Jadasz często w popularnym fast foodzie? Frytki, bułka z kotletem, surówki… Co miesiąc za przykładowo 300 zł. I tak miesiąc w miesiąc. Płacisz kartą. Nie zdziw się, gdy dostaniesz konkurencyjną ofertę od innego fast foodu… A skąd, w tłumie klientów, wyłowili właśnie ciebie? Ano, z banku…
Banki i operatorzy kart gromadzą gigantyczne informacje o osobach, które posiadają konta czy karty kredytowe. Analitycy bankowi sprawdzają listy dokonywanych transakcji. Wyciągają z nich wnioski.
Załóżmy, że Kowalski co tydzień robi zakupy w markecie sieci X. Przy okazji tankuje paliwo na znajdującej się przy nim stacji. Na wyciągach Kowalskiego widać, jaką przeznacza na to kwotę. Ten sam Kowalski, mając ambicję bycia obytym, regularnie odwiedza salon z książkami. Zawsze ten sam, bo ma bogaty wybór. Kowalski dwa razy do roku zabiera całą familię na zagraniczną wycieczkę. Przeznacza na ten cel zwykle ok. 7.000 zł. Istotną pozycją w jego budżecie jest też edukacja latorośli – czesne za szkołę społeczną wynosi jedną trzecią jego pensji.
Kowalski ma jednak stabilną sytuację materialną – jego pensja, choć w ciągu ostatnich kilku lat nie wzrosła, zawsze wpływa na konto tego samego dnia – bank wie, że pracodawca Kowalskiego, znane towarzystwo ubezpieczeniowe, jest w dobrej sytuacji i w dodatku wypłaca rokrocznie dywidendę – to z niej nasz bohater finansuje jesienny wyjazd zagraniczny dla familii.
Bank, w którym posiada konto, analizując dokonywane transakcje ma pełną wiedzę o zwyczajach głowy rodziny, o jego potrzebach, aspiracjach, sposobach spędzania wolnego czasu. Kowalski zapewne nie ma pojęcia, że został „sformatowany”, że prowadząc regularny tryb życia, dokonując transakcji, wyjeżdżając do Chorwacji czy kupując najnowszy bestseller stał się dla swojego banku „towarem na sprzedaż”. Klientem idealnym.
Idealnym, by jego preferencje… sprzedać dostawcom konkurencyjnych dóbr i usług!
Dla marketu konkurencyjnego do tego, w którym Kowalski robi zakupy, dla biura podróży, rywalizującego w ofertach z tym, w którym wykupuje wycieczki, czy koncernu paliwowego – jest po prostu nieoceniony! Mógłby być bowiem „ich” klientem.
I zdarza się, że banki taką wiedzą o swoich klientach dzielą się z przedsiębiorcami.
– Od dwunastu lat tankuję samochód na stacji Orlenu (kiedyś CPN) – mówi Bartosz Miłoszyński z Tarnowskich Gór. – Płacę oczywiście kartą. A tu teraz przychodzi mi SMS, że mogę płacić taniej i oczywiście mieć więcej jeśli będę klientem BP. To absurd – do tamtej stacji musiałbym nadłożyć sporo drogi. I to za co? Za te kilka groszy? A skąd oni wiedzą, że tam właśnie tankuję? Faktem jest, że otrzymałem kilka SMS-ów z pytaniem, gdzie i kto itd. Niestety odpowiedziałem na nie szczerze, no i teraz mam przerąbane. Nie ma tygodnia, żeby mi nie przysyłali ofert o zmianie stacji, taryfy telefonicznej czy innych „usługach”. Chyba zmienię numer komórkowy – dodaje rozżalony.
PRAWO, ALE…
– Na podstawie ustawy o ochronie danych osobowych każda osoba ma prawo do informacji o tym, że jej dane są przetwarzane i w oparciu o jaką podstawę. W przypadku banków często będzie to zgoda wyrażona przez samego klienta, zazwyczaj dotyczy ona także przetwarzania danych w celach marketingowych. – tłumaczy Katarzyna Szymielewicz, prezes fundacji Panoptykon, która działa na rzecz wolności i ochrony praw człowieka w społeczeństwie nadzorowanym. – Jeżeli jednak klienci nie życzą sobie otrzymywania reklam czy wysłuchiwania telefonicznych ofert mają zawsze prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych w celach marketingowych. Gwarantuje to art. art. 32 ust. 1 pkt. 8 ustawy o ochronie danych osobowych.
Nie jest to jednak takie proste. Jeśli jedliśmy często w popularnym fast foodzie kilka razy w miesiącu i płaciliśmy kartą – to nie ma się co dziwić, że SMS-em dostaniemy konkurencyjną ofertę od innego fast foodu… No a to już „dzieło” naszego banku.
