Tegoroczna zima już się wszystkim przejadła. Tego, że gęsty śnieg będzie padał jeszcze w pierwszej, a może i w drugiej połowie kwietnia, nie spodziewali się nie tylko najstarsi górale, ale i … ptaki, które z powrotem zaczęły odlatywać do cieplejszych krajów. Jak najszybszego odejścia zimy oczekują obecnie nie tylko utrudzone służby drogowe, ale przede wszystkim rolnicy, którym leżący na polach śnieg uniemożliwia rozpoczęcie prac polowych.
Tymczasem wiosną każdy dzień jest dla roślin na wagę złota. Rozumiał to już Mikołaj Rej, który w „Żywocie człowieka poczciwego” pisał: „A wiosną co najpilniej bądź pilen, boć to głowa wszystkiemu rokowi. Tu już, co wsadzisz, co wszczepisz, co wsiejesz, to już na wszytek rok róść będzie.” I doradzał wykorzystywanie każdego dnia dobrej pogody, by owo rośnięcie wysianych i posadzonych roślin zaczęło się jak najwcześniej.
Baczniejsi obserwatorzy polskiej przyrody byli w tym względzie bardziej powściągliwi. „Choć i w kwietniu słonko grzeje, nieraz pole śnieg zawieje” – mówili, a nawet nie radzili się tym zamartwiać: „Śnieg kwietniowy trawie i konikowi zdrowy”. Tym nie mniej ogólna prawda jest taka, że przedłużająca się zima majątku rolnikom nie przysparza. Zwłaszcza gdy nie pozwala im wyjść w pole w miesiącu, który pod względem natężenia rolniczych prac zajmuje drugie miejsce (bardziej „pracowitym” w rolniczym kalendarzu miesiącem jest tylko sierpień).
Nie wpadać w panikę
Rozmiary wiosennych prac polowych nie zwalają wprawdzie z nóg, bo np. większość zbóż (a zajmują one w Polsce około 70 proc. ogólnej powierzchni zasiewów) jest w ziemi już od jesieni, ale wiosną też jest sporo do zrobienia. Trzeba siać zboża jare, w tym około 800 tys. ha jęczmienia, około 600 tys. ha owsa i 300-600 tys. ha pszenicy, posadzić na około 350 tys. ha ziemniaki, obsiać około 200 tys. ha nasionami buraków cukrowych i około 350 tys. ha nasionami kukurydzy uprawianej na ziarno, obsiać około 180 tys. ha nasionami roślin strączkowych i obsadzić około 140 tys. ha warzywami.
Zdaniem ekspertów, na siew niektórych zbóż jarych najlepsze terminy agrotechniczne już minęły i przewidywane pod ich uprawę pola lepiej będzie przeznaczyć pod kukurydzę na ziarno, ale konkretne w tych sprawach decyzje będą podejmowali sami rolnicy. Oczywiście, nie mogą oni pominąć i tego, że, być może, na niektóre obsiewane jesienią pola trzeba będzie z siewami wejść ponownie, gdy topniejący śnieg odsłoni zbyt duże straty zimowe.
– Na razie nic pewnego na ten temat nie da się powiedzieć – zastrzega się dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, Andrzej Kowalski – bo sytuacja (rozmawialiśmy w piątek 5 bm.) jest nadal dynamiczna i o ile kilka dni temu o przedłużającej się zimie myślałem z lekkim niepokojem, to teraz myślę już ze strachem. Wprawdzie mówi się, że pogoda potrafi czynić cuda, to znaczy umożliwia odrobienie nawet bardzo dużych strat, ale części z nich pewnie nie uda się już odrobić. Skrócenie o kilka tygodni okresu wegetacyjnego na ogół nie pozostaje bezkarne. Na razie nie znamy rozmiarów zimowych strat w uprawach, a część roślin była narażona na przyduchę i rozwój chorób pleśniowych, nie wiadomo więc, o ile zwiększy się rolnikom rozmiar prac wiosennych. Najważniejsze, by do prac w polu mogli oni przystąpić jak najprędzej. Niestety, przy takiej jak w tym roku ilości śniegu do10 dni będą musieli czekać na obeschnięcie pól.
Zdaniem dyr. Kowalskiego, jednym ze skutków bardzo zimnego początku wiosny może być to, że nie uda się w Polsce odtworzyć bezpiecznych zapasów zbóż, dzięki którym ich ceny można by trzymać w ryzach i nie dopuszczać do zbytniego wzrostu cen pasz. Oznacza to, że produkcja zwierzęca pozostałaby u nas nadal mało opłacalna. Czyli raczej nie ma co liczyć na zwiększenie bardzo już niskiego pogłowia trzody chlewnej czy na dalszy dynamiczny wzrost produkcji mięsa drobiowego. Dyr. Kowalski uważa, że nie spowoduje to jednak nadmiernego wzrostu cen żywności, który chyba zmieści się w przedziale 4-6 proc. Ale to już zmartwienie nie tyle dla rolników, co dla konsumentów.
