Zadłużenie samorządów przekroczy w tym roku 70 mld zł. Wydaje się duże, ale jest to mniej niż 10 proc. długu państwa. Wpływ zadłużenia samorządów na wskaźniki makroekonomiczne polskiej gospodarki jest więc ograniczony. Ile można zaoszczędzić, tnąc ich wydatki? W skali kraju niewiele, ale skutki boleśnie odczują miliony Polaków.
W ostatniej dekadzie samorządy wzięły na siebie ogromną odpowiedzialność. To one przygotowały i sfinalizowały setki inwestycji, przede wszystkim w infrastrukturę. Kanalizacje, wodociągi, oczyszczalnie ścieków, drogi, chodniki, hale i boiska sportowe, wiejskie świetlice, to wszystko ma wpływ na jakość codziennego życia milionów Polaków. Nie ma zakątka kraju, w którym nie znaleźlibyśmy śladów działalności inwestycyjnej. Gdy mowa o skoku cywilizacyjnym, którego Polska dokonuje dzięki funduszom unijnym, to mamy na myśli przede wszystkim przedsięwzięcia prowadzone przez samorządy. Udało się im przebrnąć przez zawiłości unijnych procedur, co, jak twierdzili sceptycy, miało być zbyt trudne dla polskich gmin i powiatów. Nie słuchać o problemach z rozliczeniem inwestycji i kłopotach firm budowlanych, które pracowały na rzecz samorządów. Mechanizm unijnej pomocy jest jednak taki, że zanim dostanie się pieniądze, trzeba ukończyć inwestycje, a więc zdobyć środki na jej sfinansowanie. Niewiele jest gmin, które znajdą je we własnym budżecie. Toteż większość samorządów zaciągnęła duże kredyty. Duże jak na skalę gminy czy powiatu, bo porównując do tzw. długu państwa to niezbyt wiele. Te pieniądze są zwracane w miarę rozliczania inwestycji.
Maleją dochody
Do 2009 r. samorządy trzymały w ryzach swoje finanse. Zwłaszcza gminy wiejskie mierzyły swoje siły na zamiary. Dostosowywały zakres inwestycji do swoich dochodów. Nie brały kredytów, by nie naruszyć stabilności swoich finansów. Jednak presja mieszkańców na poprawę warunków życia była tak silna, że władze lokalne podejmowały się zadań inwestycyjnych. Musiały zaciągać pożyczki, by zgromadzić tzw. wkład własny. Nie widziały w tym zagrożenia. Liczyły na to, że ich dochody będą rosły. Stało się jednak inaczej. Nastąpiła destabilizacja finansowania samorządów w wyniku zmian w regulacjach prawnych. Samorządowcy szacują, że ubytek ten wynosi rocznie 8 mld zł. Najwięcej, bo aż o 4,9 mld zł uszczupliła lokalne budżety zmiana skali podatkowej (stawek oraz progów), 2,6 mld zł kosztowała wprowadzona w 2009 r. ulga prorodzinna. Inne straty spowodowała zmiana ustawy o opłacie skarbowej (87,6 mln zł), zmiana ustawy o podatkach i opłatach lokalnych (199 mln zł) i zmiana podatków od spadków i darowizn (150 mln zł). Zmniejszyły się też wpływy z PIT (o 97 mln zł) i CIT (o 40 mln zł). Te straty nie zostały zrekompensowane. Ponadto cały czas na barki samorządów przerzucano coraz to nowe zadania, ale nie szły w ślad za nimi wystarczające pieniądze na ich realizację. Finanse gmin najbardziej rujnuje oświata. – Subwencja wystarczy praktycznie na wynagrodzenia nauczycieli. W 2010 r. z gminnej kasy dołożyliśmy do szkolnictwa 1,8 mln zł, rok później aż 2,5 mln zł – mówi Wojciech Gajewski, wójt gminy Zawidz Kościelny. Podobna sytuacja jest we wszystkich samorządach. A jeszcze muszą znaleźć środki na dofinansowanie opieki społecznej, służby zdrowia i innych zadań zlecanych im przez rząd.
