Najgorsza sytuacja z kupnem mieszkania jest w dużych miastach. Tu deweloperzy za metr kwadratowy żądają nawet kilkakrotności miesięcznych zarobków. Na taki wydatek stać jedynie nielicznych. W Polsce są wypracowane mechanizmy, które mogłyby pomóc średnio zarabiającym osobom, trzeba by było tylko do nich wrócić.
Od lat nie buduje się już mieszkań spółdzielczych, co w latach PRL dawało wielu ludziom szansę na własne M. Dlaczego coś, co się sprawdzało przed laty, teraz nie może być prowadzone? Dlaczego nie ma też kontynuacji TBS-ów? Z tej formy budownictwa mogli skorzystać ludzie, którzy zarabiali za dużo, by strać się o lokal komunalny, ale za mało, by kupić sobie mieszkanie na wolnym rynku. A jest to całkiem spora grupa Polaków. Przyczyną podobno jest to, że wyczerpały się możliwości wspierania tego typu budownictwa. Zlikwidowano ulgi mieszkaniowe, które dla ludzi, którzy zdecydowali się zbudować własny dom miały znaczenie. Jedyną pomocą państwa jest program „Rodzina na swoim”, który zresztą kończy się w tym roku. Obostrzenia dotyczące metrażu oraz ceny zakupu M2 ograniczyły liczbę tych, którzy chcieli skorzystać z dopłat. Deweloperzy po prostu budują za drogo. Ponadto nie wszyscy mogli dostać pożyczkę w banku. – Długo szukaliśmy mieszkania, którego koszt budowy nie przekraczałby wyznaczonego limitu. Udało się nam, ale nie w Warszawie, lecz w Nowym Dworze Mazowieckim. Zdecydowaliśmy się na nie, bo dopłata przy naszych finansach to spora pomoc – mówią Monika i Andrzej Szymańscy. Gdzieś w drugiej połowie 2013 r. wystartuje program „Mieszkanie dla młodych”. Niestety, skorzysta z niego jeszcze mniej osób. Budżet dopłaci bowiem tylko do nowych mieszkań. Do kupowanych na rynku wtórnym już nie, podobnie jak i do budowanych domów. A dwóch na trzech uczestników „Rodziny na swoim” kupowało właśnie lokale z rynku wtórnego.
Banki mniej skore do pożyczania
Minęły czasy, gdy banki prowadziły szeroką zakrojoną akcję kredytową. Pożyczały nawet do 100 proc wartości mieszkania. Nie przyglądały się wnikliwie zdolności kredytowej swoich klientów. Teraz o pieniądze na zakup mieszkania jest znacznie trudniej. Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła restrykcje, które nakazują stosowane ostrzejszych procedur. Spełnienie warunków zdolności kredytowej jest więc dużo trudniejsze niż kilka lat temu. Banki pożyczają też coraz mniejsze kwoty. Aż 58 proc. starających się o pożyczkę dostało mniej niż 200 tys. zł. A wartość co czwartego kredytu nie przekraczała 100 tys. zł. Efektem tej polityki jest spadek liczby udzielanych kredytów – latem 2012 r. pieniądze otrzymało 50,7 tys. osób, o 9 tysięcy mniej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Restrykcje banków odbiły się na deweloperach. Znacząco zmalał popyt na budowane przez nich lokale. Coraz trudniej sprzedają się te o większym metrażu. Tylko luksusowe apartamenty nadal znajdują nabywców. Średnio sytuowany Polak bez bankowej pożyczki nie kupi mieszkania, choć ceny na wolnym rynku cały czas spadają. W tej sytuacji deweloperzy budują coraz mniej. Według GUS w 2008 r. oddano do użytku 165 tys. nowych mieszkań, w 2009 r. – 160 tys., w 2010 r. – 135 tys., a w 2011 r. – 131 tys. Zupełnie nie wypaliła budowa mieszkań na wynajem. Nie powinno to dziwić. Wytłumaczenie jest łatwe. Lepiej sprężyć siły całej rodziny i kupić coś własnego niż przez długie lata wrzucać do czarnej dziury opłaty za wynajem. Za mało zarabiamy, by inwestować swoje środki, w coś, co nigdy nie będzie nasze. Ponadto sami deweloperzy nie są zainteresowani budową na wynajem. Dla nich liczy się przede wszystkim zysk. Zapewnia go szybki obrót kapitału. W przypadku wynajmu na zwrot wyłożonych pieniędzy muszą czekać zbyt dług.
Polacy mieszkają najgorzej w UE
Unijny Eurostat przyjrzał się, jak mieszkają Europejczycy. Pod uwagę wzięto nie tylko samą powierzchnię, ale też wyposażenie mieszkań. Okazało się, co nie powinno dziwić, że najgorsza sytuacja jest w Polsce, Rumunii i na Łotwie. Aż 60 proc. polskich rodzin mieszka w warunkach, które nie spełniają unijnych standardów. Mieszkania są za małe w stosunku do liczby domowników, w złym stanie technicznym i nierzadko pozbawione są podstawowych mediów. Co 20 Polak nie ma u siebie toalety, a co 15 łazienki. Najgorzej wypadają rodziny z dziećmi. Tylko co piąta dysponuje lokalem o odpowiedniej wielkości. Według unijnych standardów rodzinie z trojgiem dzieci przysługuje lokal pięciopokojowy. W naszych realiach takie lokum to luksus. Najwygodniej w Europie mieszkają Włosi, Hiszpanie, Brytyjczycy i Duńczycy. W tych krajach przeciętny metraż mieszkania wynosi od 80 do 140 m2. Ceny mieszkań w Polsce są takie same jak w Hiszpanii, we Włoszech czy w Niemczech. A zarabiamy 3-4 razy mniej. Nic dziwnego, że dla wielu Polaków mieszkanie jest dobrem pożądanym, lecz niestety luksusowym. Widać państwo nie widzi w tym żadnego problemu.
Teresa Hurkała