Polacy przyzwyczaili się już do serialu „Wielkiego Brata” („Big Brother”), ale to co powstało, to już swoisty „Big Data” (analizowanie dużych zbiorów informacji i wyciąganiu z nich wniosków). Jednak płacenie kartą to nie aż taki wielki problem. Przecież wiele osób robi zakupy przez internet… No i mają przechlapane! Dlaczego? Ano dla tego, że każdy kontrahent zawiera z nami umowę np. Wyrażam zgodę na przetwarzanie przez ………………. zawartych w niniejszym formularzu moich danych osobowych w celu promocji i marketingu nowych produktów i usług bankowych (zgodnie z Ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych – Dz.U. Nr 133, poz. 883 z późn. zm.). Oświadczam, że zostałem poinformowany o przysługującym mi prawie wglądu i poprawiania moich danych osobowych.
Lub też:
Wyrażam również zgodę na wysyłanie na podany przeze mnie adres e-mail lub przekazywanie za pośrednictwem telefonu informacji handlowych, dotyczących nowych produktów i usług bankowych oferowanych przez Bank (zgodnie z Ustawą z dnia 18.07.2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną – Dz.U. nr 144 poz. 1204 z późn. zm.).
I co mam zrobić?
– Nie czytałem mojej umowy z bankiem dokładnie. Podałem telefon komórkowy i e-maila, ale trzeba było w ankiecie zaznaczyć, to znaczy zaznaczyć, że zgadzam się na przetwarzanie danych, informacje o nowych produktach itd. No i zaznaczyłem i wtedy dopiero miałem przechlapane – mówi Kacper Jabłoński ze Zduńskiej Woli. – Dziwne telefony, sms-y, aż moja dziewczyna się wkurzyła, że gadam tyle z jakimiś chłopakami – a ja przecież jestem normalny! I co miałem zrobić? Też wkurzyłem się, ale moich sms-ów i e-maili nie mogłem już odwołać. Stało się. Co prawda napisałem do operatora sieci komórkowej i mojej skrzynki internetowej. Niestety, nic to nie dało. Każdy odpowiadał, że jeśli wyraziłem zgodę to wyraziłem. Nie wiem jak się z tego „wywinę” i odwołam tą lawinę sms-ów i e-maili – dodaje.
– Nie ma co się martwić. Dalsze przetwarzania naszych danych w takim celu jest niedopuszczalne – tłumaczy Szymielewicz. – Jeżeli pomimo to bank czy inny podmiot nadal przesyła nam reklamy czy oferty nowych kredytów, możemy zwrócić się ze skargą do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. A ten zakończy „spór”.
Jeśli ktoś stara się o kredyt czy większą pożyczkę – to bank natychmiast znajdzie „lukę” prawną, aby mu jej nie dać, a jeśli już dać to na takich warunkach, że żaden człowiek by jej nie chciał. Dlaczego? Dlatego, że monitorują nasze kredyty, spłaty, pożyczki itd. Banki wiedzą doskonale, że mamy zadłużenie i gdzie, że nie wiedzie się nam dobrze a nawet czy mamy mandaty do spłacenia…
Przykładowo Alior Bank przyznał, że buduje zespół fachowców, którzy będą analizować dane na temat klientów. A inne banki? Tak samo, ale nie przyznają tego głośno.
Dla Pana mogę zrobić wszystko…
A więc sprawdziliśmy. W Banku Millennium chcieliśmy uzyskać pożyczkę. – Nie ma sprawy! Dowiedzieliśmy się od konsultantki. Faktycznie. Pieniążki mogłyby być w 15 minut na koncie, ale… trzeba podać wszystkie dane (włącznie z numerem PESEL) i to komputer wydaje „opinię” czy możemy mieć dany kredyt czy nie. Niestety takiej pożyczki nie można dostać w oddziale w Banku, ale tylko przez internet. A więc bank ten czy inny „łapie” nas i nasze dane osobowe, które czy to w dobrej intencji czy też aby złapać nowych klientów. Nawet – jeśli nie wezmą kredytu – to ich dane są w „systemie”, który można sprzedać innym.
Faktem jest, że kto zakłada konto w banku lub zaciąga kredyt czy przynosi lokatę musi podpisać zgodę na przetwarzanie danych w związku z zawartą transakcją, ale niestety, często jesteśmy „zmuszani” do podpisania papieru o przetwarzaniu danych w celach marketingowych.
Światełko w ciemności…
A dlaczego? Bo Komisja Europejska przygotowuje prawo ograniczania wykorzystywania naszych danych osobowych. Nasze dane zostaną przekazywane „od ucha do ucha”. Co oznacza nic więcej niż to, że w końcu przestaniemy być inwigilowani na wszelkich naszych ruchach np. w sklepie czy salonach samochodowych lub na stacjach benzynowych. Jednak do póki tego nie dojdzie – uważajmy gdzie płacimy kartami płatniczymi czy kredytowymi, bo zawsze podając swoje dane możemy być narażeni na setki e-maili, telefonów czy niechcianych esemesów…
Wojciech Andrzej Szydłowski