Wielka polska poetka, Maria Konopnicka pisała: „Temu tylko pług a socha, kto tę czarną ziemię kocha”, co w jej czasach oznaczało, że narzędzia te należą się trzem czwartym częściom polskiego społeczeństwa. Wszak przy ówczesnym poziomie mechanizacji prac w rolnictwie ponad 70 proc. Polaków kochało, bo musiało, kochać „tę czarną ziemię”. Innych możliwości zarobkowania przecież nie mieli.
Od tamtego czasu minęło blisko 150 lat, w tym czasie rozwój techniki i podział pracy w społeczeństwie poszły tak dalece naprzód, że dziś udział zatrudnionych w polskim rolnictwie (w przeliczeniu na osoby pełnozatrudnione) szacuje się na około 12 proc.
Przy tym mniej więcej tylko połowa pracujących w polskich gospodarstwach rolnych może się z tego utrzymać. Pozostali szukają dodatkowych źródeł dochodów, bo te, które osiągają z pracy na roli, okazują się niewystarczające.
Co więcej, teraz wyszło na jaw i to, że ponadto części posiadanych przez rolników gruntów nie opłaca się uprawiać! W pobliżu większych miast także grunty nie najsłabsze, pozostawia się odłogiem. Ciekawe jest przy tym to, że obecnie relatywnie więcej gruntów leży odłogiem w gospodarstwach małych obszarowo, gdzie tzw. głód ziemi był w poprzednich latach największy.
Opłaca się produkcja dla siebie
Dlaczego coraz więcej odłogów pojawia się obecnie akurat w najmniejszych zagrodach? Naszym zdaniem, podłoże tego zjawiska ma charakter wyłącznie ekonomiczny. Otóż przy obecnych możliwościach zbytu produktów rolnych ich sprzedaż nie rekompensuje kosztów ich produkcji w małych gospodarstwach. W małym gospodarstwie rolnym opłacalne pozostało produkowanie żywności tylko dla zaspokojenia potrzeb rodziny rolnika.
Ile osób liczy rodzina rolnika? Najwyżej kilka. Do jej wyżywienia wystarczy obsiewać tylko część użytków rolnych w gospodarstwie. Kiedy rolnik produkuje żywność tylko dla zaspokojenia potrzeb własnej rodziny, wówczas w jego zagrodzie pozostają marże, które w innym przypadku zostałyby przejęte kolejno przez:
– pośrednika (marża skupowa),
– zakład przemysłu spożywczego (marża przetwórcza),
– hurtownika (marża hurtowa),
– detalistę (marża detaliczna).
Opłacalna pozostała także bezpośrednia sprzedaż produktów rolnych konsumentom, do jakiej dochodzi na targowiskach albo np. w gospodarstwach agroturystycznych. Tu do przejętych przez rolnika wymienionych wyżej marż dochodzą jeszcze dwie następne: hotelowa i gastronomiczna.
Oczywiście, nadal opłaca się produkcja rolnicza w tych gospodarstwach rolnych, w których wykorzystuje się tzw. efekt skali. Tzn. efekt wielkości produkcji. Jednak w polskich warunkach efekt ten występuje obecnie tylko w gospodarstwach o powierzchni powyżej 30 ha. Dowodem na to jest zmniejszanie się w ostatnich latach liczby gospodarstw rolnych we wszystkich pozostałych grupach obszarowych.
Dopłaty nie hamują przemian agrarnych
Teoretycznie wejście Polski do Unii Europejskiej i objęcie polskiego rolnictwa zasadami Wspólnej Polityki Rolnej powinno zahamować i bez tego nikłe poprzednio tempo przemian agrarnych. Wszak po integracji z UE wzrosła opłacalność produkcji rolniczej, a dochody rolników uległy podwojeniu. W istocie wzrost opłacalności pracy na roli wpłynął jedynie na zmniejszenie powierzchni leżących odłogiem gruntów, natomiast tempo wypadania gospodarstw nawet się zwiększyło.
W 2000 roku, a więc na cztery lata przed wejściem Polski do Unii Europejskiej powierzchnię odłogów i ugorów na gruntach ornych oceniano u nas na 11,9 proc. W rok po wejściu do UE, czyli w 2005 roku powierzchnia odłogowanych gruntów ornych zmniejszyła się do 8,4 proc., a w roku 2009 do 4,1 proc. Sytuacja znacznie ulegała polepszeniu. To nie dotyczyło wszystkich regionów w kraju.
W województwach o najmniej korzystnej strukturze obszarowej gospodarstw, tj. w małopolskim, podkarpackim, świętokrzyskim i śląskim powierzchnia odłogowanych gruntów ornych nie zmalała a wzrosła! W 2009 roku najwięcej relatywnie odłogów na gruntach ornych notowano w województwach: podkarpackim – 13,7 proc., śląskim – 11,8 proc., małopolskim – 7,2 proc. i świętokrzyskim – 5,0 proc. Są to regiony o najmniej korzystnej strukturze agrarnej. Statystyczne gospodarstwo w tych województwach ma powierzchnię mniejszą od 5 ha, a w woj. małopolskim mniejszą nawet od 4 ha. W 2010 r. ziemie odłogowane i porzucone w woj. śląskim zajmowały już 14,8 proc. gruntów.
