Mieszkanie w zabytkowej kamienicy to nie tylko prestiż i powód do dumy. To liczne obowiązki. W budynkach, objętych ochroną lub nadzorem konserwatorskim nie można sobie pozwolić na samodzielne remonty, jeśli mogą mieć wpływ na wygląd zewnętrzny elewacji. Uzgadnianie niemal wszystkiego z konserwatorem bywa żmudne i długotrwałe. Nadto – przeprowadzenie remontu w budynku mającym sto lat jest zwykle sporo droższe, niż w oddanym do użytku kilka lat temu.
Zaszczyt i prestiż mieszkania w „dobrym miejscu” wiąże się więc z obowiązkami, a często – z ograniczeniem prawa dysponowania własnością. Konserwator raczej się nie zgodzi np. na zrobienie łuków, jeśli do tej pory okna były prostokątne…
Dlatego przed zakupem kamienicy, domu czy lokalu należy zorientować się czy nasze wymarzone „em” nie jest wpisane do rejestru zabytków. Zwykle na budynku powinna znajdować się informująca o tym niebiesko-biała tabliczka. Ale, jeśli jej nie ma… Może to oznaczać, że np. odpadła, lub obiekt, co prawda nie jest wpisany do rejestru zabytków, ale jest pod nadzorem miejskiego konserwatora zabytków. Aby mieć pewność – najlepiej zasięgnąć informacji bezpośrednio u administratora. Jeśli z jakichś przyczyn to się nie uda można zajrzeć na strony internetowe miejskiego lub wojewódzkiego konserwatora zabytków, gdzie bezpłatnie można dowiedzieć się o status prawny danego obiektu. I chwała Bogu, jeśli go tam nie ma, a jeśli jest, oznacza to, że radość z zakupu po „niższej cenie” danego lokalu czy budynku może być znacznie przedwczesna…
Dlaczego? Gdyż jeśli nabywca chce przeprowadzić remont lokalu czy dokonać wymiany stolarki okiennej lub drzwi wejściowych to napotka się z koniecznością wielu uzgodnień i wreszcie uzyskania zgody na dokonanie planowanej wymiany stolarki. I to nie od administratora, ale od urzędu właściwego (miejskiego lub wojewódzkiego) konserwatora.
– Kupiłem mamie dom, o którym zawsze marzyła – mówi Paweł Niedzicki z Lublina. – Niewielka, ale jak dla nas wspaniała willa. Oczywiście wiedziałem, że niemal wszystko w niej jest do wymiany od mediów poprzez stolarkę okienną aż do dojazdu przez „parczek”. Te krzewo-drzewy – wszystko zarośnięte. Chciałem to wszystko naprawić i wyciąć, aby przed domkiem zrobić dla mamy super ogród. Niestety. Moja radość skończyła się na tym, kiedy dowiedziałem się, że w domku nie mogę sam zbudować nawet kominka, a nie wspominając już o jakiejkolwiek wycince w ogródku czy nawet wstawienia nowych „plastikowych” okien” – mówi rozżalony.
Ale kłopot ten nie dotyczy to tylko osób mających prywatne domy. Większość dotyczy lokatorów kamienic. Niestety i tu czeka na nich takie samo rozczarowanie.
Sytuacja ta nie dotyczy jedynie Lublina, Krakowa czy Warszawy. To problem setek tysięcy mieszkań w całej Polsce – od gór aż po morze. Są takie miasta, jak Chełmża w kujawsko-pomorskim, Tczew czy Gniew w pomorskim gdzie właściwie niemal cała zabudowa objęta jest ochroną konserwatorską. To zaś oznacza dla tysięcy ludzi ogromne wyrzeczenia związane z należytym utrzymaniem posesji. Są też całe dzielnice – jak choćby Dolne Miasto w Gdańsku, ulice Śluza, Łąkowa, prof. Kieturakisa gdzie budynki znajdują się w stanie śmierci technicznej i dopiero opracowywane są plany rewitalizacji. Oleśnica, w województwie dolnośląskim, też mogła by świecić, ale… mieszkańcy boją się konserwatora, formalności itd. Wolą więc poprzestać na tym co mają…
Nie inaczej jest w kujawsko-pomorskim, śląskim, małopolskim, lubuskim, łódzkim czy zachodniopomorskim, gdzie wiele nie tyle kamienic, co prywatnych domostw, parków i ogrodów zostało wpisanych do rejestru zabytków lub jest objętych nadzorem konserwatorskim, a pozostają w rękach prywatnych właścicieli.
