Na świecie trwa walka o kapitał inwestycyjny. Potrzebują go zarówno ekonomiczne mocarstwa, jak i najbiedniejsze kraje. W warunkach globalizacji może się on przemieszczać z kontynentu na kontynent zaskakująco szybko. Trwa polowanie na tę cenną, lecz płochliwą zwierzynę. Wygrywają ci, którzy potrafią zatrzymać ją u siebie.
Kryzys na naszych oczach zmienia reguły gry ekonomicznej. Do tej pory było wiadomo, że kapitał inwestycyjny podąża tam, gdzie znajduje najlepsze warunki. Teraz, gdy obudziły się narodowe egoizmy, a rządy walczą o każde miejsce pracy, nie jest to już takie oczywiste. Najbogatsze kraje zaczęły oferować inwestorom większą pomoc publiczną, wywierają też na wielkie firmy naciski polityczne. Są one często skuteczne. Decyzja o przeniesieniu produkcji Fiata Pandy z Tychów pod Neapol jest tego dowodem. Nawet niższe niż we Włoszech koszty pracy w Polsce niewiele znaczyły. Wszystko wskazuje na to, że nasze starania o pozyskanie inwestorów będziemy prowadzili w jeszcze trudniejszych niż do tej pory warunkach. Z jednej strony konkurentami są najbardziej rozwinięte kraje, za którymi przemawia bliskość dużych rynków zbytu i znakomita infrastruktura, z drugiej zaś państwa wyraźnie biedniejsze, których atutem są zarówno niższe koszty pracy, tańsze tereny inwestycyjne, jak i znacząca pomoc publiczna. My zaś musimy walczyć nie tylko o utrzymanie Specjalnych Stref Ekonomicznych, ale słabną też nasze dotychczasowe przewagi. Praca w Polsce pomału, ale jednak drożeje, znacznie szybciej niż przed laty rosną ceny energii. Nie udało się uprościć wielu biurokratycznych procedur, co zraża zwłaszcza małe i średnie firmy. Duże przedsiębiorstwa stać na wynajęcie kancelarii prawnych, które potrafią poruszać się na torze przeszkód. Mniejsze muszą radzić sobie same, co zawsze jest trudniejsze. Wprawdzie poprawił się stan naszej infrastruktury komunikacyjnej, daleko nam jednak do standardów zachodnich. Zyskały tereny położone wzdłuż zachodniej granicy. Inwestorzy oceniają, że dobre połączenia z europejskim system komunikacyjnym ma Dolny i Górny Śląsk. Jednak rezygnacja z budowy wielu tras szybkiego ruchu, zwłaszcza we wschodniej części kraju, skazuje te obszary na inwestycyjny zastój.
Gra coraz trudniejsza
Nie da się ukryć, że walka o zagranicznych inwestorów staje się coraz trudniejsza. Kryzys sprawił, że czekając na lepsze czasy, bardzo ostrożnie wydają oni swoje pieniądze. Że tak się dzieje, pokazuje to spadek inwestycji zagranicznych po 2008 r. Średnio w świecie wyniósł on 30 proc. w Polsce – 20 proc. W rankingach atrakcyjności inwestycyjnej nadal lokujemy się wysoko, tak w Europie, jak i w świecie. Według raportu przygotowanego przez firmę doradczą Ernst&Young w najbliższych trzech latach Polska będzie po Niemczech drugim w Europie krajem zainteresowania inwestorów. Z kolei raport ONZ uznaje Polskę za najbardziej atrakcyjne miejsce do inwestowania w Europie. W świecie zaś daje nam szóstą pozycję. Wyprzedzają nas tylko takie potęgi gospodarcze jak USA, Rosja, Chiny, Indie i Brazylia. Eksperci Ernst&Young ostrzegają, że widać zagrożenia, które mogą doprowadzić do utraty przewagi nad konkurentami. Już teraz do dużo mniejszych Czech napływa więcej kapitału niż do Polski. Ten kraj, a także Słowacja, wyprzedza nas pod względem wartość inwestycji zagranicznych w przeliczeniu na mieszkańca. Poza tym, niezbyt dobra jest struktura inwestycji. Zbyt mało środków zagraniczni inwestorzy lokują w produkcję, co jest dla gospodarki najbardziej pożądane, sporo zaś w uruchomienie usług z otoczenia biznesowego. Wiele zagranicznych firm właśnie do Polski przenosi całe działy księgowości czy telemarketingowe. Ten rodzaj outsoursingu daje im ogromne oszczędności. Realne jest zagrożenie, że gdy poprawi się koniunktura gospodarcza w świecie, tego typu usługi wrócą do macierzystych firm. Można je przecież z dnia na dzień przenieść gdzie indziej.