Jeszcze wyraźniejszym dowodem zmniejszenia aktywności produkcyjnej małych gospodarstw rolnych jest prawie powszechne wycofywanie się ich z produkcji zwierzęcej. W niespotykanym dotąd w polskim rolnictwie tempie pustoszeją obory i chlewnie, a wraz z tym niepotrzebne stają się też inne stojące w zagrodzie rolnika budynki (np. stodoły). W latach 2002-2010 liczba gospodarstw rolnych prowadzących chów bydła zmniejszyła się z 935 tys. do 525 tys., czyli o 44 proc. W tym samym czasie liczba gospodarstw prowadzących chów trzody chlewnej obniżyła się o 48 proc. (z 761 tys. do 398 tys.). W okresie ostatnich dwóch lat proces ten postępował nadal. Wraz z tym postępowała koncentracja chowu bydła i trzody chlewnej, a także pogłębiała się też, nieźle już przedtem zaawansowana, koncentracja produkcji drobiu.
Następuje polaryzacja regionów
W następstwie tych procesów nasila się proces polaryzacji produkcji rolniczej nie tylko w obrębie gospodarstw rolnych, ale i w ujęciu regionalnym. Po prostu, w produkcji rolniczej kraju zmniejsza się nie tylko udział małych gospodarstw rolnych, ale maleje także udział regionów o najmniej korzystnej strukturze agrarnej. Np. udział woj. podkarpackiego w produkcji mleka wynosi obecnie 2,1 proc., małopolskiego – 2,9 proc. i świętokrzyskiego – 3,2 proc. Udział tych regionów w produkcji żywca rzeźnego wynosi odpowiednio 2,0 proc., 3,1 proc. i 2,8 proc. Co przy tym warte zauważenia, w przeliczeniu na 1 ha rolnicy tych regionów nadal posiadają najwięcej ciągników, kombajnów oraz innych maszyn rolniczych! Końcowy rezultat tych dysproporcji jest taki, że jeden ciągnik w woj. wielkopolskim „produkuje” 8 razy więcej mięsa i 5 razy więcej mleka niż ciągnik w woj. podkarpackim.
Koszty użytkowania sprzętu technicznego w małych gospodarstwach są już na tyle wysokie, że w 2010 roku po raz pierwszy w polskim rolnictwie nastąpił spadek liczby ciągników. Jak informuje GUS, w porównaniu z rokiem 2009 ich liczba zmniejszyła się o ponad 100 tys. sztuk! Przypuszczalnie zmniejszała się ona także w roku 2011 i 2012, ale oficjalnych danych na ten temat jeszcze nie ma.
Rozmiar polaryzacji regionów produkcji rolniczej ilustrują takie dwie liczby: udział 5 województw (wielkopolskiego, mazowieckiego, łódzkiego, kujawsko-pomorskiego i lubelskiego) w towarowej produkcji rolniczej kraju wynosi 55 proc., podczas gdy udział innych 5 regionów (podlaskiego, podkarpackiego, lubuskiego, śląskiego i świętokrzyskiego) wynosi tylko 12,9 proc.!
Wycofywanie się małych gospodarstw z produkcji rolnej jest uzasadnione nie tylko ekonomicznie, ale i ze względów … humanitarnych. Otóż, jak się oblicza, na gospodarstwa o obszarze od 0 do 10 ha przypada obecnie około 70 proc. nakładów pracy w polskim rolnictwie. Udział tych gospodarstw w całości produkcji rolniczej jest daleko mniejszy, a już nieporównanie mniejszy jest ich udział w korzyściach płynących ze Wspólnej Polityki Rolnej UE. Dość przypomnieć, że do gospodarstw rolnych o powierzchni od 1 do 5 ha, a stanowią one ponad połowę ogółu zagród, trafia tylko 15 proc. całości dopłat bezpośrednich.
Utrzymanie się mniejszych obszarowo gospodarstw rolnych będzie możliwe tylko po obniżeniu w nich kosztów produkcji. Np. poprzez zwiększenie czasu pracy ciągników i maszyn rolniczych, co można osiągnąć przez zespołowe użytkowanie sprzętu. W małych zagród mogą też pomóc dodatkowe dochody jakie osiągają rolnicy tworzący grupy producenckie, które uzyskują wyższe ceny zbytu produktów rolnych oraz po niższych cenach kupują środki produkcji. Jednak zespołowe używanie maszyn nigdy się u nas jeszcze nie udało, a grupy producenckie powstają przede wszystkim tam, gdzie gospodarstwa już teraz są większe od przeciętnych. W woj. wielkopolskim było ich (na koniec sierpnia 2012 roku) 281, w woj. dolnośląskim – 184, w woj. kujawsko-pomorskim – 154, w woj. opolskim – 137, podczas gdy w woj. małopolskim było ich w tym czasie zaledwie 9, w woj. świętokrzyskim też 9, w woj. podkarpackim – 21 i w woj. lubelskim – 23.
Edmund Szot