Kryzys sprawił, że w globalnym świecie nasiliły się praktyki protekcjonistyczne. Nawet na unijnym rynku poszczególne kraje bronią przede wszystkim swoich interesów gospodarczych. Politycy wyjaśniają, że takie są społeczne oczekiwania. Powszechne jest też kupowanie rodzimych wyrobów. Finowie na przykład wybierają w sklepach własne owoce, choć półki zapełnione są znacznie dorodniejszymi jabłkami, gruszkami czy śliwkami z innych krajów. Niemieccy konsumenci są przekonani, że produkty made in Germany przewyższają jakością importowane.
W Polsce nadal pokutuje myślenie, że wszystko, co zagraniczne musi być lepsze. Nie dotyczy to tylko żywności. Uważamy, że jest ona smaczniejsza i zdrowsza, a dodatkowo także tańsza. Inne własne wyroby nie mają już tak wysokich notowań, nawet, gdy w niczym nie ustępują tym z zagranicy. Nie tak rzadko właściciele firm, by przyciągnąć do swoich sklepów klientów, nadają im obcojęzyczne nazwy. Uważają, że polska marka nie jest magnesem. Potrzeba czasu, by zmieniło się to podejście. A postawa przeciętnego konsumenta ma znaczenie dla całej gospodarki. Gdy kupuje polskie produkty, przyczynia się do zwiększenia krajowego dochodu narodowego. Jeśli wybiera zagraniczne, zwiększa PKB we Włoszech, Francji czy w Niemczech. Ochrona własnego rynku nie jest czymś nowym. Wiele krajów zachodnich budowało swój dobrobyt na lojalności konsumentów, co przekładało się na kondycję rodzimych firm, a w efekcie całej gospodarki. Państwa dużą wagę przykładały, i nadal tak czynią, do wspierania własnych firm w ich ekspansji na rynki zagraniczne. Modelowym wręcz przykładem mogą tu być Niemcy, do niedawna największy eksporter w świecie. Samorządy gospodarcze i administracja rządowa otwierają biznesowi okno na świat. I są to konkretne działania – od promocji, po rozeznanie miejscowych uwarunkowań po wsparcie polityczne. Chociażby wejście na rynek chiński toruje niemieckim przedsiębiorcom ponad 1000 urzędników, gdy polskich tylko dziesięciu. Gęsta sieć połączeń Lufthansy ma służyć biznesmenom, którzy muszą swobodnie poruszać się po świecie. Nowocześnie rozumiany patriotyzm w sferze ekonomicznej jest charakterystyczny dla takich krajów jak USA, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Rosja, Indie, Chiny, Japonia, Turcja, Korea Południowa, a więc światowych potęg gospodarczych.
Bariery ekspansji zagranicznej
U nas nie dopiero zaczyna mówić się o potrzebie kreowania patriotyzmu gospodarczego. W ministerstwie gospodarki odbyła się niedawno debata o nim, zainicjowana przez ośrodek analityczny THINTANK. – Patriotyzm gospodarczy to między innymi zapewnienie ochrony naszym firmom za granicą, wsparcie strategii naszych przedsiębiorstw, ale też dbanie o zagranicznych inwestorów. Może to być jednak równie dobrze kupowanie polskich produktów i wspieranie sieci polskich producentów w ramach zapewnienia popytu na wytwarzane przez nich produkty. Wspieranie rozwoju i internacjonalizmu polskich przedsiębiorstw jest i będzie jednym z najważniejszych zadań podejmowanych przez rząd i resort gospodarki. W najbliższym czasie określi on, na czym w obecnych warunkach polegać ma aktywne działanie państwa w tej sferze – zapewniał Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki. Z badań przeprowadzonych przez ośrodek analityczny THINTANK wynika, że 81 proc. rodzimych przedsiębiorstw uważa, że dobrze sobie radzą w środowisku międzynarodowym, ale przy większym wsparciu państwa mogłyby być bardziej skuteczne. Teraz muszą samodzielnie pokonywać wiele barier, by wejść na zagraniczny rynek. W Niemczech na przykład, by sprzedawać tam swoje produkty i usługi, polskie firmy muszą zdobyć tzw. certyfikaty, wydawane przez urzędników. Bez tego nie mogą tam działać. Ponoszą też duże koszty związane z ekspansję. Muszą wyłożyć pieniądze na rozeznanie rynku, jego uwarunkowań politycznych i prawnych, by dostosować się do reguł na nim obowiązujących.