Mapa zagrożeń
Można rzec sentencjonalnie – nic nie trwa wiecznie. Jednak to nie zwalnia od podjęcia działań, które pozwoliłyby utrzymać nam dotychczasową wysoką pozycję. Musimy dokonać analizy nie tylko naszych atutów, ale i mankamentów, opracować swego rodzaju mapę zagrożeń. Z taką inicjatywą wystąpił ośrodek analityczny THINKTANK, wskazując, że konieczne jest nie tylko tworzenie dobrych warunków dla nowych inwestorów, ale również i dla tych, którzy już są obecni na naszym rynku. Strategiczny jest los Specjalnych Stref Ekonomicznych po 2020 r. Decyzja o inwestowaniu ma przecież przynajmniej kilkuletni horyzont. Niezmiernie ważna jest spójność i jakość otoczenia regulacyjnego oraz działania organów publicznych. Powinny one sprzyjać inwestorom, a nie mnożyć przeszkody i zwlekać z decyzjami. Zdaniem prof. Witolda Orłowskiego z PWC potrzebny jest lepszy dialog pomiędzy przedsiębiorcami a administracją, wypracowanie jego nowoczesnej, nadążającej za globalnymi zmianami formy. Inwestorzy zwracają też uwagę na wyzwania długoterminowe: zwiększenie poziomu kapitału ludzkiego i edukacji, akceptację przedsiębiorczości, poprawę jakości prawa, a przede wszystkim formułowanie i wdrażanie spójnych strategii. – Mam odczucie, że podejście polskich władz do inwestorów nie bierze pod uwagę zmian w otoczeniu globalnym i europejskim, jakby nic się działo. A to otocznie zmienia się diametralnie –za uważa Leszek Wącisz, członek zarządu Nestle Polska. Konieczna jest też współpraca rządu i inwestorów w zakresie wpływu na regulacje unijne. Wiele rozwiązań powstaje bowiem na poziomie europejskim. – Wspólne lobbowanie za korzystnymi dla Polski rozwiązaniami leży w interesie nie tylko inwestorów. Ta sfera współpracy jest jednak rzadko wykorzystywana – zwraca uwagę Patrycja Gołos, dyrektor ds. korporacyjnych w UPC.
Mamy atuty
Inwestycje zagraniczne pobudzają gospodarkę, wzmacniają jej konkurencyjność. Tworzą miejsca pracy, wnoszą nowe technologie i innowacyjne rozwiązania. Jest to ważne zwłaszcza dla kraju na dorobku, który tak bardzo potrzebuje kapitału. W grze o inwestorów mamy wiele atutów. Jesteśmy krajem stabilnym politycznie i gospodarczo. Mamy wykształconych i wykwalifikowanych pracowników. Nadal niższe są u nas koszty pracy. Liczy się też duży rynek zbytu oraz to, że jesteśmy w Unii Europejskiej. Cały czas nie docenia się, jak duże znaczenie mają tzw. czynniki miękkie – atmosfera i zaangażowanie państwa. Proces lokowania inwestycji przypomina bowiem kupowanie samochodu. Najpierw decydują dane techniczne, a później postawa sprzedawcy. Może on zachęcić do wyboru określonego modelu auta lub nie zadbać o to, by kupiec się nim zainteresował. Z podobnym mechanizmem mamy do czynienia w przypadku inwestorów. Ich decyzje w dużej mierze zależą od tego, czy traktuje się ich jako osoby bardzo pożądane czy też jak intruzów. Władze publiczne muszą tego mieć świadomość.
Teresa Hurkała