Ostrożnie można oszacować, że co najmniej kilkaset tysięcy Polaków mieszka „w zabytkach”. Problem w tym, że zdecydowanej większości nie stać na nakłady, pozwalające na utrzymanie ich w stanie zadawalającym. Kamienice-perełki to wciąż wyjątki.
– No i po co mi konserwator? Przecież wszystko będzie wyglądało pięknie – no i będzie trzymało się przez lata! A te, moje okna, są brzydkie, dziurawe i nie mogę nic z tym zrobić? A po co mi jakiś „miejski spec”? Sama wiem co zrobić aby było ciszej w środku i ładniej – nawet na zewnątrz… – zastanawia się Brygida Wilowska z warszawskiego Mariensztatu. – Mieszkam tu od lat i uwielbiam piosenkę o Mariensztacie. Dlatego chcę aby wszystko było jak dawniej, ale nie mogę mieszkać już w „ruderze” i chcę odrobinę „nowoczesności” – okna, drzwi, a tu wszędzie kłody pod nogi i nic nie mogę zrobić. Jak żyć? Pytam – jak żyć?…
Na te pytania odpowiada Agnieszka Żukowska, rzecznik Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków:
– Należy się zgłosić do właściwego konserwatora zabytków, wojewódzkiego lub miejskiego, składając wniosek o wydanie pozwolenia na prowadzenie prac przy zabytku, a sprawa powinna być rozpatrzona w ciągu 30 dni.
Jak tłumaczy Żukowska opłata skarbowa za wydanie decyzji pozytywnej wynosi 82 złote, a za decyzję odmowną nie pobiera się opłaty. Ale i tu kryje się „kruczek”. Jak informuje rzeczniczka WKZ prace przy obiektach wpisanych do rejestru powinny być wykonywane przez osoby posiadające uprawnienia określone w Rozporządzeniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 27 lipca 2011 r. w sprawie prowadzenia prac konserwatorskich, prac restauratorskich, robót budowlanych, badań konserwatorskich, badań architektonicznych i innych działań przy zabytku wpisanym do rejestru zabytków oraz badań archeologicznych, w zależności od zakresu prac w konkretnym przypadku.
Niestety, te usługi są o wiele droższe niż wynajęcie zwykłej firmy zajmującej się wstawianiem okien, drzwi czy ochroną i rewitalizacją zieleni przed kamienicami.
Często lokatorzy kamienic objętych „nadzorem” konserwatorskim pytają – Czy są jakieś „ramy” czasowe i formalne, tj. czy konserwator będzie musiał być przed, w trakcie wymiany i po? – A jeśli tak, to ile to kosztuje i jak to załatwić.
Jak twierdzi Agnieszka Żukowska, rzecznik Konserwatora Zabytków: – To jeżeli konserwator uzna, że jest taka potrzeba może przeprowadzić oględziny na miejscu, zawiadamiając strony o terminie oględzin, a także nałożyć obowiązek wykonania odbioru prac. I nie wiąże się to z dodatkowymi kosztami dla lokatorów.
Ale zapaliło się „światełko” dla właścicieli i administratorów kamieniec. Jeśli kamienica wpisana jest na listę zabytków, to jej mieszkańcy mogą starać się o dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i ze środków unijnych, na przykład z programu renowacji budynków.
Niestety, nie wszyscy chcą z tego skorzystać. Boją się długich procedur administracyjnych. A szkoda, bo nadal w takich kamienicach mieszkanie to nie tylko prestiż, ale i czasami koszmar.
Mimo, że na Krakowskim Przedmieściu czy na Starówce w Warszawie – wiele kamienic ma wymienione okna i drzwi na „plastiki” – problem nadal istnieje. Tysiące „papierów”, wniosków, uzgodnień. A mogło by być łatwiej i na pewno piękniej a „postrzępione drewniaki” nie straszyłyby turystów…
Wojciech Andrzej Szydłowski