Dyrektor Kowalski wie natomiast czego rolnicy nie powinni w tej chwili robić:
– Nie powinni – mówi – wpadać w panikę. Bo panika jest złym doradcą zwłaszcza wówczas, kiedy najbardziej potrzebny jest spokój.
Niestety, w niektórych gospodarstwach sytuację może pogorszyć lokalna powódź czy mniej groźnie brzmiące tzw. podtopienia. Wprawdzie nie mają one większego wpływu na sytuację rolnictwa w kraju, ale w konkretnych gospodarstwach mogą oznaczać totalną klęskę i przepadek znacznej części dorobku całego życia.
Kultura przetrwania
Dyrektor Centralnej Biblioteki Rolniczej, Ryszard Miazek pamięta, że podobnie zimny był początek wiosny 1970 roku, kiedy to w centralnej Polsce pokrywa śnieżna utrzymywała się do połowy kwietnia. W następnych miesiącach pogoda na gwałt odrabiała spowodowane przez siebie straty, mimo to plony zbóż były niskie, a końcowym akordem tego roku były tzw. wydarzenia grudniowe, w następstwie których zginęło na Wybrzeżu wiele osób. Możliwe, że do wydarzeń tych przyczyniła się w jakimś niewielkim stopniu i spóźniona wiosna (zbiory zbóż podstawowych, czyli bez mieszanek zbożowych, wyniosły wtedy 15,4 mln ton, w zamian bardzo wysokie były zbiory ziemniaków – 50,3 mln ton), ponadto groził kolejny świński cykl, a władza miała już zakodowane, że przy każdym niżu w takim cyklu trzeba mocno trzymać się koryta. Niestety (czy na szczęście) tym razem nie dało się jej już utrzymać nawet przy pomocy czołgów.
Żywność jest drugą, po możliwości oddychania, potrzebą człowieka i brak możliwości zaspokojenia tej potrzeby nieraz już bywał przyczyną dramatycznych wydarzeń. Dlatego ludzie, którzy i teraz często patrzą w niebo, w dawnych wiekach swój przyszły los postrzegali głównie przez to, jaka była, jaka jest i jaka będzie w najbliższym czasie pogoda. Wszak w przeszłości urodzaj i zbiory nie zależały od poziomu zużycia nawozów mineralnych i środków ochrony roślin czy od deszczowania upraw, ale od tego, kiedy i ile było opadów, kiedy i jak mocno grzało słońce oraz od tego jak pilnie do pracy w polu przykładał się sam rolnik. Był np. w spisanej przez Jana Długosza historii Polski taki rok (1222), w którym jak zaczęło padać w Wielkanoc, to padało potem codziennie aż do twardej (tj. ze zmarzniętą już ziemią) jesieni. Plony można było zbierać tylko z pagórków, skąd odpływał nadmiar wody. W Polsce władzę sprawował wtedy książę Leszek Biały, syn Kazimierza Sprawiedliwego i wnuk Bolesława Krzywoustego. Siła wtedy ludzi w czasie zimy pomarło, jednak między tymi, co przeżyli, uchował się przyszły zabójca księcia, który 5 lat później pozbawił go życia strzałą wystrzeloną z łuku.
W innych latach pogoda była już dla ludzi łaskawsza, a w ogóle Polska uchodziła za kraj zasobny w żywność i znacznie rzadziej niż np. Litwa czy Szwecja nękany klęskami głodu. Wymieniony wyżej dyr. Miazek uważa, że małżeństwo naszej królowej Jadwigi z litewskim księciem Jagiełłą miało głównie podłoże aprowizacyjne. Gdyż w następstwie tego mariażu zaraz na Litwę popłynęły statki z polskim zbożem. Zdaniem dyr. Miazka objawiała się w tych działaniach kultura przetrwania, która na znacznie wyższym już poziomie święci obecnie triumfy w Unii Europejskiej. Wspólny rynek ma, po prostu, lepiej chronić kraje europejskie przed zbyt wysokimi cenami, a przede wszystkim przed niedostatkiem żywności na rynku. Bo niegdyś odczuwały ten niedostatek kraje nawet tak bogate jak Niemcy, gdzie w okresie między I a II wojną światową około 700 tys. osób zmarło z … głodu.
Obecnie sytuacja na naszym kontynencie jest już zupełnie inna. Postęp w rolnictwie doprowadził do takiego wzrostu plonów, że tym, co teraz nęka ludność Europy, jest … marnotrawstwo żywności. Tym nie mniej taka jak w tym roku anomalia pogodowa nie jest uważana za „dobrodziejstwo”. Bo dotknęła ona nie tylko Polskę, ale i Czechy, Słowację, Austrię, Węgry i kilka innych krajów europejskich.
W rezultacie cała Unia Europejska musi się liczyć ze spadkiem zbiorów zbóż, zmniejszeniem produkcji owoców i warzyw, zmniejszeniem produkcji cukru, a może będzie musiała zmniejszyć także rozmiary produkcji zwierzęcej. Później niż zwykle rozpocznie się okres pastwiskowy, mniejsza jest produkcja warzyw spod osłon, możemy natomiast pocieszać się tym, że prawdopodobnie aż do końca roku nie zagrozi nam glebowa susza. Dobre i to.
Edmund Szot