Walka toczy się w wymiarze ekonomicznym
– W XIX i XX wieku wyrazem patriotyzmu były walki zbrojne o zachowanie bytu państwa, teraz ta walka toczy się w wymiarze ekonomicznym. Dla takich krajów jak USA, Niemcy czy Wielka Brytania i Chiny patriotyzm gospodarczy jest jądrem polityki państwa. Jego aparat przykłada dużą wagę do wspierania krajowych firm. Rządy wyraźnie je preferują. Chociażby w Chinach zagraniczni inwestorzy muszą spełnić wyśrubowane wymogi środowiskowe. Takie restrykcje nie dotyczą rodzimych przedsiębiorców. I to jest akceptowane w tutejszej kulturze biznesowej. Najważniejsze rozgrywki toczone są dziś w sferze gospodarki. Dla Polski wyzwaniem jest poprawa proporcji pomiędzy kapitałem rodzimym a zagranicznym, na rzecz oczywiście tego pierwszego. Nie jest prawidłowe, gdy bank niemiecki bez żadnych przeszkód może wejść do Polski, gdy przed polską firmą stawia się w Niemczech różnego typu bariery. To rząd powinien zabiegać o to, by zniknęły takie praktyki – przekonywał Krzysztof Domarecki, założyciela „Seleny SA”, jednego z największych w świecie producentów pianki poliuretanowej. Zdaniem Ryszarda Frelka, prezesa „Fargo”, drugiego w Europie producenta okien dachowych, pomoc państwa, na jaką mogą liczyć przedsiębiorcy, jest nazbyt sformalizowana. Dlatego wielu z nich w ogóle o nią nie zabiega. Olgierd Dziekoński z Kancelarii Prezydenta przypomniał, że te kraje, które osiągnęły sukces gospodarczy w świecie zawdzięczają go współpracy firm z samorządem gospodarczym i wspieraniu ich działalności za granicą przez izby przemysłowo-handlowe. Zwrócił uwagę, że w ustawie o samorządach nie ma nic o wspieraniu przez nie lokalnej gospodarki. – Środowisko biznesowe jest gotowe do współpracy, ale nie jest do niej przygotowana administracja rządowa i samorządowa – podkreśliła Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Lewiatana.
Przyszłościowe branże
Polscy przedsiębiorcy poradzili sobie na rynku unijnym. W ciągu 20 lat polski eksport do UE wzrósł z 32 do 70 proc. Niewielu, bo tylko 0,1 proc. z nich, myśli o ekspansji poza Europę. Ponad 90 proc. przyznaje, że to nie jest to dla nich kierunek. Poznali już, jak funkcjonuje rynek unijny, na innych kontynentach widzą go jako ziemię nieznaną. Ale nie tylko to jest przeszkodą. – By mówić o ekspansji poza Europę, trzeba mieć dużą skalę produkcji i sprzedaży. Inaczej opłacalność przedsięwzięcia jest bardzo problematyczna – zaznaczył Krzysztof Krystowski, prezes „Bumaru”. Za najatrakcyjniejsze rynki nasi przedsiębiorcy uznają sąsiadów: Niemcy, Słowację, Ukrainę, Białoruś, Rosję, Czechy. W drugiej kolejności wymieniają Szwecję, Francję, Holandię, Belgię, Danię, Włochy, Hiszpanię. Spoza krajów unijnych wskazują na Turcję, Norwegię i Serbię oraz na Chiny. Wicepremier Janusz Piechociński zapewnił, że Polska postawi na promocję i rozwój najbardziej przyszłościowych branż eksportowych: budownictwa, mebli, maszyn i urządzeń górniczych, przemysł jachtowy, sprzęt medyczny, IT/ICT, przemysł obronny, wyroby jubilerskie i z bursztynu, kosmetyki, odzież skórzaną, przemysł biotechnologiczny i farmaceutyczny oraz oczywiście żywność. To te branże mają budować polską markę. Rząd będzie promować te wyroby i zachęcać do inwestycji między innymi w Chinach, Turcji, Kanadzie, Brazylii, a także w krajach afrykańskich: RPA, Kenii, Mozambii, Angoli. Liderzy eksportu mają szanse otrzymać dotacje z programu „Innowacyjna gospodarka”. Do wykorzystania jest 33 mln zł. Mogą się o nie starać dobrze rokujące firmy. W zeszłym roku z tego wsparcia skorzystało wielu przedsiębiorców, głównie z branży kosmetycznej, jubilerskiej, medycznej i żywnościowej.
Teresa Hurkała