz spodziewać, że rodziny rolnicze wiele stracą.
• W mediach pojawiły się informacje, że jednak eksport wołowiny do krajów islamskich rośnie.
– Rzeczywiste dane mówią, że eksport do krajów islamskich spadł o 70 proc. Tu widać jak się danymi manipuluje. W przypadku mediów mam też jeszcze jedno zastrzeżenie. W Salonie Politycznym Trójki, zwróciłem uwagę, iż pomijano, że kwestia uboju rytualnego jest walką o przejęcie tego rynku przez inne państwa. Nie jest już żadną tajemnicą, że posiadając pewne informacje, jeszcze przed głosowaniem zgłosiłem do ABW podejrzenie o działania w tej sprawie. Należy dbać o interesy Polski i sprawdzić czy komuś nie zależało, aby w Polsce taki zakaz wprowadzić. Ochrona zwierząt, tak, z tym się zgadzam. Ale proszę zobaczyć. 22 państwa UE zajmują się tym ubojem, dają miejsca pracy, zwiększają eksport. A my?
• Może projekt zgłoszony przez rząd był zły?
– Był bardzo szczegółowo przygotowany. Przewidywaliśmy bardziej restrykcyjne rozwiązania, takie jak: odejście od kratek obrotowych, które praktycznie powodują stres kiedy to bydło obraca się o 180 stopni. To zostało przez Radę Ministrów przyjęte i zaakceptowane. Proszę również zwrócić uwagę, że my dzisiaj mówimy o skali tego uboju, choć nie mamy żadnych danych, żadnych statystyk. Tym przecież nie zajmuję się GUS. Zaproponowaliśmy, żeby każdorazowy ubój odbywał się za pozwoleniem powiatowego lekarza weterynarii, gdzie gmina da nam zapotrzebowanie, jakie to zwierzęta, jaki to jest ubój. Ubój byłby przeprowadzony pod kontrolą lekarza weterynarii i co trzy miesiące lekarz weterynarii składałby informację do wojewódzkiego, a ten do krajowego. I wtedy nareszcie byśmy wiedzieli ile tego uboju mamy. Jeszcze dodam, że MRiRW przygotowało już w grudniu odpowiednie rozwiązania. I choć nie było to łatwe, przeprowadziłem ten projekt przez Radę Ministrów. Gorzej było w Sejmie. Od początku były opory u naszego koalicjanta. Jeszcze przed głosowaniem miałem informację szefa klubu PO, że przy głosowaniu 30 posłów nie poprze tej ustawy. Ostatecznie 38 posłów z PO było przeciw, 37 nie wzięło udziału w głosowaniu, 7 posłów się wstrzymało. Moim zdaniem, to był swoisty test, jak poszczególne partie wspierają rolników, polską przedsiębiorczość. Zupełnie zaskoczyła mnie postawa PiS, który na każdym kroku upomina się o rolników, mieszkańców wsi, mówi o przedsiębiorczości. Tutaj o tym zapomniało i zostawiło rolników oraz przedsiębiorców „na lodzie”. To są oczywiste wnioski dla wyborców z tych środowisk.
• Wspominał pan, że dzisiaj mówimy o skali tego uboju, choć nie mamy żadnych konkretnych danych, żadnych statystyk. Ale w mediach dość często operuje się konkretnymi liczbami.
– Mamy dane szacunkowe, które mówią, że ten ubój prowadzi 30-60 ubojni. Ale na ile są one wiarygodne? Przecież nie było obowiązku ewidencji. Natomiast ocenia się, że jest to rynek, przynoszący rocznie do ok. 1,5 mld zł. Stąd nie dziwią różne dane i opinie. Np. jeśli chodzi o szechitę i halal, czyli ubój dla gmin żydowskich i gmin muzułmańskich, to eksperci w stopniach profesorskich reprezentujący te społeczności dowodzą, że ubój bez ogłuszania jest nawet bardziej humanitarny i mniej bolesny niż ten tradycyjny. Biorąc pod uwagę zwłaszcza ten kontekst uważam, że w głosowaniu popełniliśmy błąd. Zresztą dzisiaj widzimy, co się dzieje w kontaktach międzynarodowych. Teraz szuka się rozwiązań, a przecież można było to w tym jednym głosowaniu przesądzić.
• Czy istnieje podstawa, by złożyć w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego?
– Oczywiście. W moim przekonaniu jest to możliwie w oparciu o artykuły 25, 35 i 53 Konstytucji, w oparciu o rozporządzenie wspólnotowe 1099/2009, które weszło w życie 1 stycznia 2013 r., w oparciu o umowy, które są podpisane o współpracy polskiej z gminami żydowskimi czy muzułmańskimi. Uważam, że ta sprawa, na wniosek tych gmin wyznaniowych, powinna trafić do Trybunału Konstytucyjnego.
Rozmawiała: Dorota Olech