Rośnie zadłużenie
Zdaniem prof. Michała Kuleszy, twórcy reformy samorządowej, rząd przeciąża samorządy. Skutki tego mogą być katastrofalne. Upadek samorządów oznaczałby upadek dobrze dotąd funkcjonującego systemu obsługi potrzeb lokalnych. Samorządy także alarmują, że znalazły się pod ścianą. Kończą się ich możliwości wywiązywania się z nałożonych na nie zadań. Co gorsze, mogą mieć problemy z wykorzystaniem unijnych środków. A to byłaby niepowetowana strata dla gmin, powiatów, województw, a także kraju. – Trzeba mieć świadomość, że większość zadłużenia samorządów ma charakter prorozwojowy. Nie rozdawały budżetowych pieniędzy, lecz je racjonalnie lokowały, wypełniając oczekiwania mieszkańców. Wprawdzie nasze województwo nie ma zadłużenia, ale wiele świętokrzyskich gmin boryka się z tym problemem. Mamy wynegocjowany duży (150 mln zł) kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Przeznaczymy go na poprawę sieci komunikacyjnej w regionie. Dziś emocjonujemy się funduszami, które Polska może dostać w nowej unijnej perspektywie finansowej. A powinniśmy zastanowić się, czy będziemy w stanie je wykorzystać. Uważam, że należy przeprowadzić audyt możliwości absorpcji tych środków przez nasze państwo, a nie tylko cieszyć się samym strumieniem pieniędzy, który popłynie do Polski po 2014 r. – przekonuje Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego. Jeszcze dwa lata temu około 3900 jednostek samorządu terytorialnego nie miało żadnego zadłużenia lub ich dług utrzymywał się na poziomie minimalnym – poniżej 2 proc. rocznych dochodów. Najwięcej w tej grupie jest gmin wiejskich, ale są w niej też duże miasta (np. Gliwice) i województwa – świętokrzyskie i wielkopolskie. Jednak w końcu 2010 r. liczba tych, w których dług przekroczył 60 proc. ustawowy próg dochodów, wynosiła już 70, gdy jeszcze w 2008 r. było ich zaledwie 3, a rok później tylko 17.
Limity zahamują inwestycje
Największy skok zadłużenia samorządów przypada na 2009 r. Główną jego przyczyną było apogeum działań inwestycyjnych. Znaczenie miało też spowolnienie gospodarcze, spowodowane kryzysem, oraz spadek dochodów samorządów. Samorządowcy przekonują, że dynamiczny wzrost zadłużenia samorządy mają już za sobą. Kończy się obecna perspektywa finansowa i praktycznie nie ma już wolnych funduszy do zagospodarowania. A uruchamianie środków z nowego unijnego budżetu trochę potrwa. Poza tym zacznie się refundacja poniesionych nakładów. Samorządy będą więc miały czas na ustabilizowanie swoich finansów. Z niepokojem przyjęły propozycje redukcji ich zadłużenia przedstawione przez ministra finansów. Zdaniem przedstawicieli władz lokalnych, proponowane limity zadłużenia są zbyt rygorystyczne. Mogą zahamować działalność inwestycyjną i zaprzepaścić wykorzystanie unijnych funduszy. – Według proponowanych przepisów nasze województwo mogłoby zaciągnąć tylko 20 mln zł kredytu, co stanowi zaledwie 3 proc. naszych dochodów. Jak w tej sytuacji prowadzić inwestycje? –zastanawia się marszałek Adam Jarubas. Samorządy postanowiły same zawalczyć o swoje jutro. Złożyły do Sejmu projekty ustaw, które mają zwiększyć ich dochody (zwiększenie udziału w podatku PIT z 39,34 do 48,78 proc. w przypadku gmin i z 10,25 do 13,03 proc. w powiatach) i umożliwić racjonalne zarządzanie oświatą.
Jaka perspektywa
Odpowiedzią na gospodarcze kłopoty powinno być szukanie oszczędności i trudno tu nie zgodzić się z ministrem finansów. Są jednak różne rodzaje racjonalności- krótki i długoterminowy. Patrząc w perspektywie kilku miesięcy lub roku, warto dokonać nawet drastycznych cięć. Ale przecież nie można ograniczać się do planowania tylko w tej skali. Trzeba myśleć o możliwościach rozwoju za pięć, dziesięć i dwadzieścia lat. To zaś, co ma sens dziś, może być szkodliwe w dalszej przyszłości. Jeżeli oszczędności nie mają oznaczać stagnacji, a nawet regresu, to trzeba zastanowić się, kto, na co i z jakimi efektami wydaje pieniądze. Samorządy dowiodły, że inwestują w przyszłość Polski lokalnej.
Teresa Hurkała