Po co nam parlament? Ponoć nie ma głupich pytań, odważyłam się je jednak zadać. Sprowokowały mnie przeżycia związane z debatą nad projektami ustaw o związkach partnerskich. Nie ma głupich pytań, ale bywają głupie odpowiedzi.
Uczeń wie, że parlament jest od stanowienia prawa, dodajmy – dobrego prawa. Głupio nie brzmi, ale odpowiedź jest po uczniowsku naiwna, podręcznikowa. Wspomniane przeżycia i obserwacja tego, co dzieje się na Wiejskiej, po proroczych słowach A. Leppera, że na sali sejmowej Wersal już był, skłaniają mnie do stwierdzenia, że nasz Sejm jest po to żeby nie było wojny… domowej. Na tym powinnam skończyć, bo wiele wskazuje, że odpowiedź jest poprawna. Wszystko jest jak na prawdziwym polu bitwy: marszałek ma buławę, przewodniczący klubów liczą szable, harcownicy mobilizują do walki a reszta izby zwiera szeregi. Jak na wojnie a do tego modnie i pouczająco, bo rekonstrukcje są na topie.
Wracam do debaty, która mnie tak poruszyła. Miałam problem, żeby zrozumieć o czym dyskutują wybrańcy narodu. Trudno to było wyłuskać z treści wystąpień. W końcu zrozumiałam, że idzie o to, żeby państwo posłowie zechcieli podjąć pracę nad przedstawionymi projektami ustaw. Taki był przedmiot obrad. Nic więcej. Przez chwilę myślałam, że to gorliwość pań i panów posłów spowodowała podjęcie dyskusji merytorycznej. Nic z tych rzecz. Szklana kopuła nad salą podskakiwała jak pokrywka na kociołku z wrzątkiem, kolumnada wpadła w pląs od krzyków, chichotu i dramatycznych gestów a po sali hasały upiory fobii, uprzedzeń i pychy. Tak polscy parlamentarzyści informowali siebie i nas, wyborców o tym, jakie mają poglądy, skąd je zaczerpnęli i jaką to mają osobistą odwagę głosić je publicznie. A co mnie, przeciętnego obywatela to obchodzi? Nic. Panie i panowie posłowie nas nie interesują wasze emocje! Zrozumcie to wreszcie. Mieliście tylko zdecydować o tym, czy chcecie dalej pracować nad projektami. Jak twierdzą wybitni prawnicy nawet ewentualna niekonstytucyjność projektu nie jest wystarczającym powodem do odmowy jego rozpatrzenia przez parlament. Odmówiliście nie podając racjonalnych argumentów a do tego wypuściliście demony. Jeśli już mamy tylko demokrację proceduralną to stanowienie prawa bezwzględnie musi opierać się na racjonalnych przesłankach. Nikt, nawet klub PSL, w tej feralnej debacie nie przytoczył ani jednego argumentu naukowego, ani jednego faktu przemawiającego za odmową pracy nad unormowaniem warunków życia sporej grupy społecznej.
Reasumując: debata, która miała na celu skierowanie do prac sejmowych uregulowanie lub nie trudnego problemu stała się soczewką skupiającą wady naszego parlamentaryzmu i lustrem, w którym mogli obejrzeć sejmowi polemiści. My, wyborcy też niejedno zobaczyliśmy.
Nie odważyłabym się prezentować tu swoich poglądów gdybym nie poczytała trochę. Poczytałam i posłuchałam prawników, konstytucjonalistów, socjologów, etyków. Wydaje się, że moje zniesmaczenie nie jest odosobnione. Ponieważ w tej kadencji pewnie jeszcze nie raz trzeba będzie zmierzyć się z trudną problematyką pozwolę sobie zamarzyć: posłowie PSL-owscy będą w takich debatach profesjonalni. Sejm i jego obrady są, a przynajmniej powinny być, szkołą obywatelskości. To misja, którą szanowało wiele pokoleń parlamentarzystów od Witosa i Mikołajczyka.
Drugie marzenie: wyrazista samodzielność w myśleniu o Polsce i Polakach. Jeśli ważne są dla ludowców takie wartości, jak godność człowieka, wolność, dobro wspólne, jeśli w życiu publicznym chcemy kierować się społeczną nauką Kościoła, to bądźmy konsekwentni niezależnie od tego, co inni politycy o nas powiedzą. Ważne jest to, czy działamy w interesie społecznym – w sejmie i poza nim też. Jest jedno, ale – w parlamentaryzmie posiadanie własnych poglądów musi iść w parze z umiejętnością zjednywania zwolenników a jak trzeba ze zdolnością zawierania kompromisu. Mam nadzieję, że po ostatnim kongresie te cechy zostały w PSL wzmocnione. Niektórzy obserwatorzy polskiej sceny politycznej mówią o kompleksie PiS-u, który dotyka wielu polityków. Cierpią na niego sieroty po POPiS-ie, ale nie tylko. Inicjatywa „Centrum dla Polski” jest nadzieją. Całymi latami nie kto inny jak ludowcy mówili o chłopskiej godności. W czasie II RP w jej imię chłopscy działacze nie zginali karku przed doczesnymi autorytetami. Warto o tym pamiętać wtedy, kiedy jest trudno.
Jak już weszłam na śliską ścieżkę recenzowania praktyki parlamentarnej, powinnam odnieść się również do stosowania dyscypliny klubowej. Dyscyplinę tę traktuję jak dowód na ułomność pracy tych gremiów. Wiem również, że przy dużej liczbie i zawiłościach prawnych rozpatrywanych ustaw trudno być kompetentnym w każdej dziedzinie. W przypadku jej stosowania w odniesieniu do norm prawnych dotyczących wartości, obyczajowości czy nowych zjawisk w życiu społecznym jest niebezpieczna w dwójnasób, bo dotyka najdelikatniejszych kwestii – światopoglądu, sumienia, czy osobistych doświadczeń. Zdaję sobie sprawę, jak wtedy trudno być chłodnym arbitrem, a szczególnie posłem odwołującym się do wartości chrześcijańskich. W takich sytuacjach trzeba szukać pomocy u mądrzejszych. Oto, co mówił św. Tomasz o relacji wiary do nauki: jeśli jakieś odkrycie praktyczne zostaje bezapelacyjnie potwierdzone, tradycyjne tłumaczenia oparte na Biblii muszą ustąpić, bo musiały być błędne (Tomasz z Akwinu „Summa Theologica, rozdz. 1). Niech ta głęboka myśl jednego z największych ojców Kościoła częściej towarzyszy nam, ludowcom.
Ewa Niedbalska